Andrzej Rybiński przeżył osobistą tragedię i cudem uniknął śmierci. "Każdy z nas wierzył, że będzie żył"

Andrzej Rybiński urodził się 30 października 1949 roku w Łodzi. To ceniony polski muzyk i kompozytor, który już w wieku 17 lat wiedział, że będzie zajmował się muzyką. Pierwsze kroki na scenie stawiał w grupie wokalnej o nazwie "Bumerang". Z pierwszą żoną, Elizą Grochowiecką i ze swoim bratem Jerzym Rybińskim założył zespół "Andrzej i Eliza". Formacja przetrwała 10 lat i wylansowała takie przeboje jak: "Czas relaksu", "Rzuciła mnie dziewczyna", "Czeka na nas świat" czy "Dzieląc świat na pół".

Na początku lat 70. współtworzył z Januszem Krukiem i Elżbietą Dmoch grupę "2 plus 1".

W 1983 roku Andrzej Rybiński skupił się na karierze solowej, a na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu zdobył nagrodę za piosenkę "Nie liczę godzin i lat", którą zna chyba każdy.

Andrzej Rybiński w swojej karierze tworzył piosenki dla takich wokalistek jak: Edyta Geppert, Zdzisława Sośnicka oraz Alicja Majewska.

Pierwszą żoną Andrzeja Rybińskiego była Eliza Grochowiecka. Na scenie byli parą idealną, ich piosenki nuciło pół Polski. Niestety, ich miłość nie przetrwała próby. Grochowiecka w rozmowie z Paulą Rodak zdementowała jednak plotkę o tym, że została porzucona.

Andrzej znalazł podczas tej trasy (tournée po ZSRR - przyp. red) sympatię dla siebie, a ja dla siebie. (...) Odbyło się to w przyjaźni i spokoju, bez krzyków i bitew. Wiem, że sensacja się lepiej sprzedaje, ale w tym wypadku było inaczej. Jesteśmy przyjaciółmi do dnia dzisiejszego - wyjaśniła.

Miłością Rybińskiego została wówczas Jolanta Szymańska, z którą tworzy zgrany duet już od 40 lat. Para doczekała się syna Kacpra, który urodził się w 1979 roku.

Nie wszyscy wiedzą, ale Andrzej Rybiński kilka lat temu otarł się o śmierć. Muzyk uległ wypadkowi samochodowemu, który mógł skończyć się tragicznie. Na szczęście ani jemu, ani jego żonie nic się nie stało.

Muzyk jest dziadkiem dwóch chłopców i to oni dają mu obecnie najwięcej radości. Rodzinę Rybińskiego spotkała jednak ogromna tragedia - trzeci wnuczek Kuba, zmarł, gdy miał cztery miesiące. -Miałem żal do ludzi, nie do Boga. Gdy człowiek styka się ze śmiercią ukochanej osoby, potrafi zachować się irracjonalnie. Mówi różne rzeczy, których potem może żałować. Zanim nastąpił moment fizycznej śmierci, Kubuś był podtrzymywany przy życiu za pomocą maszyn. Każdy z nas wierzył, że będzie żył. Po dwóch tygodniach oczekiwania stało się inaczej. Modlę się za jego duszę - dodał w rozmowie z serwisem "Aleteia".

Wiadomo, że Kubuś uratował życie trójki dzieci. Rodzice chłopca wyrazili zgodę na przekazanie po jego śmierci organów do transplantacji.

Wiara jest dla Andrzeja Rybińskiego bardzo ważna.

Nie tylko proszę o coś Boga, ale i dziękuję. Ludzie często kwestionują Jego istnienie. Mówią, że Go nie ma, bo stała się im jakaś krzywda. Ale jak jest dobrze, to niestety nie widzą Jego działania. Są bardziej otwarci na kultywowanie zła - dodał w wywiadzie dla portalu "Aleteia".