"Zatańcz ze mną". Dzięki tańcowi odkrywa, kim naprawdę jest [RECENZJA]

Redakcja Telemagazyn
Redakcja Telemagazyn
"Zatańcz ze mną" (fot. AplusC)AplusC
"Zatańcz ze mną" (fot. AplusC)AplusC
John Clark, prawnik z Chicago, mąż i ojciec dwójki dzieci, przeżywa kryzys wieku średniego. Szukając ucieczki od codziennej monotonii, zapisuje się do szkoły tańca.

NASZA OCENA: 7/10

John Clark (Richard Gere) jest zamożnym prawnikiem wiodącym ustatkowane życie u boku ładnej i inteligentnej żony Beverly (Susan Sarandon). Jednak czuje się znużony monotonią swej egzystencji, ma wrażenie, że brakuje mu pasji i emocji. Codziennie obserwuje przez okno lekcje tańca prowadzone przez energiczną, atrakcyjną Paulinę (Jennifer Lopez) i pod wpływem impulsu zapisuje się do jej szkoły. Oczywiście, na początku jest sztywny, wręcz „drewniany”, ale mimo to odkrywa smak tańca, który szybko staje się jego prawdziwą pasją. Zmienia się jego życie i on sam – wyczuwa to również Beverly, która podejrzewa męża o romans. Bo John nie powiedział jej o nowym zajęciu, a teraz coraz trudniej wytłumaczyć jej, że tu chodzi tylko o miłość – do tańca...

„Zatańcz ze mną” nie jest w żadnym stopniu produkcją oryginalną. To amerykański remake japońskiego komediodramatu muzycznego pod tym samym tytułem. Ten film był w 1996 roku jednym z największych przebojów w Kraju Kwitnącej Wiśni zdobywając 51 (!) nagród w kraju i zagranicą – w tym aż 13 przyznanych przez Japońską Akademię Filmową. Zgodnie ze stosowaną od kilkunastu lat taktyką hollywoodzcy producenci natychmiast wykupili do niego prawa, aby zablokować jego wejście na amerykańskie ekrany i zyskać czas na zrobienie równie przebojowego remake'u. Pierwsze udało się doskonale – do dziś mało kto w USA widział japoński oryginał – jednak drugie wyszło ledwie średnio. Bo przy nakładach rzędu 50 mln dolarów, mimo gwiazdorskiej obsady – obok wymienionej już wielkiej trójki warto też dostrzec kapitalną, drugoplanową rolę Stanleya Tucci'ego – film w USA zarobił ledwie 57 mln. Sprawę uratował spora popularność w innych krajach i łącznie film przyniósł 170 mln dol.

W czym więc jest problem? Japończycy nakręcili subtelny film o człowieku, który próbuje wyzwolić się z pęt karoshi, tamtejszej kultury korporacyjnej nakazującej poświęcenie firmie całego swego czasu i niekiedy kończącej się śmiercią z przepracowania. Kurs tańca staje się wyzwoleniem, ale i wyzwaniem dla całej tradycji japońskiej: początkowy napis informuje, że taniec żony i męża w obecności innych osób jest w Japonii tabu, czymś wstydliwym. Tymczasem amerykańska produkcja jest li tylko poprawną komedią o przeżywającym kryzys wieku średniego znudzonym prawniku. I jeszcze jednym dowodem na to, że Jennifer Lopez powinna robić tylko jedno: tańczyć. Bo w tym jest najlepsza. Aktorstwo na bok, śpiewanie – warunkowo.

Dla Amerykanów oryginalny tytuł „Shall we Dance” ma dodatkowe znaczenie. Tak właśnie nazywał się wielki przebój kinowy z 1937 r. W Polsce ten film znany pod prostym tytułem „Zatańczymy?” także cieszył się sporą popularnością. Zgodnie z tytułem Fred Astaire i Ginger Rogers tańczyli w nim do muzyki George'a Gershwina, a jego piosenka „They Can't Take That Away from Me” (oczywiście ze słowami Iry Geshwina) była nominowana do Oscara. Gere’owi i J. Lo. daleko do tamtej pary (głównie z jego winy), ale przecież tańczyć każdy może.

Piotr Radecki

Komedia USA 2004, reż. Peter Chelson

WRÓĆ DO PROGRAMU TV

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn