"Wyklęty". Powtórka z "Historii Roja"? [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Wojciech Marczak / wyklęty.pl / materiały prasowe dystrybutora Kondrat Media
fot. Wojciech Marczak / wyklęty.pl / materiały prasowe dystrybutora Kondrat Media
Do kin trafił kolejny film poświęcony Żołnierzom Wyklętym, czyli pełnometrażowy debiut Konrada Łęckiego pt. „Wyklęty”. W dotychczasowych głosach na temat tej produkcji można było spotkać się z opinią, iż "Wyklęty" jest lepszym filmem niż "Historia Roja". Nie, nie jest. Sprawdźcie dlaczego.

„Wyklęty” rozgrywa się w latach 1945-1948 i skupia się na żołnierzach zbrojnego podziemia niepodległościowego, walczących z władzą ludową o powojenny kształt Polski. A właściwie skupia się na jednym, Franciszku Józefczyku, pseudonim „Lolo”, w którego wcielił się Wojciech Niemczyk. Przez 105 minut obserwujemy jak szuka schronienia w lasach, jak ucieka, jak jest katowany, jak poznaje kobietę swojego życia, jak obserwuje śmierć swoich przyjaciół czy gdy jak sam musi zlikwidować człowieka, z którym łączyła go przeszłość. Tyle, że nie idą za tym żadne emocje. Niemczyk w głównej roli, zresztą podobnie jak w fatalnym „Z miłości” Anny Jadowskiej, jest nijaki, wręcz przeźroczysty. Trudno wyobrazić sobie mniej wyrazistego głównego bohatera, a to sprawia, że dla mnie, jako widza, on i jego perypetie są zupełnie obojętne.

Inną sprawą jest sprawiający wrażenie niedokończonego, szczątkowy scenariusz. Naprawdę, nie wystarczy rok po roku odtworzyć działania Józefczyka i niemal krystalicznego bohatera zestawić z bandą morderczych i prymitywnych „uboli”, aby mieć gotowy film. To wygląda jak rekonstrukcja wybranych momentów z życia „Lola”, a nie fabuła. Chociaż na ekranie dość często obserwujemy wymianę ognia, to jest zwyczajnie nudno. Niestety, gdy pod koniec filmu przenosimy się do czasów współczesnych, to już każda scena wygląda groteskowo, jest fatalnie zrealizowana i niezamierzenie śmieszna (moment z Lechem Kaczyńskim, którego trudno nie postrzegać przez pryzmat parodii). Zupełnie zbędny zabieg, mający za zadanie wywołać tanie wzruszenie.

Trudno też zaakceptować jednowymiarowość „Wyklętego”, gdzie wszyscy Żołnierze Wyklęci są w zasadzie wzorami cnót i uprawiają miłość wyłącznie na polskim zbożu, w pełnym słońcu (ależ te sceny są patetyczne), a funkcjonariusze UB, z postacią wykreowaną przez Roberta Wrzoska na czele, są źli do szpiku kości. Żeby była jasność, za żadne skarby nie staram się wybielić członków Urzędu Bezpieczeństwa oraz nie wątpię, że nie stosowali przedstawione w filmie metody, ale widząc ich na ekranie, gdzie aby stać się jeszcze bardziej źli sztucznie przeklinają i podniosłym głosem wygłaszają swoje rozkazy, to po prostu w nich nie wierzę. Zabrakło tutaj nie tyle wyważenia, co pomysłu na zbudowanie postaci charyzmatycznego i złego ubeka, a nie karykaturalnego szatana w ludzkiej skórze. Właśnie w takiej roli świetnie w „Historii Roja” zaprezentował się doskonały Piotr Nowak, gdyż potrafił pokazać człowieka.

„Wyklęty” nie zachwyca też chaotycznym montażem. Rozumiem, że taki był pomysł na opowiedzenie tej historii, ale zupełnie niepotrzebnie o losach Józefczyka opowiada się z różnych perspektyw czasowych. Wprowadziło to zamieszanie, a sam zabieg nie był niczym umotywowany. Różne inne zabiegi, jak np. zastosowanie zwolnionego tempa w podniosłych scenach, to też chybione strzały. To wprowadzenie dramatyzmu na siłę do sceny, która i tak jest już dramatyczna. Czasem mniej znaczy więcej.

W zasadzie w „Wyklętym” jest tylko jedna dobra scena, a mianowicie ta, gdy do Urzędu Bezpieczeństwa przyjeżdża minister o twarzy Janusza Chabiora. I owszem, tam też jest sporo przerysowania, a wulgaryzmy wystrzeliwują częściej niż pociski w innych scenach, lecz Chabior umie ujarzmić swoją postać, jego charyzma dominuje na ekranie, pokazując jak mógłby wyglądać film, gdyby jego rola była bardziej rozbudowana. Ponadto pochwalić należy Hannę Świętnicką, która ze wszelkich sił stara się, aby jej Bronka była prawdziwą dziewczyną, z krwi i kości. To jej się udaje i dlatego ta postać tak mocno kontrastuje z partnerującym jej Wojciechem Niemczykiem.

„Wyklęty” sprawdza się jeszcze na jednym polu; bardzo dobrze wyglądają sceny batalistyczne. O ile wszelkie momenty w katowniach UB mają wymiar jakiegoś niedofinansowanego filmu paradokumentalnego, tak sceny z użyciem broni wyglądają naprawdę dobrze. Żałuję, że „Wyklęty” się nie udał, bo Konrad Łęcki swoją etiudą z 2013 roku pt. „Pre Mortem” pokazał, że ma potencjał. Mimo wszystko trzymam kciuki za kolejny film.

Ocena: 3/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"WYKLĘTY" W KINACH OD 10 MARCA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn