Andrzej Piaseczny o zwycięzcy "The Voice of Poland", nowej płycie i... koncercie Justina Biebera! [WYWIAD]

Kamila Glińska
Kamila Glińska
Andrzej Piaseczny był Trenerem VoP po raz trzeci.fot. Sylwia Dąbrowa
Andrzej Piaseczny był Trenerem VoP po raz trzeci.fot. Sylwia Dąbrowa
"Nie chciałbym jeszcze funkcjonować jako legenda" - wskazuje Andrzej Piaseczny. Po wygranej swojego podopiecznego w 7. edycji "The Voice of Poland" opowiedział o tym, jaki stosunek ma do programów typu talent show, o zbliżającym się jubileuszu, nowej płycie oraz współpracy z innymi artystami.

Andrzej Piaseczny - wokalista, autor tekstów, Trener "The Voice of Poland". W programie zadebiutował w 1. edycji w 2011 roku. Na fotel trenerski powrócił w 6. serii, a w myśl zasady "do trzech razy sztuka" w kolejnej doprowadził swojego podopiecznego, Mateusza Grędzińskiego do zwycięstwa. Sam Piaseczny utrzymuje się na szczytach polskiej sceny muzycznej już od niemal 25 lat. Nam opowiedział o tym, jak dzisiaj funkcjonuje przemysł muzyczny, z kim nagrywa nową płytę oraz, dlaczego chciałby pójść na koncert Justina Biebera.

CZYTAJ TAKŻE:

JAKIM TRENEREM JEST ANDRZEJ PIASECZNY? "KAŻDĄ MYŚL OD RAZU WYKŁADA NA TACY" [WIDEO+ZDJĘCIA]

Mateusz wygrał 7. Edycję "The Voice of Poland". Co takiego w nim jest, co sprawiło, że widzowie go pokochali?

Andrzej Piaseczny: Ktoś kiedyś powiedział, że rozmawiać o muzyce to jak tańczyć o architekturze – i to jest trochę prawda. Oczywiście, nie dotykamy tu elementów opisu muzyki, uzdolnień i tak dalej, ale każdy dobrze wie, że odniesienie sukcesów na płaszczyźnie muzyki popularnej nie zależy tylko od głosu. To jest też aparycja, charakter, a także bardzo duża doza szczęścia i właściwy repertuar. W związku z tym, odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna. Mateusz ma predyspozycje do tego, aby postawić ten swój pierwszy dorosły krok, bo oczywiście mówimy o show telewizyjnym, ale w wyniku tego show, ktoś – a być może nawet kilka osób – postawi pierwszy dojrzały krok na wielkiej profesjonalnej scenie. Później to scena i publiczność zweryfikują, jak mu to wyszło. Program telewizyjny, który co tydzień oglądamy w nowej odsłonie ma to do siebie, że jest powtarzalny. Ma swoich fanów i ci fani czekają na emisję kolejnego odcinka. Ta cykliczność powoduje, że pewni ludzie pozostają w naszych głowach. Jednak program kiedyś się kończy i później trzeba wziąć na własne barki możliwość pokazania się na dużej scenie.

W programach typu "The Voice of Poland" uczestnicy zdobywają nasze serca śpiewając covery – utwory, które już bardzo dobrze znamy. Później przychodzi jednak czas na ich własny repertuar – czy to nie jest właśnie największy problem w tym wszystkim? To, że później nie udaje im się stworzyć dobrych piosenek, które staną się hitami?

Ten element utrudnienia jest dwustopniowy. Zwróćmy uwagę, że bardzo łatwo jest śpiewać po angielsku. Drugi stopień, który ja bym dodał to śpiewanie po polsku. Często zdarza się, że ktoś, kto śpiewa genialnie po angielsku, kiedy dostaje polską piosenkę, radzi sobie zdecydowanie gorzej. Później faktycznie tym prawdziwym egzaminem jest własna piosenka. Zwykle w finale "VoP" finaliści śpiewali premierowe utwory, które mieli gdzieś w swoich zasobach. Tym razem to Trenerzy przygotowali piosenki dla swoich podopiecznych. Mateusz dostał "Obietnice" i idealnie się w nią wpasował. Zgodnie z moimi wcześniejszymi zapowiedziami jest taneczna, a jak wiadomo Mateusz świetnie odnajduje się w tego rodzaju utworach.

Czy macie dla nas coś więcej? Pracowaliście z Mateuszem nad większym materiałem?

Na tę chwilę ta jedna piosenka wystarczy, ale to jest bardzo pracowity człowiek i, mimo że jest cała masa rzeczy, nad którymi trzeba popracować, tak jak mówiłem podczas finału – 20 lat temu, kiedy ja zaczynałem, śpiewałem gorzej od niego, wyglądałem gorzej od niego, a tańczyłem... zupełnie nie tańczyłem (śmiech). Moja droga sceniczna dowodzi tego, że jeśli ktoś jest pracowity to naprawdę wszystko może zrobić. Bardzo wierzę w Mateusza, ale to do niego należy decyzja, czy będzie chciał ze mną dalej współpracować, bo to nie jest oczywiste. Program się skoczył, a z nim moja rola w tym programie. Co dalej? O tym Mateusz już sam będzie decydował.

"The Voice of Poland" to nie jedyny talent show w telewizji. Wkrótce powróci "Idol", który był pierwszym tego typu programem w Polsce. Przy tej okazji, laureatka jednej z edycji – Monika Brodka powiedziała, że takie programy to niepotrzebna nadprodukcja talentów, z którymi później nie ma co robić. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

Nie, bo prawdziwy talent ma to do siebie, że jest w stanie się obronić – może nie w każdych warunkach, ale obroni się na pewno, jeśli będzie miał możliwość pojawienia się. Obecnie rynek muzyczno-telewizyjny wygląda w ten sposób, że faktycznie trudno jest pokazać się inaczej, niż przy okazji takiego programu. Oczywiście utalentowanych ludzi jest bardzo dużo i ciągle rodzą się nowi, a nie jest niemożliwe, aby zaczynać tak jak kiedyś, za moich czasów. Założyć zespół w garażu, uczyć się grać i śpiewać razem, a potem spróbować nagrać jedną piosenkę i zainteresować nią wytwórnie fonograficzne. Ale ja jestem ostatni w kolejce do tego, aby buntować się przeciwko znakowi czasu. Monika przyjęła teraz strategię pewnego buntu muzycznego, która przynosi jej wymierne efekty i nie mam nic przeciwko temu. Ja jestem konformistą. Lubię filozofię małych kroków, lubię dochodzić do wyznaczonego sobie celu w troszkę inny sposób. Jedna strona medalu jest dobra i druga strona też jest dobra. Tutaj nie ma uniwersalnych recept. Być może młodość powoduje, że takie osądy są bardziej kategoryczne, a ponieważ ja jestem od Moniki znacznie starszy, to mam łagodniejsze podejście w tej sprawie.

Sam wspomniałeś o swoim wieku, więc pociągnę ten temat. W przyszłym roku będziesz obchodził 25-lecie swojej pracy na scenie. Przygotowujesz też nową płytę z pewną znaną artystką…

To jest jasne, że w drodze niemal każdego artysty przychodzi taki moment, kiedy dorobiwszy się pewnej historii, zaczyna funkcjonować jako legenda, ale ja nie chciałbym jeszcze funkcjonować jako legenda. Dopóki mam coś do powiedzenia i w głowie noszę nowe piosenki do nagrania, to chciałbym móc nie podpierać się jubileuszami. Faktycznie pracuję nad płytą, a ta artystka, o której wspomniałaś to Ania Dąbrowska. Ja nie komponuję muzyki, całe życie pisałem teksty. Na szczęście na mojej drodze pojawiały się możliwości współpracy ze świetnymi kompozytorami i taka też pojawia się w tej chwili. To jest też zresztą konsekwencja pierwszej edycji "The Voice of Poland", kiedy razem z Anią byliśmy Trenerami. Po tych kilku latach podjęliśmy współpracę, która od dawna była moim marzeniem. Jednym z planów do wykonania. Ania komponuje, ja piszę teksty, a razem godzimy się w kwestiach produkcyjnych. To nie będzie bardzo smutna płyta, ale Ania ma pewien rodzaj liryki w swoich kompozycjach, który ja doskonale rozumiem pisząc teksty. Jestem pewien, że ludzie, którzy lubią to, co robię, nie będą zawiedzeni. Czy uda nam się zaskarbić nowych zwolenników? Tego nie wiem.

Czy możemy spodziewać się, że jakąś piosenkę zaśpiewacie wspólnie?

Pewnie tak, ale to nie będzie singiel promujący album. Całość jest nagrywana pod moim imieniem i nazwiskiem, ale oczywiście chcę mówić o tej współpracy oraz pokazywać, że jest pełna. Piosenka, którą zaśpiewamy wspólnie na pewno będzie na płycie, a czy stanie się singlem? Zobaczymy.

Ty w ogóle jesteś takim artystą, który chętnie współpracuje z innymi. Masz za sobą sporo duetów, płytę z Sewerynem Krajewskim, album z piosenkami innych wykonawców. Co Ci dają tego rodzaju kooperacje?

To jest ubogacanie się, wymiana talentów. To tak, jakby pytać o to, co nam daje czytanie książek – ogromnie dużo. Każde spotkanie drugiego człowieka coś nam daje. Nawet, jeśli po chwili rozmowy okaże się, że pójdziemy w dwa zupełnie inne kierunki życiowe i nigdy więcej nie spotkamy się. A kiedy udaje nam się do kogoś uśmiechnąć i nawiązać pewnego rodzaju porozumienie to jest to prawdziwe szczęście. Także twórcze – jeśli udaje się z kimś napisać piosenkę, która sprawia, że obydwie strony się cieszą – to jest genialna sprawa. To także umiejętność pójścia z kimś w jednym kierunku. Życiowy skarb. Pamiętam, jak kiedyś podsycano rywalizację między Mariah Carey i Whitney Houston – która jest większą divą, która ma większą skalę, większe umiejętności wokalne itd. W końcu nagrały wspólnie piosenkę "When you believe" do filmu animowanego i tam nie było walki na topory, miecze, głosy czy cokolwiek. Tam była piękna współpraca. Prawdziwe perły powstają wtedy, kiedy ludzie lubią się i uśmiechają się do siebie.

A czy chodzisz na koncerty innych wokalistów? Polskich, zagranicznych?

Jasne, chodzę na wiele koncertów – nie tylko w Polsce. Bardzo żałowałem na przykład, że nie mogłem pójść na koncert Justina Biebera, kiedy był w Polsce. Naprawdę. Uważam, że jego ostatnia płyta jest genialnie wyprodukowana. Poza tym, zobaczyć show, przedstawienie, którego my z naszymi skromnymi nakładami finansowymi nie jesteśmy w stanie stworzyć na koncertach, to jest coś wspaniałego. Chętnie znalazłbym się też na kolejnym koncercie Diany Krall czy Gregory Portera, którego szczególnie polecam zarówno w wersji płytowej, jak i koncertowej. Byłem na Maroon 5 w Krakowie i tam zobaczyłem po raz pierwszy zespół BeMy, który grał wtedy jako support i był absolutnie genialny. Niedawno gościł też u nas w "The Voice of Poland". Muzyka na żywo to jest ten moment w naszej rzeczywistości, który jest najpiękniejszy.

Rozmawiała: Kamila Glińska

[email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn