Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blanik jedzie do Pekinu po medal

Waldemar Gabis
Osiem lat temu Leszek Blanik okazał się czarnym koniem polskiej ekipy podczas igrzysk olimpijskich w Sydney. W konkurencji skoku zajął trzecie miejsce.

- To jest spełnienie marzeń - mówił osiem lat temu.

On potrafi się skupić i przecierpieć ból

Miał wtedy 23 lata i stał u progu wielkiej kariery. Dziś jest mistrzem świata i mistrzem Europy, numerem 1 w klasyfikacji Międzynarodowej Federacji Gimnastycznej. Czy w Pekinie zdobędzie złoto? - Jadę po medal. A jak się już po niego jedzie, to myśli się o złotym - mówi 31-letni Blanik.

Zawodnik AZS AWFiS Gdańsk w sobotę startował w turnieju międzynarodowym w niemieckim Dessau. Oddał dwa skoki.
- Szczególnie ten drugi był udany, zwłaszcza lądowanie - podsumował Polak swój start. Za drugi skok uzyskał 16,550 pkt. We wrześniu 2007 r., kiedy został mistrzem świata, sędziowie oba jego skoki ocenili średnio na 16,512 pkt. Gdy dwa miesiące temu zdobywał złoto mistrzostw Europy, miał średnią 16,562.

Gimnastyka sportowa to sport niewymierny. Wiele zależy od arbitrów. Blanik, choć bywał wicemistrzem świata (2002, 2005), nie raz denerwował się na niesprawiedliwe sędziowanie.
- Co ja mogę? Skok świetny, lądowanie udane, a noty poniżej oczekiwań - zastanawiał się nie raz. I tak jak Robert Korzeniowski, chodziarz wszech czasów - często dyskwalifikowany w początkach kariery - nie załamywał się. Zaciskał pięści i pracował dalej nad techniką.

- Dopóki człowiek będzie sędziował, to błędy w ocenie będą się zdarzać. Długo trzeba pracować na nazwisko. Potem nazwisko pracuje na ocenę. Po ostatnich mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy sędziowie podczas występów Leszka są pod minimalnym pressingiem - mówi trener naszego gimnastyka Andriej Levit.

W praktyce oznacza to, że z mistrzami się nie zadziera. Mistrzów się szanuje. Nie przeszkadza się im.
Leszkowi pomogły w tym nie tylko ostatnie złote medale, ale także skok: przerzut podwójne salto w przód w pozycji łamanej. To jego firmowy skok, który nazywa się... "blanik" i jest wpisany do przepisów sędziowskich Międzynarodowej Federacji Gimnastycznej (FIG) pod nr 332.

To właśnie perfekcyjne wykonanie tego elementu oraz "sokuhary" dały naszemu zawodnikowi ostatnie tytuły czempiona globu i Europy. Oba będzie też wykonywał w Pekinie. Czy inni zawodnicy próbują firmowego skoku Polaka?

- Mierzą się z nim, ale idzie im słabo. Bo to bardzo trudny skok, a Leszek z trenerem wymyślili nieosiągalną dla innych technikę jego wykonania - wyjaśnia Ireneusz Nawara, prezes Polskiego Związku Gimnastycznego.

Ostatnich kilka dni przed wylotem Blanik spędzi w Gdańsku z najbliższymi: żoną Magdą i synem Arturem. W czwartek odbędzie się pożegnanie olimpijczyków w gdańskiej AWFiS, w piątek w Warszawie, w obecności najwyższych władz państwowych. Podczas tego drugiego spotkania Blanik będzie czytał przysięgę sportowców.

Dlaczego właśnie on został wybrany do odczytania roty? - Tak jakoś wyszło. Rzuciliśmy jego nazwisko, no i zostało - żartuje Adam Krzesiński, sekretarz generalny Polskiego Komitetu Olimpijskiego i dodaje już poważnie:

- Do tego typu uroczystości bierze się zawodników wybitnych, a Leszek spełnia to kryterium. Jest medalistą olimpijskim i jest najlepszy w swej specjalności na świecie.
Po uroczystościach Blanik wraz ze swoim trenerem wylatuje do Chin. Już 9 sierpnia odbędą się kwalifikacje. Finał z udziałem ośmiu najlepszych - 18 sierpnia.

Cały okres przygotowań został zrealizowany w 100 proc. Wszystko, co można było zrobić, zostało zrobione.
- Jesteśmy po 6 tygodniach ciężkiej pracy w Grecji i Gdańsku. Na treningach skaczę bardzo dobrze. Nie mam jeszcze lekkości, ale tak miało być. Najbliższe trzy tygodnie to sprawdziany lekkości i świeżości - ocenia Blanik.

- Przygotowania przed mistrzostwami świata 2007 czy mistrzostwami Europy 2008 wyglądały podobnie. Schemat jest sprawdzony, więc nie było potrzeby go zmieniać. Na treningach próbujemy powtórzyć to, co będzie na zawodach - mówi trener Levit, ale zaraz dodaje: - Ostatnie medale to wynik 15-letniej pracy i charakteru Leszka, który nigdy nie odpuszcza. W tym wieku już tak chętnie nie przychodzi się na trening, ale on ma konkretny cel do zrealizowania.

Do Pekinu Blanik zabiera, jak na inne ważne zawody, ten sam zegarek, łańcuszek na szyję i maskotkę, którą w 1998 r. dostał od żony. W torbie znajdą się też spodenki treningowe, z którymi nie rozstaje się od kilku lat. Jednak ważniejszy od tych kilku rzeczy jest dla Leszka spokój ducha.

- Na takim etapie przygotowań najważniejsze jest psychiczne podejście. A w moim przypadku duchowość ma bardzo duże znaczenie. Prowadzę więc ciche rozmowy z samym sobą, ale też z Najwyższym - przyznaje Blanik.

Jest asystentem w Katedrze Teorii, Metodyki Gimnastyki i Ćwiczeń Muzyczno-Ruchowych Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. Do tego zajęcia chce wrócić po pekińskich igrzyskach.
- Mam nadzieję, że dostanę taką propozycję - śmieje się. - A jak już dostanę, to chciałbym najpierw trochę odpocząć. I niech to będzie nawet urlop bezpłatny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki