"Jak urodzić i nie zwariować". Ciąża to wyzwanie co się zowie [RECENZJA]

Jules i Evan to celebryci z pierwszych stron gazet i telewizyjnych ekranów. Ona jest gwiazdą fitness, on tancerzem – wkrótce zostaną rodzicami, co stresuje ich o wiele bardziej niż występy w świetle reflektorów. Wendy w teorii jest świetnie przygotowana do zostania mamą, napisała wszak poczytną książkę o karmieniu piersią. Teraz jednak, gdy hormony szaleją, już sama nie wie, czego się spodziewać, daje też nieźle w kość mężowi, Gary’emu. Gary ma zresztą i inny problem – jego ojciec związał się z młodszą partnerką, która zaszła właśnie w ciążę… Holly i Alex zdecydowali się na adopcję dziecka z Afryki, ale mężczyzna wciąż nie jest w stu procentach przekonany do takiego rozwiązania. Są jeszcze Marco i Rosie, których związek przeżywa poważny kryzys dokładnie w momencie, gdy Rosie dowiaduje się, że zostanie matką.

Kilka luźno połączonych z sobą postaciami bohaterów historyjek o różnych aspektach przyszłego rodzicielstwa i tego, w jaki sposób ciąża zmienia życie kobiety (zwłaszcza) i mężczyzny (rola panów ogranicza się w zasadzie do znoszenia humorów ciężarnych, wspierania ich w trudnych momentach i wahaniach typu „Czy jestem już gotowy?”). Jest tu ciąża niechciana, wyczekiwana, jest adopcja, jest rodzina patchworkowa – „Jak urodzić i nie zwariować” to jednak komedia romantyczna i nie ma obaw, wielkich dramatów i naprawdę poważnych dylematów tu nie znajdziemy (jak ktoś szuka takowych, niech zobaczy sobie chociażby „24 tygodnie”…), wszyscy w końcu odnajdą się w nowej sytuacji. To taki lekki, miły i przyjemny, ale bardzo skrótowy poradnik ku pokrzepieniu serc (scenariusz oparto na bestsellerowym poradniku dla ciężarnych Heidi Murkoff pod tym samym tytułem), z doborową obsadą – na ekranie zobaczymy chociażby Jennifer Lopez, Cameron Diaz, Elizabeth Banks czy Dennisa Quaida.

Beata Cielecka

PROGRAMU TV!