"FIGHTER" - RECENZJA
Historia "Fightera" śmiało mogłaby doczekać się filmu dokumentalnego. Kilka lat temu Konrad Maximilian, wielki fan sportów walki, wymarzył sobie realizację pierwszego w Polsce filmu opowiadającego o środowisku MMA. Nawiązał współpracę z KSW, znalazł producentów, ruszyły zdjęcia oraz promocja filmu "Klatka", w którym główne role mieli grać Eryk Lubos i Piotr Stramowski. Projekt promowano podczas jednej z gal KSW, po czym... słuch o "Klatce" zaginął.
Kilka miesięcy później okazało się, że z "Klatki" wyszedł Maciej Kawulski z KSW oraz dystrybutor i współproducent filmu, którzy wspólnie postawili... zrealizować własny film o MMA. Przy okazji zabrali Eryka Lubosa i nakręcili - nie ukrywajmy - dość sprawnego i miłego dla oka "Underdoga". Tyle tylko, że prace nad filmem Maximiliana stanęły, Piotr Stramowski stracił jakąkolwiek motywację, a reżyser został ze zdjęciami "górskimi", wokół których musiał napisać nowy scenariusz, aby nie zmarnować już zrealizowanego materiału.
To wszystko brzmi jak największy koszmar twórcy, w dodatku debiutanta, który z dnia na dzień został z niczym. Dlatego też łagodniejszym okiem patrzę na "Fightera" i jego wszelkie potknięcia. Chociaż punkt wyjścia "Fightera" jest ciekawy oraz aktualny, bo zwracający uwagę na różnice między boksem a MMA oraz wewnętrzną wojnę, jaką po cichu toczą między sobą zarówno zawodnicy obydwu dyscyplin, jak i kibice.
Czy boks jest lepszy od MMA? Z takiego założenia wychodzi Marek "Pretty Boy" Chmielnicki (Mikołaj Roznerski), który śmieje się ze swojego starego kumpla, poznanego jeszcze w latach szkolnych, mistrza MMA, Tomka Janickiego (Piotr Stramowski), który nigdy nie miał ani siły, ani odwagi, sprawdzić się na pełnym dystansie 12 rund. I fajnie, że chłopaki finalnie będą walczyć, ale naprawdę w scenariuszu ich starcie trzeba było nazywać walką o pas mistrzowski federacji WBC? Widzowie mają uwierzyć, że Chmielnicki, mając możliwość walki w Stanach Zjednoczonych z fejmowym bokserem, woli walczyć w Polsce ze swoim starym kumplem, krzycząc przy tym do swojego promotora i tocząc pianę z ust: GIVE ME JANICKI, a federacja zgodzi się na taką walkę? Swoją drogą to jedna z najśmieszniejszych scen z "Fightera".
Takich scenariuszowych absurdów jest niestety więcej, z głównym wątkiem gangsterskim na czele, który w zasadzie nie ma żadnego sensu, ale o tym widz przestaje myśleć chwilę po tym, gdy dowiaduje się, że bohaterka grana przez Aleksandrę Szwed ląduje w szpitalu, chociaż jeszcze scenę wcześniej była cała i zdrowa. Później nawet nikt nie zająknie się o jej stanie zdrowia, bo przecież po co.
"Fighter" to film stojący w rozkroku. Z jednej strony widać, że reżyser chciał, aby to była poważna i realistyczna produkcja, z a drugiej niemalże wszystko przerysowaniem tutaj stoi! Wydaje mi się, że to był celowy zabieg Konrada Maximiliana, który wyraźnie zapatrzył się w kino lat 80. i 90. XX wieku. Gdy widzę tak przestylizowanych gangsterów, jak postacie wykreowane przez genialnego Jarosława Boberka czy wręcz komiksowego Wojciecha Mecwaldowskiego, to jestem praktycznie pewny swoich przypuszczeń. Na granicy parodii gra także Mikołaj Roznerski i - zaskoczę was - kupuję to! Jako Pretty Boy przepięknie szaleje na ekranie, widać, że bawi się rolą, a przy okazji jest świadomy własnych braków. Dobrze patrzy się na Piotra Stramowskiego, ale show kradną i tak... Tomasz Oświeciński oraz Daniel Kuczaj. Gwiazdor filmów Vegi oraz Qczaj improwizowali na planie i może własnie tkwił sukces? Przy każdym ich dialogu widzowie wybuchali śmiechem.
Dość słabo wygląda finałowa walka, która przecież powinna być kwintesencją "Fightera". Wyzuta z emocji, zbyt mechaniczna i nasączona nerwową pracą kamery, maskującą pięściarskie braki aktorów, nie jest tym, czego oczekuje się od filmu opowiadającego o walce o mistrzowski pas. Za to doceniam przesłanie płynące z "Fightera", które oczywiście jest szalenie banalne, ale jakże aktualne i prawdziwe , szczególnie w kontekście historii realizacji filmu Konrada Maximiliana.
"Fighter" nie pada od razu na dechy, tylko dzielnie walczy do ostatniej rundy i chociaż przegrywa na punkty, to chętnie obejrzałbym rewanż. Konrad Maximilian otrzymał sporo ciosów, nie zawsze trzymał gardę, ale finalnie zrobił to co miał zrobić - zrealizował swój filmowy debiut. I za to szacun. "Fighter" pełen jest fabularnych błędów oraz potknięć, ale gdybym powiedział, że seans nie dostarczył mi radości, to bym skłamał.
Ocena: 5/10
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?