"Ostatnia rodzina". Filmowy Pudelek, czyli zapiski z domu wariatów [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Hubert Komerski / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
fot. Hubert Komerski / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
„Ostatnia rodzina” Jana P. Matuszyńskiego zdobyła już garść nagród na festiwalach filmowych, a przez niektórych widzów i krytyków została okrzyknięta arcydziełem. W obliczu takiego zachwytu trudno reprezentować opinię odmienną, ale wydaje mi się, że debiut Matuszyńskiego może przynieść więcej szkody niż pożytku. Troszkę skrzywdzono Beksińskich tym filmem, gdyż teraz widzowie zawsze będą postrzegać ich, a szczególnie Tomka, przez pryzmat szaleństw oraz swoistego domu wariatów.

Jan P. Matuszyński postanowił swoją opowieść o Beksińskich mocno rozciągnąć w czasie, przedstawiając ich życie od 1977 roku, gdy przenieśli się z Sanoka do Warszawy, aż do tragicznej śmierci Zdzisława w 2005 roku. Ta rozpiętość czasowa nie do końca działa na korzyść historii, gdyż tak naprawdę otrzymujemy życie Beksińskich skondensowane do wyłącznie kilku chwil. I to chwil przedstawiających familię w sposób dość jednoznaczny, wręcz sensacyjny, jakby poza kolejnymi dramatami i tragediami ich życia nie istniało.

Na szczęście autor postanowił uniknąć serwowania widzom typowej biografii, dlatego malarskie poczynania Zdzisława czy radiową pasję Tomka obserwujemy niejako przy okazji, jako dodatek do całości. Matuszyńskiego – oraz scenarzystę Roberta Bolesto – bardziej interesowały relacje pomiędzy Beksińskimi, gdzie miłość mieszała się z ekscentryzmem oraz silnymi charakterami poszczególnych członków rodziny. Ciekawy pomysł i dlatego szkoda, że dostaliśmy dość płaski obraz Beksińskich, gdzie na pierwszy plan wysnuwa się ciążąca nad nimi śmierć. Przez to patrzymy na nich jak na nieszczęśników i zastanawiamy się jak rodzina, w której rządzi śmierć, przemoc, furia oraz chłód, była w stanie tyle lat przetrwać razem. To raczej dość niesprawiedliwy osąd Beksińskich, pozbawiony drugiej strony medalu – tej cieplejszej oraz nieokrytej mrokiem. Zbyt dużo tutaj czarno-białego spojrzenia i fałszu.

Problem można mieć szczególnie z postacią Tomka Beksińskiego (Dawid Ogrodnik), którego spłycono do roli autystycznego odludka, niemal całkowicie pozbawionego empatii. Nie potrafi seksualnie zaspokoić kobiet, więc zamyka się we własnym, bardzo hermetycznym, świecie muzyki oraz filmu. Nie potrafię uwierzyć w tak karykaturalną postać, nakreśloną grubą kreską, będącą zwyczajnie nieprawdziwą i – co najgorsze – skonstruowaną tak, jakby była celowo nastawiona na tanie szokowanie.

Świetnie na ekranie prezentują się Andrzej Seweryn oraz Aleksandra Konieczna. To wielkie role i dużo lepiej napisane niż postać kreowana przez Ogrodnika. Seweryn jako Zdzisław Beksiński hipnotyzuje i główna nagroda aktorska na festiwalu w Locarno to potwierdzenie wymiaru tej kreacji. Grę dyrektora Teatru Polskiego w Warszawie można chłonąć, chłonąć i jeszcze raz chłonąć. Czapki z głów. W filmie pojawia się także Andrzej Chyra, jednak jego postać to w zasadzie jedynie dekoracja. Stworzona chyba tylko po to, aby móc wprowadzić do fabuły pewne dialogi oraz sytuacje. Jego Piotr Dmochowski jest szkicem, czymś niepełnym i w gruncie rzeczy zbędnym.

Debiut Matuszyńskiego zachwyca stroną techniczną. Zdjęcia Kacpra Fertacza są idealne, a wszelkie przejścia na VHS czy rekonstrukcje prawdziwych programów telewizyjnych pomagają nas przenieść do przeszłości. Podobnie zresztą jak bezbłędna scenografia – mieszkanie Beksińskich wygląda jak 99% lokali w PRL-owskich „klockach” i właśnie ten zabieg najbardziej przybliża widzom tę rodzinę, gdyż pokazuje ich jako lokatorów podobnego mieszkania jak moje czy twoje. Aż chce się krzyknąć – swojaki!

„Ostatnia rodzina” przypomina mi trochę filmowego Pudelka; sensacja goni sensację i zamiast opowieści o Beksińskich otrzymujemy kronikę szaleństwa i śmierci, gdzie bicie pejczem przeplata się z demolowaniem kuchni. Za mało Beksińskich w Beksińskich, a za dużo zadawania kolejnych ran. Czegoś ewidentnie brakuje, przez co portret rodziny jest niepełny, żeby nie powiedzieć podrobiony. Nie potrafię zakochać się w „Ostatniej rodzinie” i zrozumieć jej fenomenu, ale jeżeli zapytacie, czy należy iść na ten film do kina, to odpowiem, że tak. Warto samemu zmierzyć się z takim obrazem Beksińskich.

Ocena: 6/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"OSTATNIA RODZINA" W JUŻ W TV!

"OSTATNIA RODZINA" W JUŻ W TV!

Recenzja została pierwotnie opublikowana 2 października 2016 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn