"Atak paniki". Julia Wyszyńska: "Autocenzurujemy się z lęku przed hejtem". Aktorka opowiada o fantastycznym debiucie Pawła Maślony! Jak zmieniła ją "Klątwa" Olivera Frljića? [WYWIAD]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
Kadry z filmu "Atak paniki"fot. Hubert Komerski / Akson Studio
Kadry z filmu "Atak paniki"fot. Hubert Komerski / Akson Studio
„Atak paniki” to debiut reżyserski Pawła Maślony. W entuzjastycznie przyjętej przez widzów i krytyków komedii w głównych rolach wystąpili: Dorota Segda, Magdalena Popławska, Julia Wyszyńska, Aleksandra Pisula, Grzegorz Damięcki, Artur Żmijewski i Bartłomiej Kotschedoff. Z Julią Wyszyńską, odtwórczynią roli Wiktorii rozmawiamy przy okazji premiery filmu na Blu-ray i DVD.

Co po raz pierwszy poczułaś, gdy przeczytałaś scenariusz „Ataku paniki”?

JULIA WYSZYŃSKA: Czułam pełną mieszankę wybuchową, złożoną z zachwytu (scenariusz przeczytałam jednym tchem), niedowierzania, że ktoś tak potrafił skonstruować świat, radości, że będę w tym uczestniczyć, a następnie z rozczarowania jak w miarę czytania orientowałam się, że postać panny młodej jest dosłownie epizodyczna. Dopiero później okazało się, że Paweł Maślona świadomie zrobił przy tej akurat tylko postaci przestrzeń na improwizację i na moją inwencję twórczą. To było niesamowicie kreatywne zadanie.

„Atak paniki” zebrał mnóstwo zasłużonych wyróżnień i wielu krytyków uznało go za jeden z najciekawszych debiutów ostatnich lat. Na czym polega fenomen tego filmu?

Myślę, że wiele czynników składa się na sukces tego filmu. Niewątpliwe jest to, że osią sukcesu jest Paweł Maślona, który odpowiadał za dobór obsady, pisał scenariusz z Olą Pisulą i Bartkiem Kotschedoffem, z aktorami na planie pracował w taki, a nie inny sposób, następnie decydował o muzyce, która powinna się pojawiać w określonych momentach filmu. Czuwał także przez cały okres pracy w montażowni razem z Agnieszką Glińską oraz podczas prac technicznych typu udźwiękowienie. Zatem Paweł wziął pełną odpowiedzialność za kształt tego filmu. Myślę, że gdy ktoś jest zwariowanym pasjonatem i wkłada w swoją pracę całe serce, uważność, czujność i czułość, odbiorca takiego kina zawsze się znajdzie.

Chociaż „Atak paniki” klasyfikowany jest jako komedia, to jednak odbieram ten film jako tragikomedię. Śmiejemy się, ale to śmiech przez łzy. Na ile ten film jest krzykiem młodych artystów, którzy już mają dosyć robienia lub grania w szablonowych filmach i którzy chcą w końcu zrobić coś po swojemu?

Myślę, że my sami jako twórcy myślimy o tym filmie w kategorii tragikomedii. W końcu sceny i sytuacje życiowe, w których znajdują się bohaterowie nie są jakoś szczególnie łatwe, miłe ani sympatyczne. Po prostu kontekst może bawić. Zresztą często tak jest, że chwile grozy i napięcie z nimi związane nas samych bawią, ale to raczej z bezsilności. Zachwycamy się serialami Netflix, filmami, które oglądamy na festiwalach. Jesteśmy pasjonatami i też chcemy robić projekty o takim charakterze. Chcemy robić takie seriale jak „Peaky Blinders”, „Fargo” czy „Wielkie kłamstewka”. Obawiam się, że niestety budżet może być nieco inny tam niż tu, a szkoda. Często w naszych rodzimych projektach oprócz pieniędzy brakuje ryzyka. Już na poziomie doboru aktorów. Dobiera się znane twarze, które zapewniają dochód. Brakuje bigla, energii. Wydaje mi się, że następuje zmiana. Nieśmiało, ale jednak i co więcej jest już nieodwracalna. Nawet mimo koszmarnych zmian w PISF, który staje się coraz bardziej upolityczniony. Wydaje mi się, że efekt będzie jednak odwrotny, że właśnie takie trudne momenty są bardzo stymulujące dla artystów i twórców. Jeżeli tylko nie będą się bać. Wyobraźni nam na szczęście ocenzurować ani wsadzić do więzienia nie można :)

„Atak paniki” wyróżnia się formą oraz sposobem narracji. Tutaj nie ma jednego głównego bohatera. To forma opowieści do której polski widz raczej przyzwyczajony nie jest. Czy Polska była gotowa na taki film? Jesteś zadowolona z obioru filmu przez widzów? Z jakimi reakcjami się spotykałaś?

Odbiór był bardzo rożny. Od zachwytów po totalny brak zrozumienia, rozczarowanie, nawet wściekłość. Wszyscy mają prawo do swoich odczuć i przemyśleń i z każdym konfrontowałam się zupełnie bez ocen. Sama uważam, ze film jest po prostu bardzo dobry, zatem opinie innych nie mają wpływu na mój odbiór. Chyba nie da się robić kina według kryterium „czy Polska będzie gotowa”, ponieważ część Polski nawet nigdy nie będzie miała najmniejszej ochoty być na cokolwiek gotowa. I chyba niestety nie ta Polska będzie odbiorcą takiego kina, które chcę robić. Taki wieczny dylemat - co zrobić, żeby wszyscy nas kochali jest złudny i zwyczajnie niemożliwy do spełnienia. Wręcz ograniczający i krepujący twórczość. Nie można się tym zajmować, bo takie wątpliwości sprawiają, że w projektach właśnie nie ma ryzyka, pazura.

Jakim reżyserem jest Paweł Maślona? Jak się z nim pracuje?

Mam od zawsze potrzebę spotykania się z osobami, które mnie inspirują, uczą, rozwijają. Jako aktorka potrzebuję pracować z takim reżyserem, który stawia przede mną wysoko poprzeczkę, ale też z takim, któremu mogę zaufać. I Paweł Maślona spełnia wszystkie te aspekty, zatem mogę spokojnie powiedzieć, że jest dla mnie wielkim autorytetem i nie wyobrażam sobie, że już nigdy więcej nie spotkam się z nim w pracy.

Ubiegły rok w polskim kinie należał do debiutantów. Jednym z tych mocnych debiutów był także „Atak paniki”. Jak, jako aktorka oraz odbiorczyni polskiego kina, postrzegasz współczesną polską kinematografię? Czas starych mistrzów przeminął, a swoje pięć minut mają Smoczyńska, Szelc, Maślona, Czekaj czy Domalewski?

Tak, festiwal w Gdyni był fenomenalny jeśli chodzi o debiuty. Z impetem władowali się na rynek, bezczelnie wymiatając w zasadzie wszystkich :) Każdy ze swoim autorskim językiem filmowym, inną historią, zupełnie inną wrażliwością, ale wszystkie są świetne. Każdy z tych reżyserów, których wymieniłeś wyrabia swoją markę, a przy tym wszystkim Paweł Maślona, Agnieszka Smoczyńska, Jagoda Szelc, Piotrek Domalewski i inni są po prostu fantastycznymi ludźmi pełnymi poczucia humoru, temperamentu. Ci młodzi reżyserzy napawają nas aktorów naprawdę wielkim optymizmem, że będzie się działo;)

Wkrótce zobaczymy Cię w filmie Michała Kwiecińskiego pt. „Miłość jest wszystkim”. Opowiedz o tym projekcie.

Film wchodzi do kin pod koniec listopada. Będzie to wspaniała okazja do wybrania się z rodziną do kina, ponieważ historia opowiada o Św. Mikołaju, którego gra wspaniały Olaf Lubaszenko. Wątków jest wiele i z każdym będzie można się mniej lub bardziej utożsamić. Na pewno będzie bardzo wzruszająco. Ale to już wiedziałam na etapie czytania scenariusza. Na planie poznałam fantastycznych aktorów takich jak Agnieszka Grochowska, Joasia Kulig, Olaf Lubaszenko czy Eryk Lubos. Można powiedzieć, że skład jest zacny.

Nie sposób Cię nie zapytać o „Klątwę” Olivera Frljića. Dla mnie to był jeden z najlepszych, a już na pewno najbardziej poruszający spektakl 2017 roku. Spektakl wciąż zbiera komplety publiczności i jest stale zapraszany do pokazów za granicami Polski. Jak z perspektywy czasu patrzysz na ten tytuł?

„Klątwa” powoli staje się wydarzeniem nie tylko krajowym, ale i europejskim; na przykład po pokazach w Pradze okrzyknięto „Klątwę” najlepszym spektaklem zagranicznym zagranym w Czechach. Zaproszeń poza granice Polski mamy zresztą coraz więcej. Mimo trudnej sytuacji popremierowej i w obliczu gigantycznego kryzysu mojego wizerunku, z perspektywy dwóch lat oceniam to jako moment przełomowy w moim życiu. W zasadzie był to dla mnie wielki prezent. Test na odwagę, wytrzymałość. Nie tylko jako aktor, ale chyba przede wszystkim jako człowiek. I dzięki temu doświadczeniu, wiem jak bardzo złudna jest potrzeba bycia lubianym, popularnym. Że ta potrzeba często nas twórców i artystów ogranicza. Rezygnujemy z ról, ze scen, pewnych decyzji nie podejmujemy, bo się boimy. Boimy się fali krytyki, braku akceptacji - autocenzurujemy się z lęku przed hejtem. A że mnie już naprawdę bardziej obrazić się nie da, zatem nareszcie robię to, na co mam naprawdę ochotę i podejmuję decyzje zawodowe w zgodzie z moją intuicją i z moim sercem, a nie staram się zadowolić sąsiadów, znajomych, nieznajomych, statystycznych widzów. I jest mi z tą swobodą najlepiej na świecie. Przyspieszony proces rozwoju osobistego, który widocznie był mi potrzebny, za który po prostu losowi dziękuję.

2017 rok w Teatrze Powszechnym przyniósł także „Chłopów” w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego oraz „Księgi Jakubowe” w reżyserii Eweliny Marciniak. Opowiedz o tych widowiskach. Zarówno Garbaczewski, jak i Marciniak to gorące teatralne nazwiska, więc jak różni się ich spojrzenie na teatr?

Oba spektakle są zrobione z wielkim rozmachem. Wyglądają fantastycznie, a to za sprawą wybitnych scenografów - Kasi Borkowskiej („Księgi Jakubowe”) i Janka Strumiłło („Chłopi”). Marciniak i Garbaczewski to niemal to samo pokolenie. Między nimi są chyba dwa lata różnicy a każdy z nich poszedł w totalnie innym kierunku. To fascynujące, jak na jednej scenie, w jednym budynku, powstają skrajnie różne spektakle. Garbaczewski jest wizjonerem, poszukiwaczem. Jego ściany teatralne powoli zaczynają uwierać. Szuka inspiracji w nowych mediach, technice VR. Ciężko czasem nadążyć za jego wizjami ;) Ewelina z kolei uprawia teatr bardzo formalny, bardzo aktorski. Skupia się na tematach, które aktorzy mają do przeprowadzenia. Dużo intensywniej pracuje nad scenami. Oboje są zdolni, ambitni, pomysłowi. Nic tylko się cieszyć, że można z takimi szaleńcami popracować i próbować się w te ich zwariowane światy wpasować.

Obecnie możemy oglądać Cię w „Neronie” Wiktora Rubina. Uchyl rąbka tajemnicy na temat tego spektaklu.

W „Neronie” gram matkę Nerona - Agrypinę Młodszą. O tyle to jest ciekawe, że gram matkę kolegi, który jest o dobrych parę lat ode mnie starszy. Ten typ charakterologiczny był dla mnie zupełną nowością. Przyznam, że z miłą chęcią w jakimś projekcie rozwinęłabym ten kierunek postaci, bo tutaj ze względu na fabułę jestem ograniczona, ale postać do grania jest wspaniała - psychopatka, patologicznie uwiązana, wręcz wisząca na swoim synu, pozbawiona empatii, niebezpieczna, przebiegła, bardzo surowa, zimna, bezwzględna. Jednym słowem Pani Milusińska :)))

W cyklu Teatroteka zagrałaś w spektaklu „Dolce Vita” w reżyserii Leny Frankiewicz. Całość inspirowana Różewiczem i Fellinim. Opowiedz o tym.

W „Dolce Vita” gram bardzo niewielką postać Emmy, dziewczyny głównego bohatera, którego gra Dawid Ogrodnik. Miałam do zagrania dosłownie jedną scenę, więc praca nad tym projektem była dość ekspresowa. Ale ciekawa, bo Lena Frankiewicz jest niezwykle utalentowana muzycznie i słyszy rytm, zatem dyscyplina w graniu była przeogromna. A język nieco komiksowy, w którym czuję się bardzo dobrze. Też miałam szczęście do obsady, bo przy okazji tego projektu poznałam m.in. Gabrielę Muskałę i Jana Frycza. Nic więcej mówić chyba nie trzeba :)

Rozmawiał Krzysztof Połaski

[email protected]

FILM "ATAK PANIKI" PAWŁA MAŚLONY WŁAŚNIE UKAZAŁ SIĘ NA DVD I BLU-RAY, DYSTRYBUCJA GALAPAGOS

Julia Wyszyńska (ur. 1986) to polska aktorka filmowa i teatralna. Absolwentka PWST w Krakowie. Widzowie znają ją z seriali "Czas honoru", "Misja Afganistan" oraz "Na dobre i na złe", a następnie aktorka miała szansę stworzyć charyzmatyczną postać w filmie Pawła Maślony pt. "Atak paniki" (2017). Julia Wyszyńska należy do zespołu Teatru Powszechnego w Warszawie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn