"Kurier" [RECENZJA]. Grzeczny, zachowawczy i przeciętny film, czyli kolejna szansa na dobre kino historyczne zmarnowana

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Bartosz Mrozowski / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
fot. Bartosz Mrozowski / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
Zaryzykuję stwierdzenie, że "Kurier" w reżyserii Władysława Pasikowskiego miał szansę być jednym z najważniejszych filmowych wydarzeń tego roku w Polsce. Miał szansę - to kluczowe stwierdzenie, ponieważ przeciętnych filmów się nie zapamiętuje na długo. Sprawdźcie naszą recenzję filmu "Kurier".

"KURIER" - RECENZJA

"Kurier" na papierze był materiałem na filmowy przebój. Ekscytująca historia Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który podczas II wojny światowej musiał przedostać się z Wielkiej Brytanii do Polski, aby zawiadomić dowództwo Armii Krajowej o ewentualnej reakcji innych państw w przypadku wybuchu Powstania Warszawskiego; do tego świeża i nieograna obsada, a na reżyserskim stołku Władysław Pasikowski, który już nie raz udowodnił, że umie robić męskie kino. Wydawać by się mogło, że takiego "gotowca" i "samograja" nie da się popsuć. A jednak... Co poszło nie tak?

W "Kurierze" nie czuć ducha Władysława Pasikowskiego. Twórca "Psów" nigdy nie ukrywał swoich inspiracji kinem lat 70. i 80. XX wieku, ale "Kurier" wręcz jest zanurzony w celuloidowym archaizmie. Powiecie, że w ten sposób autor chciał nawiązać do epoki o której opowiada i pełna zgoda, ale w roku 2019 chciałoby się otrzymać bardziej nowoczesną i przede wszystkim interesującą formę narracji. Przykładów nie trzeba szukać daleko - zobaczcie, jak o wojnie w dużo skromniejszym i o wiele ciekawszym "Kapitanie" opowiada niemiecki kolega po fachu, Robert Schwentke. O fabule nie będę się już rozpisywać, bo ta też jest bardziej niż przewidywalna od pierwszych minut.

Śledząc pierwsze donosy na temat "Kuriera", pamiętam, że Władysław Pasikowski chciał stworzyć kino osadzone w realiach historycznych, ale opowiadające o ówczesnych wydarzeniach we współczesny sposób. Kluczem do tego miała być gatunkowość i postawienie na kino akcji. Problem w tym, że tutaj praktycznie nie ma akcji. "Kurier" pozbawiony jest dynamiki. Na ekranie obserwujemy podróż bohatera z punktu A do punktu B, gdzie niby po drodze coś się dzieje, ale tak naprawdę nic wielkiego. Doliczmy też sceny, których rozwiązanie jako widzowie jesteśmy w stanie przewidzieć. Chociażby sekwencja w pociągu, która jest bardzo zabawna, ale oczywista od pierwszej sekundy. Do tego "Kurier" słabymi efektami specjalnymi i błędami realizacyjnymi stoi. Pytanie za 100 punktów - co w jednej z ostatnich scen robi Wojciech Zieliński? Jakim cudem znalazł się w tamtym miejscu? Co prawda nie jest szczególnie eksponowany, pojawia się w rogu ekranu, ale jest. Szkoda, że pozwolono sobie na takie nieścisłości.

Patrząc na "Kuriera" wracam wspomnieniami do "Jacka Stronga". Tam również mieliśmy kino historyczne i bohatera, którego losy znaliśmy, jednak "Jack Strong" ściskał widza za gardło do samego końca, podczas gdy "Kurier" nie wywołuje większych emocji. Być może wynika to z faktu, iż wizja Władysława Pasikowskiego odbiegała od wizji włodarzy Muzeum Powstania Warszawskiego. Reżyser chciał pokazać Nowaka-Jeziorańskiego jako zwykłego człowieka, młodego chłopaka, który musi zmierzyć się z okrucieństwem wojny, natomiast producenci chcieli polskiego Jamesa Bonda, agenta 1944, no i masz...

"Kurier" jest właśnie najlepszy, gdy pokazuje Nowaka-Jeziorańskiego jako normalnego człowieka. Scena jazdy na rowerze to mały majstersztyk. Dobrze jest także wtedy, gdy opada patos, a z dialogów wyłania się humor, luz i prawdziwość. Całość starają się ratować aktorzy. Złego słowa nie powiem na Philippe Tłokińskiego, który jest dla mnie jednym z największych aktorskich odkryć w polskim kinie ostatnich lat. Tutaj robi co może, aby zrobić ze swojego bohatera prawdziwego człowieka, aczkolwiek scenariusz trochę wiąże mu ręce. Równie dobrze patrzy się na Patrycję Volny i dlatego boli fakt, że sprowadzono ją jedynie do roli łączniczki i podawaczki zupy.

O ile ta dwójka ma jakieś pole do popisu, to gorzej jest na drugim planie, gdzie teoretycznie roi się od gwiazd, ale prawie nikt tam nie ma co grać. Tomasz Schuchardt pojawia się na ekranie na dłużej, lecz... sam chyba nie wie po co, ponieważ jego bohater niewiele mówi i jeszcze mniej robi. Podobnie jak Mirosław Baka, któremu w filmie przypada bodaj jedna kwestia. Z całego towarzystwa wybija się Cezary Pazura, który swoim krótkim występem znowu pokazuje się z innej strony. Oglądać Pazurę w takim wydaniu to przyjemność.

"Kurier" mógł być jednym z najlepszych filmów tego roku, ale zamiast tego otrzymaliśmy grzeczny, zachowawczy, wręcz "czytankowy" film. Mam wrażenie, że za kamerą nie stał Władysław Pasikowski, tylko Jan Ołdakowski, który finalnie w pełni zrealizował swoją wizję rękami autora "Słodko gorzkiego". Szkoda, bo była szansa na naprawdę dobre kino historyczne.

Ocena: 5/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"KURIER" JUŻ W KINACH

Recenzja została pierwotnie opublikowana 15 marca 2019 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn