"Jeździec znikąd". "Piraci z Karaibów" przeniesieni na bezkresne połacie Dzikiego Zachodu [RECENZJA]

Redakcja Telemagazyn
Redakcja Telemagazyn
"Jeździec znikąd " (fot. materiały prasowe)AplusC
"Jeździec znikąd " (fot. materiały prasowe)AplusC
John Reid jest członkiem grupy strażników prawa, która wyrusza w pościg za Butchem Cavendishem. W jednym z kanionów mężczyźni wpadają w zasadzkę. Johna ratuje pochodzący z plemienia Komanczów Tonto.

NASZA OCENA: 8/10

Ameryka, połowa XIX w. Kraj dynamicznie się rozwija, trwa budowa linii kolejowej łączącej wschodnie i zachodnie wybrzeże. John Reid (Armie Hammer), przepełniony szlachetnymi ideałami nowojorski prawnik, zbiegiem okoliczności dołącza do grupy strażników prawa na Dzikim Zachodzie i razem z nimi wyrusza w pościg za groźnym przestępcą Butchem Cavendishem (William Fintcher). Kompletnie nie pasuje do tych ludzi, a z każdą godziną i z każdym przebytym kilometrem jego piękne, ale naiwne poglądy topnieją jak śnieg na pustyni. Kiedy oddział wpada w zasadzkę, jedynym, który wychodzi bez szwanku jest właśnie Reid. Udało mu się przeżyć dzięki Tonto (Johnny Depp), Indianinowi ze szczepu Komanczów. A młody prawnik postanawia wziąć sprawiedliwość we własne ręce. Tak rodzi się bezwzględny mściciel…

Wielki sukces tetralogii „Piratów z Karaibów” (choć spora grupa fanów uważa, że „Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach” nie należy włączać do cyklu) przełożył się również na niezwykłą popularność Johnny’ego Deppa, który przecież już wcześniej wykazał się wielkim talentem i umiejętnościami choćby w filmach Tima Burtona. Bądźmy szczerzy – to kapitan Sparrow zrobił z 40-letniego aktora topową gwiazdę Hollywood. A „Dziennik zakrapiany rumem” (2011) pokazał, że styl gry „na sympatycznego, wciąż lekko podpitego gościa” wciąż ma potencjał, który potrafi uratować nawet niezbyt udane dzieło. Ale jest zarazem zdradliwą pułapką, gdyż z jednej strony producenci i reżyserzy będą chcieli ten właśnie wizerunek wykorzystywać do upadłego, a widzowie i krytycy – do niego porównywać kolejne role. I tak właśnie jest w przypadku „Jeźdźca znikąd”, który w założeniu – i wykonaniu również – jest hołdem złożonym spaghetti westernom. Jednak często można usłyszeć opinie, że to „Piraci z Karaibów” przeniesieni na bezkresne połacie Dzikiego Zachodu: nie pomagają cytaty z filmów Sergio Leone, ani rozbrzmiewająca w pewnym momencie muzyka Ennio Moricone, a sytuacji nie poprawia również fakt, że reżyserem filmu jest Gore Verbinski, twórca trzech pierwszych „Piratów…”. I choćby po to, by wyrobić sobie w tej kwestii zadanie, warto ten film obejrzeć.

Piotr Radecki

WRÓĆ DO PROGRAMU TV

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn