"Black Mirror" sezon 3. Budżetowa rewolucja, która zabiła jeden z najciekawszych seriali ostatnich lat? [RECENZJA]

Adriana Słowik
Adriana Słowik
Laurie Sparham/Netflix
Laurie Sparham/Netflix
Wielkimi krokami zbliża się premiera 3. sezonu serialu "Czarne lustro". Nowe odcinki zadebiutują w serwisie Netflix już 21 października, a wszyscy fani futurystycznej opowieści Charliego Brookera zadają sobie tylko jedno pytanie. Czy przejęcie flagowego serialu Channel 4 przez amerykańskiego giganta rynku VOD wyjdzie "Black Mirror" na dobre? Po seansie trzech odcinków "Czarnego lustra", spróbujemy rozwiać wszelkie obawy i pokrótce zrecenzować 3. sezon serialu.

To był news ubiegłego roku. Informacja o tym, że amerykański gigant rynku VOD - serwis Netflix przejmuje jeden z najlepszych brytyjskich seriali ostatnich lat - "Czarne lustro", zelektryzowała widzów na całym świecie. I trudno się dziwić. "Czarne lustro" emitowane do tej pory przez Channel 4 i składające się z dwóch trzyodcinkowych sezonów mimo swoich skromnych rozmiarów, w szybkim czasie urosło w oczach widzów do rangi serialu kultowego. Klimatyczna produkcja skupiająca się na temacie nowych technologii i wszelkiego rodzaju zagrożeń płynących z cywilizacyjno-naukowego postępu okazała się serialowym strzałem w dziesiątkę, dlatego nikogo nie dziwią pewnie wątpliwości związane z nowym sezonem serialu, zrealizowanym pod skrzydłami Netflixa.

Budżetowa rewolucja

Nie da się ukryć, że pieniądze robią swoje i na przykładzie nowego sezonu "Czarnego lustra" widać to doskonale. Zaczynając od ilości epizodów - w netflixowym wydaniu znajdziemy ich sześć, poprzez względy realizacyjne, efekty specjalne, kończąc na ogromnym rozmachu, który po prostu - bije po oczach od pierwszego odcinka. Amerykanie włożyli w "Black Mirror" to, co mają najlepsze, ale mam wrażenie, że mogli miejscami trochę sfolgować i zachować nieco więcej szorstkiej, brudnej przestrzeni dla miłośników brytyjskiego klimatu.

Proporcje między brytyjską wersją serialu a tą zrewolucjonizowaną, amerykańską siłą pieniądza nie zostały do końca zachowane, ale z pewnością nie przysłoni wam to historii zaprezentowanych w sześciu nowych odcinkach. Netflix w dużej mierze dał twórcom wolność, która przekłada się choćby na długość odcinków, a skorzystamy z tego przecież wszyscy, bez wyjątku.

Antologiczna koncepcja w stanie nienaruszonym

"Czarne lustro 3" to wciąż ta sama, dobrze znana nam koncepcja - serialowa antologia jednoodcinkowych opowieści, z których każda skupia się na innej historii i bohaterach, ale i każda prowadzi finalnie do równie mocnego morału, obok którego trudno będzie wam przejść obojętnie. Pod względem poruszanych zagadnień "Czarne lustro" ponownie deklasuje swoich rywali, ale czy twórca serialu - Charlie Brooker był w stanie przeskoczyć swoje brytyjskie dokonania? Sprawdźmy.

"San Junipero" to bardzo mocny odcinek nowej serii "Black Mirror", który jest ostatnio na ustach wszystkich serialomaniaków. Ze względu na tematykę i osadzenie fabuły w klimacie lat 80-tych można go z miejsca pokochać albo przesądzić o losach całej serii już po kilkudziesięciu minutach seansu z tym właśnie odcinkiem. W przypadku "San Junipero" twórcy faktycznie targnęli się nieco na życie serialu, bo i jak tu zrozumieć decyzję o umiejscowieniu fabuły odcinka w szalonych latach 80-tych, kiedy cała seria traktuje przecież o współczesności i jej wpływie na naszą przyszłość. Kalifornijski klimat, muzyka disco, kolorowe kostiumy i szalone fryzury, a to wszystko w otoczce zakazanej miłości dwóch głównych bohaterek - pewnej siebie Kelly i nieśmiałej Yorkie. Mało przekonujące, prawda?

I trudno się dziwić, bo "San Junipero" tak bardzo odbiega od standardów, z którymi mogliśmy kojarzyć "Black Mirror". A jednak ten prztyczek w nos, który Charlie Brooker zadaje wszystkim krytykującym decyzję o przejęciu serialu przez amerykańskiego Netflixa, naprawdę mu się udaje. Bo "San Junipero" w pewnym momencie serwuje widzom solidnego twista, po którym będziecie musieli wziąć głęboki oddech i przeanalizować wszystko raz jeszcze, od początku, bo naprawdę będzie o czym rozważać.

CZYTAJ TAKŻE:

Wiem, że klimat "San Junipero" może dla wielu z was okazać się jednak jakimś nieporozumieniem, ale gwarantuję, że dalej będziecie w pełni usatysfakcjonowani. Wszak w kolejnym epizodzie, zatytułowanym „Shut up and dance” dostaniecie to, na co tak naprawdę wszyscy czekaliście - powrót do korzeni.

Ten odcinek został dość mocno osadzony w tradycyjnym dla "Black Mirror" klimacie i nie mam na myśli, tylko tego, że akcja odcinka przenosi się w końcu na Wyspy. Jego bohaterem jest 19-letni Kenny, który nawiązuje niebezpieczną relację z internetowym oszustem. Podczas gdy "San Junipero" oferuje nam nostalgiczną historię romansu, "Shut Up and Dance" dostarcza więcej emocji i napięcia rodem z najlepszych thrillerów. Z pewnością nie jest to wybitna odsłona 3. sezonu "Black Mirror", miejscami można odnieść wrażenie, że to wszystko już gdzieś było jednak mimo licznych podobieństw i nawiązań „Shut up and dance” potrafi wcisnąć w fotel.

„Nosedive” to już prawdziwy majstersztyk i nie ma w tym ni krzty przesady. To odcinek, który wciąż dość mocno czerpie z tradycji brytyjskiego "Black Mirror" i wyciska chyba wszystko ze złowieszczej strony postępu technologicznego, który jest motywem przewodnim serialu. Jednocześnie „Nosedive” jest tak bardzo amerykański, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. To właśnie tutaj możemy zaobserwować prawdziwy przebłysk geniuszu brytyjskiego twórcy, solidnie umoczony w amerykańskim sosie.

Fabuła tego odcinka koncentruje się na Lacie - pracownicy biura, która żyje w utopijnym świecie mediów społecznościowych - dawania lajków, uaktualniania statusów, oraz obsesyjnego ocenia wszystkich i wszystkiego. „Nosedive” to w gruncie rzeczy przerażające widmo naszych współczesnych zachowań, które na potrzeby odcinka zostały może nieco wyolbrzymione, ale fakt, że ta social mediowa zaraza nie jest nam zupełnie obca, nie napawa entuzjazmem i zwyczajnie - daje do myślenia.

Dobre bo amerykańskie

Wraz z końcem brytyjskiego "Czarnego lustra" wszyscy zadawali sobie pytanie, czy przejęcie flagowego serialu Channel 4 przez amerykańskiego giganta rynku VOD wyjdzie "Black Mirror" na dobre, a tytuł recenzji zobowiązuje mnie do jasnej odpowiedzi na to pytanie. Po obejrzeniu trzech odcinków nowego sezonu mogę was (chyba) zapewnić, że nowe "Black Mirror" z pewnością was nie rozczaruje, bo to solidna dawka dobrze znanego nam Charliego Brookera, a że ubrana w grube miliony amerykańskiego giganta spod czerwonego szyldu... "Czarne lustro" urosło jedynie w siłę, ale to wciąż dobrze znane wam "Black Mirror".

Przypominamy, że premiera 3. sezonu "Black Mirror" już w piątek, 21 października w serwisie Netflix!

Ocena: 8/10

Adriana Słowik

[email protected]

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn