"Odwet". Nie zadzieraj z macho [RECENZJA]

Michael J. Cochran ostatnie 12 lat służył w amerykańskiej marynarce. Ma już dość stresów, pragnie odpoczynku. Przyjmuje więc zaproszenie do hacjendy swego bogatego znajomego, Tiburona Mendeza. Meksykanin jest mafijnym bossem, jego dom to forteca pilnowana przez zastępy ochroniarzy. Pewnego dnia Michael spotyka piękną żonę Tiburona, Miryeę, która mimo otaczającego ją luksusu nie czuje się szczęśliwa – Tiburon nie chce na przykład mieć z nią dzieci, kobieta tymczasem marzy o macierzyństwie, męczy ją też ciągła obecność ochroniarzy i brak swobody. Michael i Miryea zaczynają się spotykać, potem sypiać ze sobą, planują wspólny wyjazd. Niestety, Tiburon odkrywa zdradę…

Ekranizacja powieści Jima Harrisona z 1979 roku (autor między innymi „Wichrów namiętności”). Hollywood dostrzegł w niej potencjał zaraz po publikacji, ale nim powstał film, minęło… 11 lat! W międzyczasie zmienili się i reżyserzy (to nie Tony Scott miał być pierwotnie reżyserem, a John Huston, Sydney Pollack lub Walter Hill), i aktorzy (w rolę Cochrana zagraną przez Kevina Costnera miał się wcielić Jack Nicholson lub Jeff Bridges). Powstał solidny melodramat z wątkiem kryminalno-mafijnym w tle, pokazujący dość realistycznie życie narkotykowych baronów. To co prawda jeden z mniej znanych obrazów Scotta, ale reżyser z pewnością nie musiał się go wstydzić – jest solidny scenariusz, dobre aktorstwo (poza wspomnianym Costnerem wystąpili popularna wówczas Madeleine Stowe i Anthony Quinn, uważny widz wypatrzy też może Johna Leguizamo w jego jednej z pierwszych ról – aktor zapamiętał swój występ bardzo dobrze: w autobiografii wspomina, że po jednej z suto zakrapianych imprez… zwymiotował na reżysera), dobrze poprowadzony motyw zemsty, piękne meksykańskie plenery (zdjęcia powstawały w całości w Meksyku). Film nakręcony z klasą, wyczuciem, bez udziwnień, broniący się nawet po przeszło 25 latach od premiery.

Beata Cielecka

"Odwet" w tv

WRÓĆ DO PROGRAMU TV!