Młodzi i Film 2017. Słuszne werdykty, czyli najlepsi ubiegłoroczni debiutanci biorą wszystko [KOMENTARZ]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Radek Koleśnik / GK24.pl / Polska Press
fot. Radek Koleśnik / GK24.pl / Polska Press
36. edycja koszalińskiego festiwalu Młodzi i Film za nami. W walce o najważniejsze nagrody, w tym o Wielkiego Jantara 2017, liczyły się w zasadzie wyłącznie najlepsze debiuty ubiegłego roku, które jako widzowie już mieliśmy okazję oglądać na ekranach kin.

Z Wielkim Jantarem 2017 z Koszalina wyjechał reżyser Bartosz M. Kowalski, którego „Plac zabaw” nagrodzono za słuch społeczny i czujność moralną, które w ascetycznej formie oddają tajemnicę zła. Ten werdykt bardzo cieszy, tym bardziej, że „Plac zabaw” zmierzył się z doskonale przyjętą przez widzów „Ostatnią rodziną” (nagroda publiczności na festiwalu!) Jana P. Matuszyńskiego oraz „Królewiczem Olch” Kuby Czekaja.

DOCENIONY "PLAC ZABAW"

Kowalski, którego film nagrodzili swoją nagrodą również dziennikarze, postawił na skrajnie realistyczne kino, które szokuje, bulwersuje i z pewnością żadnego z widzów nie pozostawi obojętnym. Po raz pierwszy „Plac zabaw” miałem okazję oglądać w ubiegłym roku na festiwalu w Gdyni. W Koszalinie powtórzyłem seans, bo byłem szalenie ciekawy, jak na film będą reagować widzowie i od Gdyni kompletnie nic się nie zmienia. Nie dziwię się, gdyż na mnie samego „Plac zabaw” zadziałał oraz chwycił za serducho równie mocno, jeżeli nawet nie mocniej, co na pierwszym pokazie.

Ta nagroda też cieszy z jednego powodu – „Plac zabaw” w okolicach swojej premiery został nieco zignorowany przez widzów i kompletnie nie wiem, z czego to mogło wynikać. Za trudny temat? Niezbyt przystępna quasi dokumentalna forma? Być może, ale po czasie widać, jak ważnym filmem jest fabularny debiut Bartosza M. Kowalskiego.

DOSTRZEŻONE "BUTTERFLY KISSES"

Konkurs pełnometrażowy Młodzi i Film 2017 został zdominowany przez obrazy, które już mogliśmy oglądać na ekranach kin, więc nie będę do nich powracać, ale aktorskie nagrody dla Aleksandry Koniecznej (za „Ostatnią rodzinę”) i Piotra Żurawskiego (za „Kampera”), a także Jantar za reżyserię dla Jana P. Matuszyńskiego są w pełni zasłużone. Ta ostatnia nagroda została przyznana ex-aequo z Jantarem dla Rafała Kapelińskiego za „Butterfly Kisses”.

Warto zwrócić uwagę na ten obraz, który bez większego echa przeszedł przez polskie kina. Reżyser w swoim, zrealizowanym w Anglii, debiucie podjął trudny temat pedofilii, ale z perspektywy nastolatka, który zaczyna interesować się młodszą siostrą swojej koleżanki. Kapeliński pokazuje rodzącą się fascynację, ale też wypieranie przez bohatera swoich skłonności, do którego coraz mocniej dociera, że jest zaburzony. Dobre kino, które szczególnie w końcówce nie rozczarowuje i trzyma w napięciu.

"KRÓLEWICZ OLCH" KONTRA WIDZOWIE

Z produkcji, które jeszcze nie pojawiły się w dystrybucji, najlepsze okazały się „Królewicz Olch” Kuby Czekaja oraz „Wieża” Karoliny Breguły. „Królewicza Olch”, drugi film w dorobku autora „Baby Bump”, nagrodzono za zdjęcia oraz muzykę, natomiast Karolinie Bregule przyznano nagrodę za scenariusz, co mnie niezmiernie ucieszyło, bo pokazało, że warto robić nieszablonowe kino.

Zarówno „Królewicz Olch”, jak i „Wieża”, nie są filmami, którymi zachwyci się masowy widz. Już dyskusje szczerość za szczerość w przypadku filmu Kuby Czekaja pokazały, że obraz będzie miał trudną przeprawę z publicznością, która może mieć problem z abstrakcyjną – ale w gruncie rzeczy bardzo prostą – historią przedstawioną przez Czekaja. Premiera filmu już w sierpniu, więc mu bardzo kibicuję, bo to udane kino, a sam reżyser idzie własną, unikalną drogą. Dokładanie tak samo jak Karolina Breguła, która w swoim architektonicznym musicalu punktuje polskie absurdy, a przy okazji odświeża kinu tak świetnych aktorów jak Borys Jaźnicki.

KOSZALIŃSKIE PREMIERY

Mówiąc o konkursie pełnometrażowym warto wspomnieć o filmach, które w Koszalinie miały swoje polskie premiery. „Diversion End” to projekt Michała Krzywickiego, który zapowiadany był od kilku lat. Grupa przyjaciół i zajawkowiczów postanowiła nakręcić po części parodię, a po części hołd dla kina klasy B i wyszedł im całkiem zgrabny obrazek, gdzie udowadniają, że potrafią bawić się schematami, kiczem i kampem, ale przy okazji całość może naprawdę zachwycać stroną wizualną.

Ciekawie zaprezentował się też „Kosmos” Marcina Kamińskiego, chociaż finalnie nie był to do końca spełniony film. Ciekawy zestaw aktorski (mroczny jak zawsze Marcin Kowalczyk, Robert Buczyński i świetna Gabriela Całun) zestawiono z nie do końca dopracowanym scenariuszem, gdzie zwyczajnie przedobrzono. Więcej przeczytacie wkrótce w recenzji tego obrazu. Natomiast największą pomyłką tegorocznej selekcji bez wątpienia było „Solace” Wojciecha Wojtczaka i Wojciecha Wojtczaka Juniora. Nawet kopiować trzeba umieć, a polska wersja Terrence’a Malicka okazała się filmem o niczym, który swoją nicością chciał aspirować do miana „kina artystycznego”. Nie tędy droga.

NAJCIEKAWSZE DOKUMENTY KRÓTKOMETRAŻOWE

W konkursie krótkometrażowym Młodzi i Film 2017 w filmach można było przebierać jak w ulęgałkach, ale chyba faktycznie zbyt dużo filmów znalazło się w rywalizacji. Sam miałem okazję obejrzeć aż 52 krótkie metraże i bez wątpienia najciekawsze okazały się filmy dokumentalne.

Na festiwalu po raz drugi miałem okazję obejrzeć „Między nami” Macieja Millera i wciąż podziwiam twórców za odwagę, że przed widzami uchyli kawał oraz prawdopodobnie najważniejszą część swojego życia. Na ekshibicjonizm zdecydowali się także bohaterowie filmów „Kinky” (reż. Tadeusz Chudy) i „Pięknie nam się układa” (reż. Maciej Jankowski). W pierwszym przypadku przyglądamy się historii nauczycielki muzyki, która w wolnych chwilach uwielbia być kneblowana oraz podwieszana. Doceniam ten film za pokazanie inności, przekroczenie tabu odnośnie do własnych preferencji seksualnych, które wciąż niestety istnieje, co pokazały śmiechy podczas projekcji obrazu. Wybaczcie, ale ja nie widzę nic śmiesznego w tym, że świadoma swojej seksualności oraz potrzeb kobieta lubi praktyki BDSM. Tej dojrzałości zabrakło za to bohaterom „Pięknie nam się układa”, gdyż na ekranie oglądamy historię młodego związku (bo liczącego zaledwie 4 miesiące) Polaka i Ukrainki, którzy postanowili rzucić normalną pracę na rzecz zarabiania pieniędzy na seks kamerach. Świetnie, że w końcu ktoś zmierzył się z tym tematem, chociaż zdaje się, że fala największej popularności takich serwisów minęła.

Dokumentalny hitami Młodzi i Film 2017, które rozśmieszyły publikę do łez, były produkcje „Amerykański sen” (reż. Marek Skrzecz) oraz „Pierwszy Polak na Marsie” (reż. Agnieszka Elbanowska). W pierwszym filmie mamy do czynienia z historią ku pokrzepieniu serc, gdzie otyły chłopak pragnie zostać zapaśnikiem amerykańskiego wrestlingu i ta sztuka mu się udaje. To produkcja o spełnianiu marzeń i wierze w samego siebie, dokładanie tak samo jak film Agnieszki Elbanowskiej, gdzie historia pana Kazimierza, który zapragnął polecieć na Marsa (i finalnie znalazł się na liście rezerwowej programu Mars One!) z jednej strony może wydawać się naiwna, ale z drugiej to przedstawienie człowieka z pasją, który nie tylko wiele poświęcił dla własnego celu, ale jednocześnie dużo dał wszystkim ludziom, którzy go wspierali. Świetny kawał kina.

Zachwycić mogły animacje, z czego zdecydowanie najlepszy film popełniła młodziutka Julia Orlik, której „Bankiet” słusznie został nagrodzony Jantarem. To precyzyjne i zabawne kino opowiadające o strachu przed byciem samym sobą. Całość trwa zaledwie 4 minuty, ale to tylko wzmocniło siłę tej historii. Pozostałe animacje, z takimi produkcjami jak „Klub seniora”, „Kuku” czy „O matko”, pozornie utrzymane w konwencji absurdu, opowiadały o naszym małym tu i teraz.

LĘKI SPOŁECZNE W FABULARNYCH KRÓTKICH METRAŻACH

Na współczesności i lękach społecznych skupili się również autorzy krótkometrażowych fabuł. Nagrodzone przez dziennikarzy „60 kilo niczego” (reż. Piotr Domalewski), ze świetną rolą Grzegorza Damięckiego, to krótka opowieść o tym, jak łatwo można przestać być dobrym człowiekiem. O wewnętrznej przemianie opowiada też „Casting” Katarzyny Iskry, gdzie obserwujemy kreowaną przez świetną Martę Mazurek młodą aktorkę, która musi wybrać czy chce być dobrą aktorką, dobrą żoną czy dobrą matką. To wszystko nie idzie w parze. Mam wrażenie, że taki film był potrzebny, zresztą ogólnie zawód aktora – tak bardzo mitologizowany przez widzów – skrywa więcej takich ciemnych kart, które aż się proszą o ekranizację.

„Ja i mój tata” Alka Pietrzaka na warsztat bierze – już ograną przez polskie kino – relację ojca z synem. I mimo, że to wyeksploatowany temat, w którym powiedziano chyba już wszystko, ciekawy sposób narracji, połączony z doskonałymi rolami Łukasza Simlata i Krzysztofa Kowalewskiego, sprawił, że reżyser wyszedł z projektu obronną ręką. „Koniec widzenia” Grzegorza Mołdy to obraz w którym też mierzymy się z rodzicielską relacją, ale tym razem córka będzie musiała zdecydować się, czy wystąpić przeciwko własnemu ojcu. Prosta, lecz elektryzująca historia, która wybrzmiała tak dobrze dzięki Zofii Domalik. Młoda aktorka od pierwszej do ostatniej minuty nie odpuściła, pokazując, że wkrótce będzie o niej głośno.

„Najpiękniejsze fajerwerki ever” porażają swoją aktualnością i miejmy nadzieję, że przedstawiona przez Aleksandrę Terpińską historia nigdy nas nie spotka, podobnie jak nie chciałbym znaleźć się na miejscu głównej bohaterki filmu „Nazywam się Julita”, gdzie brawurowe i przepełnione emocjami kreacje zaprezentowali Marta Ścisłowicz, Janusz Chabior i wręcz genialna Aleksandra Konieczna! „Pars pro toto” mogło być odpowiedzią na „Ostatnią rodzinę”, ale Katarzynie Łęckiej chodziło o coś zupełnie innego i finalnie skupiła się wyłącznie na Zbigniewie Beksińskim, którego tym razem zagrał – w zupełnie innym tonie niż Andrzej Seweryn w „Ostatniej rodzinie” - Jerzy Radziwiłowicz. Warto też zwrócić uwagę na króciutki, gdyż zaledwie 8 minutowy, debiut Agaty Trzebuchowskiej i Mateusza Pacewicza pt. „Skwar”. Ich film nie tylko jest dopieszczony wizualnie, ale ta historia zarazem wzrusza oraz bawi.

TALENT NA HORYZONCIE

Wyróżnienie za najlepszą kreację aktorką w krótkim metrażu otrzymała Sandra Drzymalska. Urodzona w 1993 roku aktorka szerokiej publiczności dała się poznać rolą w serialu „Belfer”, ale pokazane w Koszalinie etiudy „Jest naprawdę ekstra” oraz „Róża wiatrów” są dowodem, że to bardzo plastyczna artystka, która uwodzi swoją niejednoznacznością. Szczególnie było to widoczne w „Jest naprawdę ekstra”, które jest jej jednym wielkim popisem. Brawo.

36 festiwal Młodzi i Film przeszedł do historii. Koszalińska impreza, w odróżnieniu od innych festiwali, jest miejscem, gdzie w powietrzu wręcz unosi się młodzieńcza radość z kina. Nawet jeżeli młodzi twórcy zaliczają potknięcia, to oglądanie ich zadowolenia, a czasem zestresowania wynikającego ze strachu przed konfrontacją z wymagającą publicznością, jest bezcenne. To impreza gdzie zajawka kinem aż kipi i mam nadzieję, że tak pozostanie. Już z niecierpliwością czekam na kolejną edycję imprezy.

Krzysztof Połaski

[email protected]

WIĘCEJ NA TEMAT GALI ZAKOŃCZENIA FESTIWALU MŁODZI I FILM 2017 PRZECZYTACIE W SERWISIE GK24.PL

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn