"Bridget Jones 3" - recenzja. Witaj nowa - stara Bridget! Dobrze, że jesteś!

Kamila Glińska
Kamila Glińska
To już (prawie) całkiem nowa Bridget!fot. materiały dystrybutora UIP
To już (prawie) całkiem nowa Bridget!fot. materiały dystrybutora UIP
"Bridget Jones 3", czyli w oryginale "Bridget Jones's Baby", to trzecia odsłona przygód najpopularniejszej singielki na świecie. Bridget Jones w skórze Renée Zellweger wraca po 12 latach i... znowu bawi oraz wzrusza do łez! Nieco starsza, ale już bez zbędnych kilogramów, musi poradzić sobie z kolejnym psikusem losu i dowiedzieć się, kto jest ojcem dziecka, którego się spodziewa. Twórcy nie zrezygnowali przy tym ze znanego z poprzednich części, chwilami nieco absurdalnego humoru oraz uroczej nieporadności głównej bohaterki. Po raz kolejny Bridget Jones to kobieta z krwi i kości!

Kto jak kto, ale kobiety wiedzą najlepiej, że po 25. urodzinach, każde kolejne zmuszają do chwili refleksji na życiem i samą sobą. Na początku ta chwila jest bardzo krótka - to kilkusekundowa migawka, później robi się jednak coraz dłuższa, a konkluzje zwykle bywają coraz mniej satysfakcjonujące (bo przecież zawsze można było zrobić coś lepiej, spróbować czegoś innego lub uniknąć niepotrzebnych wpadek). Wie to także Bridget Jones (Renée Zellweger), która właśnie kończy 43 lata. Siedzi w swoich ulubionych bamboszach na swoim ulubionym łóżku i zamierza zjeść urodzinową babeczkę z pysznym, kalorycznym kremem, a w tle brzmi znana nam piosenka - "All by my self". Ale Bridget nie jest już tą samą Bridget, którą poznaliśmy w 2001 r. za pośrednictwem filmu "Dziennik Bridget Jones". Nie zmaga się z nadwagą, jest poważaną producentką informacyjnego programu telewizyjnego, a papierowy dziennik zamieniła na elektroniczne urządzenia, umożliwiające jej aktywność w mediach społecznościowych. Jest jednak coś, co się nie zmieniło - Bridget wciąż jest marzącą o wielkiej miłości singielką. Jej związek z Markiem Darcy (Colin Firth) - rozchwytywanym brytyjskim prawnikiem - rozpadł się ze względu na ciągłe zapracowanie Marka i ich odmienne style życia, a Daniel Cleaver (Hugh Grant)... no właśnie. O tym, co dzieje się z wrażliwym na kobiece wdzięki byłym szefie Bridget dowiemy się na samym początku 3. części przygód panny Jones.

Wróćmy jednak do naszej bohaterki. Mimo 43. urodzin, Bridget wie, że nie ma sensu zamartwiać się, dlatego szybko zmienia muzykę i zaczyna skakać w rytm "Jump Around" House of Pain’s. Wie o tym także jej przyjaciółka - prezenterka telewizyjna Miranda (Sarah Solemani), która postanawia zabrać Bridget na festiwal muzyczny, aby obie znowu mogły poczuć się jak nastolatki i - przy okazji - spotkać fajnego faceta "na raz". Na miejscu nasza singielka właśnie to robi (ktoś spodziewał się, że mogłoby być inaczej?). A właściwie, to on - Jack (Patrick Dempsey) - nieziemsko przystojny Amerykanin, w średnim wieku, z olśniewającym uśmiechem i dołeczkami w policzkach - pojawia się w najmniej oczekiwanym, ale jakże odpowiednim momencie i ratuje Bridget z opresji (tak, to kolejna rzecz, która się nie zmieniła - Bridget wciąż mimowolnie wpada w tarapaty). Pomaga jej wygrzebać się z błota, obdarowuje uwodzicielskim spojrzeniem i... tyle. Ale tylko póki co. Po szalonym wieczorze i hektolitrach wypitego alkoholu, Bridget trafia do cudzego namiotu, a w łóżku oczywiście zastaje pana wybawcę, który tym razem oferuje pomoc w zaspokojeniu najskrytszych pragnień uroczej 40-latki. Bridget nie ma nic przeciwko. Następnego dnia wraca do domu, po czym udaje się na chrzciny dziecka swoich przyjaciół. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż na uroczystości ponownie spotyka Marka, który tym razem wyznaje jej, że się rozwodzi i wciąż ją kocha. W myśl powiedzenia "stara miłość nie rdzewieje", Bridget i Mark lądują w łóżku. Po namiętnej nocy Jones ucieka, zostawiając jedynie pożegnalny list. Mijają trzy miesiące, a Bridget odkrywa, że los znowu spłatał jej figla - spodziewa się dziecka! Pojawia się przy tym dość istotne pytanie - kto jest ojcem - Jack czy Mark? Jak panowie zareagują na wieść, że zostaną tatusiami? Jak Bridget zdoła im wytłumaczyć, że nie są jedynymi kandydatami do tej roli? Który z nich okaże się być "tym jedynym"?

W "Bridget Jones 3" Renée Zellweger wraca do swojej roli życia. Bo, mimo że aktorka pojawiła się w wielu innych produkcjach (w 2003 r. otrzymała przecież Oscara za rolę w filmie "Wzgórze nadziei"), nie ulega wątpliwości, że to właśnie Bridget Jones stała się jej alter ego. Oglądając każdą z części wydaje się, że Bridget to Renée, a Renée to Bridget. Nie przeszkadza nawet fakt, iż Zellweger nie jest Brytyjką (urodziła się w małym mieście w stanie Teksas, w USA), a przygotowując się do pracy na planie "Bridget Jones 3" musiała ponownie uczyć się brytyjskiego akcentu i brać lekcje u trenera głosu. Wszystko po to, aby odtworzyć sposób mówienia, który sama wymyśliła w poprzednich częściach. Każdy ruch Bridget, mimika twarzy czy sposób ubierania się, wydają się być nieodłącznie związane z jej osobą. Widząc ją na ekranie zdajemy sobie sprawę, że wiele się zmieniło (wszyscy wiemy, że coś stało się z twarzą Zellweger, ale nikt nie wie, co dokładnie), ale kolejne minuty filmu utwierdzają nas w przekonaniu, że to, co najważniejsze pozostało. Po 12 latach od "Bridget Jones - w pogoni za rozumem" ponownie jest tą nieidealną, uroczą w swej nieporadności i jakże prawdziwą mimo fikcji literackiej i filmowej kobietą, żyjącą w wielkim mieście, która zmaga się z przeciwnościami losu, własnymi słabościami i nieuchronnie mijającym czasem. Kobiety na całym świecie dojrzewały razem z nią i uczyły się, że znalezienie miłości nie zależy od tego, ile mają centymetrów w udach albo kilogramów na wadze. Teraz jest podobnie - Bridget pokazuje, że każdy moment jest dobry na to, aby zmienić swoje życie nawet, jeśli ta zmiana nie do końca jest naszym autonomicznym wyborem.

Oprócz Renée Zellweger, na ekranie po raz kolejny widzimy Colina Firtha, który z posrebrzonymi skroniami wciąż prezentuje się idealnie. Dostojny Mark Darcy w jego wykonaniu ujmuje angielską elegancją i swego rodzaju "sztywniactwem", które w ostateczności staje się jedną z najbardziej zabawnych elementów w filmie. Jego konkurentem jest tym razem amerykański przystojniak - Jack, w którego wciela się Patrick Dempsey - aktor, będący jak wino - im starszy, tym lepszy. Na jego widok każdej kobiecie miękną kolana, nic więc dziwnego, że Bridget zdecydowała się na chwileczkę zapomnienia właśnie z nim. Z biegiem czasu okazuje się też, że Jack jest jednym z najbardziej romantycznych bohaterów komedii romantycznych ever (moment, w którym "nadrabia" wszystkie etapy związku przed ciążą)! W "Bridget Jones 3" pojawiają się też postacie epizodyczne, wybijające się ponad przeciętną. Wśród nich jest po raz kolejny Gemma Jones, czyli mająca szaleństwo w oczach mama Bridget, oraz Emma Thomson - kąśliwie zabawna pani ginekolog. Co ciekawe, aktorka jest także współautorką scenariusza filmu. Reżyserią 3. odsłony przygód Bridget Jones - tak jak przy pierwszej części - zajęła się Sharon Maguire, która ponownie ukazała bohaterów w samym środku klimatycznego Londynu. Atutem filmu jest również dynamiczny montaż oraz ścieżka dźwiękowa (tutaj króluje pojawiający się także na ekranie Ed Sheeran) - nowoczesna, chwilami radosna, a kiedy trzeba klimatyczna i wzruszająca.

"Bridget Jones 3" znacząco odbiega od tego, co znajduje się w serii książek, na kanwie których powstały filmy. W trzeciej części prozy Helen Fielding, Bridget jest wdową po Marku, który zginął w wypadku samochodowym. Została sama z dwójką dzieci i spotyka się z 29-letnim mężczyzną, logując się przy tym na portalach randkowych. Na ekranie nie zobaczymy żadnego podobieństwa z tą historią. To dobrze, bo dzięki temu możemy mieć nadzieję na totalne zaskoczenie. I tę nadzieję mamy do ostatniej chwili, w której Bridget wreszcie staje na ślubnym kobiercu. Jack czy Mark? Jeden z nich trzyma syna Bridget, drugi stoi u jej boku. Każdy może mieć swojego faworyta i do końca zastanawiać się, czy to właśnie on wygrał walkę o serce nieprzejednanej singielki. Oczywiście mimo wielu pozornych niedoskonałości, całość jest wyidealizowana i - w ostateczności - przewidywalna. Trudno bowiem wyobrazić sobie, aby w prawdziwym życiu przypadkowa ciąża sprawiła, że po latach samotności wokół nas pojawi się aż dwóch - przystojnych, zaradnych, inteligentnych, majętnych i czarujących kandydatów na mężczyznę do grobowej deski. Komedie romantyczne rządzą się jednak własnymi prawami, a jeśli są tak bezpretensjonalne i przepełnione zabawnymi dialogami jak "Bridget Jones 3" - można wybaczyć wszystko.

Ostatnia scena filmu wskazuje na to, że trzecia część przygód Bridget jest już ostatnią i to może najbardziej popsuć nam humor, który przez cały czas trwania filmu był na najwyższym poziomie. Co to za scena? O tym musicie przekonać się na własne oczy. Drogie panie, wybierzcie się do kina z przyjaciółką, z mamą, z mężem, z narzeczonym, z chłopakiem, z bratem lub całkiem same. Dobra zabawa gwarantowana niezależnie od tego, którą opcję wybierzecie.

"Bridget Jones 3" w TV - sprawdź datę emisji!

Ocena: 8/10

Kamila Glińska

[email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn