"Jak pokochałam gangstera" [RECENZJA]. Film o słynnym polskim gangsterze już na Netflix! Będzie hit na miarę "Jak zostałem gangsterem"?

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
"Jak zostałem gangsterem" to film Macieja Kawulskiego, który podbił kina na początku 2020 roku, a następnie stał się streamingowym hitem. Nic więc dziwnego, że kolejnym obrazem z cyklu zainteresowała się platforma Netflix, licząc, że i tym razem będzie przebój. Jak prezentuje się film "Jak pokochałam gangstera"? Sprawdziliśmy!

"JAK POKOCHAŁAM GANGSTERA" - RECENZJA

Mam wiele sympatii do "Jak zostałem gangsterem". Widziałem ten film kilka razy i po każdym seansie miałem wielki uśmiech na twarzy. Już "Underdog" pokazał, że Maciej Kawulski potrafi odnaleźć się w świecie kina, ale dopiero drugi film był tego dopełnieniem. Obraz z Marcinem Kowalczykiem w roli głównej oglądało się fenomenalnie; historia angażowała, bohaterowie byli charyzmatyczni, a do tego ta muzyka! Wydawało się, że Maciej Kawulski znalazł przepis na hit, chociaż zaliczył kilka drobnych potknięć. Szkoda, że nie wyciągnął wniosków, bo "Jak pokochałam gangstera" powiela błędy poprzednika.

O ile "Jak zostałem gangsterem" było sprzedawane pod szyldem prawdziwej historii o gangsterze, który wciąż żyje i pragnie pozostać anonimowy, tak historia przedstawiona w "Jak pokochałam gangstera" - mimo początkowej planszy - to już jawna opowieść o jednym z najsłynniejszych polskich gangsterów, który lata temu trząsł całym Wybrzeżem, a przy okazji narobił sporego zamieszania także w Niemczech. Lubił blask fleszy, obracanie się w kręgach znanych osób, a jego krótki występ w jednym z najbardziej kultowych polskich filmów lat 90. XX wieku jest już wręcz legendarny.

Głównego bohatera filmu raczej nikomu z miłośników opowieści o polskiej przestępczości przedstawiać nie trzeba i właściwie w tym tkwi problem całej produkcji, bowiem scenariusz niczym nie zaskakuje. To prosta opowieść o życiu i działalności wpływowego gangstera, która została zrealizowana bez większych szaleństw; ot, po prostu, przedstawiono kolejne lata jego działalności, odhaczone niczym kolejne akapity na Wikipedii. I mimo, że całość trwa ponad trzy godziny (!), to nie ma tutaj miejsca na jakieś większe zakreślenie charakterów poszczególnych postaci, które w przerażającej większości prześlizgują się przez ekran i tyle ich widziano. Szukajcie ich sobie później w napisach końcowych. Dla przykładu: przecież obsadzenie Dawida Ogrodnika w roli Pershinga i powierzenie mu wyłącznie paru krótkich scen, to całkowite zamordowanie jakiegokolwiek potencjału, który tkwił w tej postaci.

Do tego kobieca perspektywa, którą sugeruje przecież sam tytuł filmu, praktycznie nie istnieje. Wszystkie kobiety głównego bohatera są jedynie dodatkiem do tej opowieści, przez co aktorki nie mają większego pola do popisu. Oczywiście, próbują jak tylko się da, z czego najbardziej obronną ręką wychodzi Magdalena Lamparska, która przy okazji miała chyba najbardziej rozbudowaną pod względem charakteru oraz emocji kobiecą postać w filmie. Przy okazji warto dodać, że pomysł na narratorkę całości był jednym z najbardziej nietrafionych ruchów twórców.

W centrum całości jest on - Tomasz Włosok, który dla wielu okazał się odkryciem poprzedniego filmu, gdzie jako Walden skradł show. Tutaj nie ma czego kraść, bo właściwie jego bohater jako jedyny jest jakiś. Włosok bawi się tą rolą, konfrontuje się z własnym wyobrażeniem tego, jak na różnych etapach życia mógł czuć i zachowywać się jego bohater i ani na moment nie odpuszcza. Potwierdza swoją aktorską klasę. Dobrze patrzy się też na Antoniego Królikowskiego, chociaż jego bohater to też świetny przykład zmarnowanego potencjału. Z jakby alternatywnej rzeczywistości wyrwany jest Sebastian Fabijański, którego Silvio to najbardziej przerysowany bohater w całym filmie. Fabijański jedzie po bandzie, czasami może aż za mocno i zbyt karykaturalnie, ale gdy z jego ust pada formułka życzę wam śmierci... arrivederci, to zorientowałem się, że kupuję tego bohatera i całe jego ćpuńskie szaleństwo.

Poprzedni film Macieja Kawulskiego wygrywał swoją dynamiką oraz tempem akcji, czego niestety nie można powiedzieć o "Jak pokochałam gangstera". Zaczyna się dobrze i obiecująco, ale później robi się problematycznie oraz chaotycznie. Niektóre wątki są zbyt długie, a inne zbyt skrótowe. No i ten finał, który aż tryska od nieznośnego patosu. Zresztą nie będę ukrywać, że mam spory problem z ostatecznym wydźwiękiem filmu, bo mamy do czynienia z laurką na cześć słynnego gangstera. Gołym okiem widać, że film powstał z błogosławieństwem jego rodziny, przez co często na ekranie jest wybielany i podkreślane jest, że może i był przestępcą, ale wszyscy inni ówcześni gangsterzy byli groźniejsi, gorsi i bardziej bezwzględni. Co tam liczne zdrady, handel narkotykami i inne przestępstwa - dobry człowiek był, dzień dobry zawsze mówił.

"Jak pokochałam gangstera" to film, który chce iść drogą swojego poprzednika, jednak nie tylko powiela błędy "Jak zostałem gangsterem", ale przede wszystkim nie ma takiej mocy i tak wciągającego scenariusza. Zamiast tego otrzymujemy wizualnie ładną ekranizację encyklopedycznego streszczenia życia słynnego polskiego gangusa, który kochał kobiety, pieniądze i szybkie samochody. Gdy przymknie się oko na irytujący wątek niemieckiego policjanta czy fatalny zabieg narracyjny, to ogląda się to dość przyjemnie. Tyle tylko, że o głównym bohaterze, z tego trzygodzinnego filmu, dowiecie się dokładnie tego samego, co z dwudziestominutowych reportaży na YouTube.

Ocena: 5/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 5 stycznia 2022 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn