Festiwal Filmowy w Gdyni 2018. Przewidywalne zwycięstwo "Zimnej wojny". Kto się boi "Kleru" Smarzowskiego? [KOMENTARZ+DUŻO ZDJĘĆ]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. karolina misztal / polska press/dziennik baltycki
fot. karolina misztal / polska press/dziennik baltycki
Gdynia, Gdynia i po Gdyni. Za nami 43. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych – impreza, która mimo dość dobrego poziomu artystycznego, pozostawiła spory niedosyt. Jak na festiwalu zaprezentowało się polskie kino? Sprawdźcie naszą relację z 43. FPFF w Gdyni!

Najlepszy film festiwalu? Zdecydowanie „WILKOŁAK” w reżyserii Adriana Panka. Sam skusiłem się aż na dwa seanse tego dzieła, a chętnie obejrzałbym go raz jeszcze. Adrian Panek porwał się na film, którego wystarczyłoby się wielu innych reżyserów. W pierwszej warstwie to historia dzieciaków uwolnionych z obozu koncentracyjnego, ale tak naprawdę mamy do czynienia z opowieścią o tym, jak łatwo przestać być człowiekiem. Efektowne i dynamiczne kino, które sprawnie łączy ze sobą horror (!), thriller i dramat historyczny. Sonia Mietielica i dziecięca obsada są absolutnie bezbłędni w swoich rolach. Mocny, poruszający i wielowymiarowy film. Oby szybko pojawił się w dystrybucji.

Moje drugie miejsce to „FUGA” Agnieszki Smoczyńskiej. Nieoczywista historia o własnej tożsamości, próbie wyrwania się ze społecznych ról i schematów. Świetna Gabriela Muskała.

W „KLERZE” Smarzowski punktuje kolejne grzechy Kościoła, zaczynając od pijaństwa kapłanów, wykorzystywanie wpływów we władzach lokalnych, nieprzestrzeganie celibatu, przez korupcję, chęć posiadania władzy, a na pedofilii kończąc. Autor „Drogówki” często cytuje kontrowersyjne wypowiedzi kościelnych dostojników, które doskonale znamy z mediów, ale ucieka się też do prawdziwych i intymnych świadectw ofiar duchownych. O ile te pierwsze śmieszą i wręcz wzbudzają uśmiech politowania, gdy uświadomimy sobie, że to nie fikcja literacka, tylko rzeczywistość, tak te drugie już wbijają w fotel i działają na emocje. Szkoda, że jury przestraszyło się tego filmu i uhonorowało go jedynie swoistą nagrodą pocieszenia, bo trudno w innych kategoriach patrzeć na nagrodę specjalną.

„KAMERDYNER”, chociaż nie do końca spełniony, to ważny film i mam nadzieję, że nie przepadnie w kinach. Filip Bajon opowiada o Polsce, wprowadza do masowej wyobraźni raczej niezbyt do tej pory znane fakty historyczne, a także ucieka się do uniwersalnego przesłania, aby zawsze żyć w zgodzie z sąsiadami. I tak jak powiedział bohater kreowany przez Janusza Gajosa: z ludźmi trzeba rozmawiać.

Przy okazji „7 UCZUĆ” Marek Koterski zdradził, że to najważniejszy film w jego życiu. Nie dziwię się, bo to gorzkie rozliczenie z dzieciństwem, które zarówno śmieszy, jak i w pewnym momencie uderza w bebechy. Umówmy się, nie wszystko tutaj działa równie mocno, przez pierwsze minuty kompletnie nie mogłem przekonać się do koncepcji filmu, a obsadzenie w roli Miauczynskiego Miśka Koterskiego wydawało mi się chybione, ale o dziwo to działa. Zresztą teraz wydaje mi się, że to był zwyczajnie nieunikniony krok. Film jest też wielką aktorską pokazówką; długo wymieniać wszystkich, więc powiem tylko, że Kasia Figura wzrusza, a Gabriela Muskała bawi do łez, zaliczając – obok „Fugi” – najlepszą rolę w karierze.

O „ZIMNEJ WOJNIE” już miałem przyjemność Wam pisać, więc dodam tylko, że jej wygrana w kategorii NAJLEPSZY FILM była więcej niż pewna. Wcześniej widziałem też „JAK PIES Z KOTEM” oraz komediowego „JULIUSZA”. Pierwszy wzrusza i chwyta za serducho, a drugi śmieszy i pokazuje, że w Polsce można zrobić dobrą, ale też wartościową, komedię.

Trochę niezrozumiałe są nagrody dla Jana Jakuba Kolskiego i „UŁASKAWIENIA”. To nie jest zły film, ale Kolski nie potrafi odpowiednio rozłożyć akcentów. Opowiada bardzo osobistą historię, ale nie wie czy robić to w poważnym kluczu czy komediowym, więc robi się mały miszmasz.

„DZIURA W GŁOWIE” została źle przyjęta na festiwalu, ale ja polubiłem się z tym filmem. Bardzo teatralna opowieść o byciu aktorem, ale też o godzeniu się z samym sobą. Świetny Bartłomiej Topa i Andrzej Szeremeta. Czuć w tym ducha spektakli Krystiana Lupy, aczkolwiek oczywiście rozumiem, że nie wszyscy widzowie zaakceptują taki sposób narracji.

Dobrych recenzji nie ma też „AUTSAJDER” w reżyserii Adama Sikory, ale lubię ten obrazek. Prosta, wręcz prościutka opowiastka o stanie wojennym i tym, jak łatwo można było trafić za kraty, ale nawet urzeka mnie lekkość tego tytułu. Łukasz Sikora bardzo ciekawy w roli główny.

„MONUMENT” Jagody Szelc wciąż mi imponuje. Ten film zdecydowanie powinien być w konkursie głównym; już dawno filmowy dyplom aktorski nie był tylko polem do ćwiczeń, ale pełnoprawnym filmem, gdzie reżyser traktuje młodych aktorów jak aktorów, a nie uczniaków. Brawo.

Cieszy Złoty Pazur dla „NINY” Olgi Chajdas, bo o nie tylko lesbijskie love story, ale przede wszystkim opowieść o poszukiwaniu samego siebie oraz o miłości. Ładny obrazek, który jest świetnie zagrany – ukłony dla Julii Kijowskiej.

„KREW BOGA” Bartka Konopki wciąż mnie frapuje. O dziwo to właśnie był najbardziej antychrześcijański film w Gdyni. O ile „KLER” rozlicza się z instytucją Kościoła, tak tutaj mamy rozliczenie z samym sensem wiary, która już o swych podstaw jest ukazana jako fałszywa. Tak samo małą prowokacją jest Krzysztof Pieczyński w głównej roli kapłana, ale żadnego skandalu nie będzie, to zbyt niszowy film.

„ZABAWA ZABAWA” Kingi Dębskiej rozczarowuje. To mógł być dobry film na ważny temat, a zamiast tego otrzymaliśmy trochę taki tvnowski dramacik, który w trochę karykaturalny sposób przedstawia alkoholizm kobiet. Nuda, sztampa, kiepski scenariusz i sterylnie czyste dekoracje.

Porażką jest również „ETER” Krzysztofa Zanussiego. To mógł być dobry film, był na niego pomysł, ale... nie dość, że – jak przystało na eter – okazał się usypiający, tak wyłożenie całego rozwiązania fabuły w ostatnich minutach to wręcz niepoważne traktowanie widza. Ludzie naprawdę zrozumieją o co chodzi, w końcu „Faust” nie jest aż tak bardzo skomplikowany.

Dość ciekawym projektem okazały się „OKNA, OKNA” Wojtka Solarza – współczesne kino niezależne i przede wszystkim zabawa narracją, historią oraz materią filmową.

Najgorszy film festiwalu? Nagrodę w tej kategorii powinno otrzymać „NIE ZOSTAWIAJ MNIE” Grzegorza Lewandowskiego. Film wybitnie zły i przepiękny w swojej nieudolności; tutaj 30-latkowie grają maturzystów, a całość wygląda na zbiór klisz, schematów oraz karykaturalnego wyobrażenia współczesnej młodzieży. Do tego fatalny scenariusz, gdzie mieszają się rozterki sercowe, zarzuty o gwałt i rozmowy ze zmarłymi.

Kolejny gdyński festiwal za nami, a ja już jestem ciekawy, czym nas FPFF uraczy za rok.

Krzysztof Połaski

[email protected]

Źródło: TVN24/x-news

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn