"Dzika" Nicolette Krebitz, czyli Czerwony Kapturek mieszka w Niemczech

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. (c) Heimatfilm / materiały prasowe dystrybutora Bomba Film
fot. (c) Heimatfilm / materiały prasowe dystrybutora Bomba Film
„Dzika” została uznana przez jurorów LOLA - Deutscher Filmpreis za trzeci najlepszy, zaraz po „Toni Erdmann” i „24 tygodnie”, niemiecki film 2016 roku. Nie tylko rozumiem tę decyzję, ale nawet uważam, że spośród tej trójki obraz autorstwa Nicolette Krebitz jest najciekawszy, najbardziej intrygujący, ale też jednocześnie najmniej przyjazny widzowi. Co to oznacza? Przekonajcie się sami.

Współczesne Halle-Neustadt. W domach z wielkiej płyty, gdzie na pewno nie ma wolnej miłości, żyje, a raczej egzystencjalnie wegetuje młoda Niemka rosyjskiego pochodzenia, Ania (fascynująca Lilith Stangenberg). Dziewczyna nie ma w swoim życiu praktycznie nikogo; partnera brak, młodsza siostra mieszka gdzie indziej z chłopakiem, dziadek dogorywa w szpitalu, a ojca prawdopodobnie nigdy nie poznała.

Siedząc w domu nie ma do kogo ust otworzyć, chociaż na dobrą sprawę w towarzystwie również nie grzeszy gadulstwem i nigdy nie odzywa się gdy nie jest pytana. Gdyby jeszcze spełniała się w pracy… Ale nie! Mimo że jest specjalistką IT, to właściwie jej jedynym obowiązkiem jest parzenie kawy szefowi (Georg Friedrich), który ewidentnie fantazjuje o bliższym poznaniu intymnych części ciała swojej podwładnej.

„Dzika” to jeden z tych filmów, który skrajnie podzieli widownię. Nic dziwnego, w końcu nie wszyscy oczekują od kina scen defekacji na biurko czy międzygatunkowego seksu oralnego, nawet jeżeli ten być może jest jedynie mokrym snem głównej bohaterki. Zresztą trzeba przyznać, że dosłowne odczytywanie obrazu Krebitz jest nie tylko szalenie płytkie, ale przede wszystkim czyni mu ogromną krzywdę.

W tym miejscu powinniśmy zastanowić się, czym tak naprawdę jest „Dzika”, gdyż to produkcja składająca się z wielu metafor, którą można odczytywać na rozmaitych poziomach. Po części jest to przejmujący obraz samotności, która doprowadza do szaleństwa. Ania jest bohaterką, która za wszelką cenę chce być kochana. Wystarczy jej sprawić komplement, powiedzieć że jest piękna, a będzie gotowa oddać się w całości tu i teraz. Pod pozornym zamknięciem i społeczną alienacją kryje się tęsknota za życiem, jakie prowadzą inni. Randki, spacery, wspólne kolacje, dobry seks – to rzeczy, których już od dawna nie ma w jej życiu (a może nawet nigdy nie było?), przez co dziewczyna zamyka się w swoim świecie. W swojej małej utopii, gdzie tworzy alternatywną rzeczywistość.

Krebitz kreśli nam portret zdesperowanej bohaterki, a pod tym wszystkim kryje się krytyka współczesnych kobiet, które są gotowe bezgranicznie poświęcić się i oddać swojemu partnerowi, wręcz na własne życzenie czyniąc z siebie jego własność. Żebyśmy się dobrze zrozumieli: Czym innym jest związek partnerski, a czym innym jest stanie się niewolnikiem swojego partnera lub partnerki. Urodzona w Berlinie reżyserka w ten sposób krzyczy głośne NIE.

Z ręką na sercu „Dziką” można nazwać filmem rozliczeniowym, gdyż dostaje się nie tylko kobietom, ale autorka kolejne ciosy wymierza także w mężczyzn. Wszyscy faceci w jej filmie są słabi, zahukani i nie widzą dalej niż czubek swojego penisa. Podczas gdy Ania pragnie miłości oraz ciepła, chce czuć obok siebie drugą osobę, to Boris jest nastawiony wyłącznie na seks. Wraz z momentem wytrysku jego zainteresowanie partnerką się kończy. Tutaj mężczyźni to zagubieni chłopcy w krótkich spodenkach, którzy – chociaż tego nie dostrzegają – bez pomocy kobiet nie byliby w stanie normalnie funkcjonować i dlatego kobiety w pewien sposób im matkują, nawet gdy są jedynie asystentkami w biurze.

„Dzika” tworzy mylne wrażenie filmu opowiadającego o chęci „wypisania” się z rzeczywistości oraz pragnieniu wyzbycia się życia według konwenansów, lecz finalnie otrzymujemy bardzo konserwatywny film o marzeniu znalezienia swojej drugiej połówki, z którą będziemy iść przez życie. Urodzona w 1971 roku autorka w ten sposób igra z widzami oraz bawi się gatunkami. Niby chce szokować, eksperymentuje, ale też trudno nie postrzegać jej filmu jako wariacji (szalenie absurdalnej, ale jednak!) na temat komedii romantycznej.

Nie przesadzam, popatrzcie na sceny, gdy Ania zaczyna traktować wilka jako swojego chłopaka, na to jak wówczas adoruje go ciałem, jak się porusza, jak kusi. Wraz z finalnym zjazdem po poręczy na klatce schodowej to tworzy chyba najlepszą sekwencję w całym filmie. Już pomijając cały wątek polowania na wilka, będący niczym innym, jak zwyczajną parodią procesu wzbudzania, potencjalnemu oblubieńcowi lub oblubienicy, zainteresowania naszą osobą. I jakże pięknie, chociaż dosłownie, autorka zwizualizowała powiedzenie, że mężczyzna woli gonić króliczka niż go złapać!

Ostrze krytyki Nicolette Krebitz dosięga też dzisiejsze Niemcy. Środkowo-wschodnia część kraju w jej wizji wygląda jak miejsce zapomniane przez Boga, gdzie nie ma perspektyw, przyszłości ani radości. Bohaterowie uśmiechają się tylko wtedy, gdy piją oraz imprezują. Ból życia zagłuszają wódką, aby kolejnego dnia wstać i powrócić do swojej nędznej i nudnej egzystencji, na którą składają się te same czynności, miejsca i ludzie. Niewątpliwie ten efekt beznadziei unoszącej się w powietrzu wzmacniają doskonałe zdjęcia Reinholda Vorschneidera, który maluje nam obraz umierającej, zgniłej moralnie i przesączonej hipokryzją społeczności. Jednocześnie jednak w tych szarościach jest coś uwodzicielskiego, sprawiającego, że trudno od ekranu oderwać wzrok.

Wielkimi skarbami „Dzikiej” są aktorzy; o ile Georg Friedrich już przyzwyczaił nas, że jest doskonały w nieoczywistych, wzbudzających niepokój rolach, tak urodzona w 1988 roku Lilith Stangenberg jest prawdziwym odkryciem. Jest w tej dziewczynie jakaś tajemnica oraz urok, sprawiający, że jako widz tak mocno angażuję się w opowiadaną historię.

„Dzika” to kino niebezpiecznie kroczące po granicy banału, niezrozumienia oraz kiczu i chociaż czasami jedną nogą wymyka się i serwuje nam prostackie tony, to mimo wszystko widać, że Nicolette Krebitz trzyma tę opowieść w ryzach i kontroluje to, co się dzieje na ekranie. Autorka zabawiła się kinem, tematami tabu, zagrała czasami va banque, ale opłaciło się.

Finalnie otrzymaliśmy fascynujący i właściwie w perwersyjny sposób przyciągający film. Co prawda dla większości „Dzika” okaże się zbyt kontrowersyjna, przesadzona lub za bardzo obrzydliwa, ale przecież to na nowo napisana, hardkorowa, historia Czerwonego Kapturka. Pytanie, kto tak naprawdę jest wilkiem, kto Kapturkiem, a kto myśliwym? Szczęśliwe zakończenie? Być może, wszak przesłanie płynące z „Dzikiej” jest proste: W tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz.

Ocena: 7/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"DZIKA" W KINACH OD 26 MAJA

Recenzja została pierwotnie opublikowana 26 maja 2017 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn