Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdobył swoje Kilimandżaro

Dorota Abramowicz
Paweł Urbański ma zaledwie 25 lat. Jest dobrym informatykiem, którego chcą zatrudnić duże koncerny, ale który wolał stworzyć własną firmę.

Ma wielu przyjaciół. Chce pisać książkę i doktorat. Jeździ na nartach. Zajmuje się wspinaczką. W lutym tego roku wszedł na Kilimandżaro. Stanął na wysokości 5895 metrów. Czuł na twarzy wiatr, łzy płynęły mu po policzkach. Był naprawdę szczęśliwy, chociaż o tym, co widać ze szczytu najwyższej góry Afryki, opowiadali mu przyjaciele.

Paweł nie widzi. Urodził się z retinopatią wcześniaczą. Wada wzroku powiększała się z roku na rok, w trzynastym roku życia sprawiła, że przestał w ogóle widzieć. Nie przeszkodziło mu to w ukończeniu, w rodzinnych Białobrzegach, ósmej klasy szkoły podstawowej. Jak później opowiadał - wszystko udało się doskonale zorganizować. Do szkoły i ze szkoły prowadzili go koledzy. Na lekcjach uczył się na pamięć.

Do liceum poszedł już w podwarszawskich Laskach, gdzie mieści się słynna szkoła dla niewidomych. Tam musiał nauczyć się alfabetu Braille'a, zbudować własny warsztat pracy i zdać kurs orientacji przestrzennej. Pierwszą klasę zakończył ze świadectwem z czerwonym paskiem.

Był tak dobry, że zaproponowano mu naukę w United World College - jednej z 12 międzynarodowych szkół kształcących młodzież w wieku między 16 a 18 rokiem życia z różnych krajów, o różnych kolorach skóry, wyznającą różne religie. Dostał się do UWC we Flekke, w Norwegii. Był jednym z dwóch niewidzących uczniów, mieszkał z pełnosprawnymi kolegami z Jordanii, Kostaryki, Norwegii i Botswany.

W Norwegii wziął udział w najstarszych zawodach narciarskich w Europie dla osób niepełnosprawnych Ridderrennet - Norwegia 2000. W biegach na 10 km i 20 km zdobył złote medale, w biatlonie - srebrny.
- Narty przypiąłem do nóg zaledwie dwa i pół miesiąca wcześniej - wspominał później w sopockim akademiku, gdzie mieszka od początku studiów na Wydziale Ekonomii.

Międzynarodowa matura dała mu indeks na Uniwersytecie Gdańskim. Tu poznał wspaniałych przyjaciół. Kolega zaciągnął go na trening sekcji wspinaczkowej, działającego przy Wydziale Zarządzania UG Adventure Clubu.

Kuba Jakubczyk, organizator około 150 krajowych i około 60 pozaeuropejskich wypraw studentów na wszystkie kontynenty, wspinaczek w Himalajach, Karakorum, Kaukazie, Kaszmirze, w górach Antarktydy, Australii, Afryki, zaproponował Pawłowi udział w wyprawie na sięgający 6959 m n.p.m. najwyższy szczyt Andów - Aconcaguę.

A właściwie - jak twierdzi Jakubczyk - to Paweł tak długo nalegał, tak długo chodził do poszczególnych uczestników ekspedycji, aż ją sobie "wychodził". Jego "oczami" był Roman Kieliszek, ratownik górski, grotołaz, zdobywca Mont Blanc. Podpowiadał, gdzie ma stawiać stopy, ostrzegał przed trudnościami. Wszystko filmował Wojtek Ostrowski, operator podróżnik, współtowarzysz wypraw Marka Kamińskiego i Jasia Meli.

Niestety, wystarczył jeden niewielki, oblodzony kamień, by zniweczyć plany zdeterminowanego studenta. Na wysokości 5600 metrów Paweł skręcił kolano. Trzeba było zabrać go do szpitala.
Nie poddał się. Przyjaciele obiecali, że jeszcze go zabiorą w góry. Przed czterema miesiącami spełniło się kolejne marzenie Pawła - Kilimandżaro.

Uczestnicy wyprawy na zmianę pomagali Pawłowi w drodze pod górę.
- Jedna osoba idąca z przodu trzymała mnie za rękę - relacjonował po powrocie. - Druga z tyłu korygowała kroki. Jedna z dziewczyn powiedziała później, że każdy źle postawiony przeze mnie krok uważa za swoją klęskę. Ostatni kawałek szedłem z Kubą. Brakowało tlenu. Każdy krok to mordęga. To była prawdziwa walka z górą i ze sobą.

Po powrocie Paweł Urbański udzielił wielu wywiadów, wystąpił w kilku programach telewizyjnych. Skromny, zdystansowany, tłumaczył, że w końcu nie zrobił nic wielkiego. Chciał wejść na szczyt, to wszedł. Opowiadał o przyjaciołach, o tym jak w górach ważne jest zaufanie do drugiej osoby. Mówił też o planach. A ma ich mnóstwo.

Wybiera się z Wojciechem Moskalem i Wojciechem Ostrowskim na nartach na Spitsbergen. Następna w kolejce jest ekspedycja na Elbrus. Założona przez niego firma otrzymała duże zlecenie. I jeszcze praca dyplomowa...

Paweł mówi, że wszystko, co robi - robi dla siebie. To prawda, ale robi to z godną podziwu determinacją. Bez oglądania się na innych, omijając przeszkody, które dla innych drobne - dla niego stają się trudne do pokonania.

I za to należy mu się szacunek.
Szacunek należy się także za coś innego. W sposób całkowicie naturalny Paweł stał się wzorem dla wielu innych, ograniczonych kalectwem młodych (i nie tylko młodych) ludzi.

Pokazał im, że utrata wzroku nie musi oznaczać utraty marzeń.
Że można osiągnąć cel. Wejść na szczyt. I choć nie uda się zobaczyć widoku z góry, można go dotknąć.

Paweł Urbański - niewidomy alpinista

Nominowany za to, że uczestnicząc w dwóch wyprawach pomorskich alpinistów - na Aconcaguę i Kilimandżaro, przyczynił się do dalszego przesunięcia barier, jakie życie stawia osobom niepełnosprawnym. Dał jednocześnie wielu osobom dotkniętym kalectwem nadzieję, że ich marzenia mogą się spełnić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki