Hubert Urbański: "Milionerzy" to format, który zdarza się raz na milion [WYWIAD]

Adriana Słowik
Adriana Słowik
materiały prasowe TVN
materiały prasowe TVN
Na naszych oczach potwierdza się to, o czym plotkowano od dawna. Już wiosną 2017 roku, na antenę stacji TVN powróci kultowy program "Milionerzy". W roli prowadzącego ponownie zobaczymy Huberta Urbańskiego, z którym mieliśmy okazję ostatnio porozmawiać. Co oznacza dla niego powrót teleturnieju? Czy nowa odsłona "Milionerów" będzie się znacznie różnić od oryginału sprzed lat i czy znowu będziemy świadkami psychologicznych zagrywek prowadzącego, które przeszły już do historii polskiej telewizji?

Jeszcze kilka lat temu deklarował Pan, że „Milionerzy” to program Pana życia. Rozumiem, że przyjęcie propozycji, aby ponownie poprowadzić ten format było czymś naturalnym?

To prawda. Od dłuższego czasu słyszałem, że jest taki pomysł, żeby program wrócił. Nie będę ukrywał, że bardzo mnie to ucieszyło i najzwyczajniej trzymałem kciuki. Nagle okazało się, że jest dla tego programu miejsce w wiosennej ramówce stacji TVN i rzeczywiście nie było nad czym się zastanawiać. To program, do którego mam największy sentyment, ze wszystkich rzeczy, jakie robiłem do tej pory w telewizji.

Myśli Pan, że powrót do prowadzenia „Milionerów” to w pewnym stopniu efekt Pana udziału w innym programie stacji TVN - „Agent – Gwiazdy”? Że to właśnie „Agent” miał wpływ na Pana dalszą karierę telewizyjną, nowe propozycje pracy?

Udział w programie „Agent” i moja rola w nim na pewno nie zaszkodziła natomiast, czy to miało jakiś znamienny wpływ na to, że wracam do „Milionerów”? Trudno powiedzieć, to jest chyba suma bardzo wielu wydarzeń, działań. Przywrócenie „Milionerów na antenę wymagało determinacji wielu osób, a ja jestem tylko składową tej większej całości.

Chyba można powiedzieć, że „Milionerzy” to program kultowy. Podobnie zresztą jak „Agent”. Zastanawiam się jednak, jak rozumieć ten trend powrotów/reaktywacji programów rozrywkowych, ale i nie tylko. To brak pomysłów stacji telewizyjnych, a co za tym idzie odświeżanie starych, sprawdzonych formatów i ostatecznie pójście na łatwiznę?

Nie wiem jak Pani, ale ja lubię piosenki, które już znam i to też dotyczy chyba tego, co się obecnie dzieje w telewizji. Niektóre programy się opatrują i znikają, a inne mają potencjał i po prostu wracają. Tak jest moim zdaniem z „Milionerami”. Na taki format zawsze jest zapotrzebowanie. To jest tak jak z klasycznym garniturem w szafie, może się go nie nosi codziennie, ale przychodzi moment, kiedy się go zakłada, a on wciąż świetnie leży i wygląda.

Widzowie świetnie pamiętają Pana zagrywki w stosunku do uczestników, sposób budowania napięcia przez te wszystkie słynne (już) teksty jak: „Czy jesteś tego absolutnie pewny/-a?”. Czy tym razem będzie podobnie, a może spróbuje Pan zerwać z tamtym wizerunkiem i jako prowadzący zaskoczy widzów czymś nowym?

Zawsze trzeba uważać, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Ten program na pewno nie będzie identyczny, jakim był 15 lat temu – bo po pierwsze jest lekko odświeżona formuła, niektóre rzeczy będą trochę inaczej wyglądały. Jednak te podstawowe, kultowe pozostaną. Widzowie mogą się spodziewać, że znowu będę pytał „Czy to ostateczna odpowiedź”.

Zastanawiam się, czy to dla Pana to duże wyzwanie – zmierzenie się z samym sobą sprzed lat? Z pewnością nie uniknie Pan teraz porównań, co gorsze do samego siebie.

To jest dobre pytanie. Do tej pory nagraliśmy setki odcinków „Milionerów”, mam więc świadomość tego, że nie uniknę porównań. Dla mnie to jest taka sytuacja, gdzie z jednej strony siadam za kierownicą samochodu, którym jeździłem latami, a z drugiej jednak dawno go nie prowadziłem. Jest zawsze taki cień niepokoju, czy uda się zachować wszystkie dobre rzeczy z poprzednich odcinków, ale i znaleźć współczesny język dla współczesnego widza. Jestem dobrej myśli, zresztą nie jestem w tym sam, to jest duży zespół bardzo doświadczonych ludzi, część z nich to weterani dawnych odcinków „Milionerów” dlatego to musi się udać.

Istotą programu wciąż będzie wygranie miliona złotych, natomiast wspominał Pan o formule, która uległa odświeżeniu. Jakie zmiany zostały wprowadzone? Czego mogą się spodziewać widzowie?

Będziemy mieli nieco krótszą drogę do miliona, bo tych pytań będzie teraz dwanaście. Również do każdego odcinka i eliminacji „kto pierwszy ten lepszy”, będzie startowało już tylko sześciu uczestników, wcześniej było ich dziesięciu. Myślę, że uda się nam nieco przyspieszyć formułę programu, ale też z zachowaniem odpowiednich proporcji, w końcu kwintesencją tego programu jest nieograniczony czas na odpowiedź. Jeśli chodzi o koła ratunkowe, tutaj wszystko zostaje bez zmian – niezawodna publiczność, pół na pół i pytanie do przyjaciela. Do każdego z tych kół ratunkowych można przytoczyć masę zabawnych anegdot.

Jaka przychodzi Panu teraz do głowy?

Jak myślę pół na pół, to zawsze widzę chytre spojrzenia zawodnika, tą kiełkującą mu w głowie teorię spiskową, że koło ratunkowe eliminuje zawsze odpowiedzi, które on i tak podaje jako możliwe – myślę, że wielu zawodników zawsze bało się lub unikało podania swoich typów w obawie, że właśnie te odpadną. Ta koncepcja jest oczywiście nieprawdziwa, bo to wszystko jest przecież zaprogramowane wcześniej, jeszcze przed grą, niemniej jednak to bardzo zabawne i przywołuje różne śmieszne sytuacje na przestrzeni lat. Robienie „Milionerów” to jest wielka frajda, bo oprócz tego, że jest to telewizyjne show, to przede wszystkim gra – każda jest inna, bo każdy zawodnik jest inny.

Słyszałam również, że w nowych „Milionerach” zmieni się nieco treść pytań, będzie mniej tych naukowych. To prawda?

Chyba za wcześnie, by o tym mówić, ale naszą intencją jest, żeby pytania w „Milionerach” nie były przeznaczone wyłącznie dla ekspertów z wąskiej dziedziny – bo przecież, żeby wygrać w programie nie trzeba być od razu fizykiem kwantowym. Zapewniam, że jeżeli człowiek ma otwartą głowę, jeżeli słucha tego, co się dzieje dookoła, ma jakieś podstawowe wykształcenie i jest ciekawy świata, wystarczy - albo inaczej - daje realną szansę na wygranie miliona złotych. Sięgnę do klasyki, ale pytanie o to, skąd pochodził Conan Barbarzyńca, nie było pytaniem kwalifikowanym dla hiper erudyty, natomiast dotyczyło popkultury. Jak się okazało, zresztą paradoksalnie, było również pytaniem, przez które nie przeszedł nasz zawodnik, chociaż każdy dwunastolatek przed telewizorem znał odpowiedź.

A jakie znaczenie ma w tej rozgrywce szczęście?

Takie jak w życiu – kluczowe (śmiech). Trzeba mieć zawsze szczęście, ale szczęście sprzyja lepszym.

Mam wrażenie, że przez ostatnie lata media rozpisywały się o Panu głównie w kontekście powrotu do telewizji - tak było przy „Handlarzach”, „Agencie”. Nie obawia się Pan, że teraz będzie podobnie? Że znowu będą pisali o tym, że to Pan wraca, a nie program, że to Pana kolejna szansa?

Trudno chyba teraz powiedzieć, że wracam, bo ja po prostu znowu jestem. W międzyczasie zrobiłem w telewizji wiele innych rzeczy. Natomiast przyznam, że powrót w fotelu „Milionerów” jest szczególny, bardzo wyjątkowy dla mnie. Taki format zdarza się raz na milion.

Chciałam jeszcze na chwilę wrócić do „Agenta”, bo zapewne wie Pan, że w Argentynie trwają obecnie zdjęcia do 2. edycji programu. Czy ma Pan jakąś radę dla nowych uczestników? Jak powinni grać, żeby wygrać?

Cierpliwość i organiczna praca od podstaw każdego dnia, od rana do wieczora! Bardzo uważnie obserwować otoczenie, grać, a później wyciągać wnioski, manipulować i rozgrywać, a na końcu... wygrać. Taka jest moja rada (śmiech).

Przy okazji tego programu, ale i bardzo popularnej w jesiennej ramówce „Azji Express” głośno zrobiło się o tych złych montażystach, którzy swoją pracą przyczyniają się do kreowania zniekształconego obrazu gwiazd - manipulując wypowiedziami, tworzą ich fałszywy obraz. Jakie są Pana doświadczenia w tej kwestii?

Wydaje mi się, że każdy, kto świadomie idzie do tego typu programu powinien mieć świadomość, że materiał z jego udziałem będzie podlegał montażowi, a ten montaż – z mojego doświadczenia – idzie po prostu za historią. Osobiście nie miałem w ogóle poczucia, że program był przeinaczony przez montaż.

Co dalej z Pana występami na żywo - stand-upem i roastem?

To jest cały czas temat otwarty. Ja po prostu nie zawsze mam czas, żeby to robić. Piszę swój materiał, przygotowuje się, niedawno byłem w Poznaniu ze Stand Up Polska, tak naprawdę cały czas coś się dzieje, tylko wszystko jest w fazie rozwoju.

Jest jakaś osoba ze świata show-biznesu, którą chciałby Pan zroastować?

Może zacznijmy od tego, że roast nie jest moją ulubioną formą, zdecydowanie wolę stand-up. Dla mnie osobiście, roast to taka uboczna forma stand-upu, który jest dla mnie po prostu ciekawszy. Odpowiadając na Pani pytanie, czasami nie jest to najistotniejsze, kogo się roastuje, tylko w jakim towarzystwie się to robi.

Na koniec, czy teraz w tym natłoku zajęć, będzie miał Pan czas, żeby wpadać do słynnego Planu B?

Zawsze (śmiech).

Rozmawiała: Adriana Słowik
[email protected]

Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn