"The Circle. Krąg". Emma Watson streamuje życie i robi "dymy" [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
fot. materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
"The Circle. Krąg" to był materiał na bardzo dobry film. W końcu za kamerą stanął ceniony za swoje ostatnie produkcje James Ponsoldt, a w rolach głównych pojawili się Emma Watson oraz Tom Hanks. Teoretycznie trudno coś takiego zepsuć, a jednak się udało i nic tutaj nie funkcjonuje tak jak powinno. Co poszło nie tak?

Ambitna Mae (Emma Watson) ma dość pracy za grosze "na słuchawce", jazdy swoim starym Suzuki Swiftem i tego, że nie jest w stanie finansowo wspierać ciężko chorego ojca. Jest młoda, cały świat mogłaby mieć u swoich stóp, więc gdy pewnego dnia odbiera telefon od informatycznego giganta "The Circle", gdzie słyszy, że została zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną, wpada w euforię. To spełnienie jej marzeń, w końcu może poczuć się ważna i potrzebna! A do tego na jej konto będzie wpływał o wiele lepszy hajs, więc rodzice będą mogli się chwalić sąsiadom ile zarabia ich córka! Profit.

Tyle tylko, że Mae wchodząc do "Kręgu", tak naprawdę natychmiastowo jest odzierana z prywatności. Jej życie poza pracą praktycznie nie istnieje, a nawet więcej - czas wolny jest postrzegany przez zwierzchników jako czas, który powinno się przeznaczyć na integrację z innymi pracownikami. Teoretycznie może z nimi imprezować, faktycznie zaczyna nie wychodzić poza - wypełnione chyba wszystkimi możliwymi atrakcjami - miejsce pracy. W końcu ranking popularności nie nabije się sam. Ale dziewczyna posunie się jeszcze o krok dalej, gdy zgodzi, aby niemal całe jej życie było transmitowane na żywo w Internecie…

Brzmi jak abstrakcja? Nie do końca, szczególnie teraz, gdy nawet polski Youtube został opanowany przez transmisje z "dymów" niejakiego Daniela Magicala, dzięki któremu i inni mniej lub bardziej rozpoznawalni youtuberzy zaczęli streamować swoje życie. Ale to jedynie jeden z wątków, które miały szansę na uwypuklenie aktualności “The Circle. Krąg”.

Znacznie ważniejsze było sportretowanie informatycznego giganta, który wykorzystując dane swoich użytkowników, może wpływać na ich życie, a także nimi sterować. To już jest realne zagrożenie, gdy ludzie sami z siebie, pewnie najczęściej z nieświadomości czyhających na nich zagrożeń, bez skrępowania udostępniają w sieci wszelkie dane oraz informacje na swój temat. To plaga, ale ludzie sami sobie są winni, gdyż nie chronią własnej prywatności; z jednej strony matki wrzucające gołe zdjęcia swoich pociech, a z drugiej nastolatki i zdjęcia kart pokładowych na Instagramie. Takich przykładów znalazłoby się więcej.

W tle pojawił się jeszcze jeden wątek, którego w zasadzie nie wykorzystano, czyli rywalizacja rządu z korpo gigantem. W czasach, gdy firmy będące inspiracją dla filmowego "The Circle" są bogatsze od niektórych państw na świecie, dość zasadnym jest pytanie, na ile jeszcze rządy kolejnych krajów są w stanie kontrolować działania firmy i obronić swoich obywateli przed niebezpieczeństwem? końcu nic nie daje takiej władzy jak pieniądze oraz informacje.

Szkoda, że autor miał temat na dobry i aktualny film, ale w żaden sposób nie umiał tego wykorzystać. Chyba już dawno nie widziałem tak naiwnego w swojej idealistycznej wymowie oraz łopatologicznego filmu. Ponsoldt nie tylko pokazuje palcem, ale wręcz jakby zakreśla markerem zagrożenia wynikające z rozpasania portali społecznościowych, streamowania życia oraz stale rosnącej, niekontrolowanej potęgi gigantów pokroju Google. Zero w tym finezji, jakiegokolwiek zaskoczenia, a zamiast tego masa ogranych schematów, całkowita przewidywalność i niezamierzona śmieszność.

Do tego wniosek jaki płynie z produkcji jest prosty: ludzie to kretyni, którzy dowolnie dają sobą manipulować. Spoko, wszystko jasne, ale żeby dojść do takich przemyśleń nie potrzebuję niemal dwugodzinnego seansu, wystarczy, że wyjdę z domu. Całość dodatkowo wzbogacono pełnymi patosu wywodami o społeczeństwie, przyjaźni i demokracji, które brzmiały jak mieszanka kazania jakiegoś kaznodziei​ i "kołcza" motywacyjnego.

Okropne. To pierwsze słowo, które miałem w głowie zaraz po opuszczeniu sali kinowej. Już nawet ostatnie części "Szybkich i wściekłych" były zarazem bardziej pomysłowe oraz subtelne jeżeli chodzi o tematykę powszechnej inwigilacji oraz sprzedaży danych osobowych. Nie, po prostu nie. Nie wiem, jak to się stało, że James Ponsoldt, reżyser bardzo dobrych "Cudowne tu i teraz" oraz "Koniec trasy", popełnił coś takiego. Cóż, w kinie bardziej niezależnym sprawdzał się o wiele lepiej.

Ocena: 3/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"THE CIRCLE. KRĄG" W KINACH OD 19 MAJA

Recenzja została pierwotnie opublikowana 19 maja 2017 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn