"Transporter III". To dopiero bombowe bransoletki! [RECENZJA]

Frank Martin to kurier, który nie pyta pracodawcę o to, co przewozi. Dyskretnie, pokonując wszelkie trudności, dostarcza towar na miejsce przeznaczenia. Tym razem jest inaczej. I trudniej. Prowadzący podejrzane interesy Johnson zleca mu przewiezienie z Marsylii do Odessy córki ukraińskiego urzędnika, Walentyny. Jako że ani dziewczyna, ani Frank nie wykazują zbytniej ochoty do podróży, na ich ręce zostają założone specjalne bransoletki, które… eksplodują, jeśli któreś odejdzie na odległość większą niż 20 metrów od samochodu!

Typowy akcyjniak podpisany przez Luca Bessona – dużo akcji, mało logiki (patrz sceny: przejazd samochodem po dachu pociągu), twarde pięści, szybkie samochody i romans w tle (aczkolwiek tym razem pasuje on jak nie przymierzając pięść do nosa). Miało być szybciej, wścieklej i bardziej widowiskowo niż w poprzednich częściach. I jest, ale formuła filmu już się opatrzyła i noty dla „Transportera 3” muszą być jednak niższe niż dla jego poprzedników. Największym problemem wydaje się być obsadzenie roli Walentyny – grająca ją Natalia Rudakowa (amatorka, co widać, wypatrzona przez Bessona na spacerze, prywatnie fryzjerka pracująca w Nowym Jorku) zwyczajnie irytuje i trudno uwierzyć w stopniowe zadurzanie się w niej Franka Martina (w tej roli solidny Jason Statham, który po premierze zarzekł się, że to jego ostatni występ w tej roli; jak wiadomo słowa, niestety, dotrzymał…).

Można też ponarzekać na brak humoru – scenariusz idealnie nadawał się do tego, by skierować się w stronę komedii sensacyjnej, tymczasem postawiono na akcję i brutalność. Jeśli ktoś jednak lubi typowe kino dla dużych chłopców, z pewnością znajdzie coś dla siebie i będzie zadowolony, to akcyjniak klasy B, ale nakręcony bez nadmiernych ambicji i świadomy swych ograniczeń, przyjemny w odbiorze, od czasu do czasu podnoszący poziom adrenaliny.

Beata Cielecka

"Transporter III"

WRÓĆ DO PROGRAMU TV