Lot nad kukułczym gniazdem - recenzja internauty Dariusza

Zatem co się stanie, gdy pewien wybitny aktor postanowi współpracować z nie mniej wybitnym reżyserem przy scenariuszu napisanym na podstawie także wybitnej powieści? Wtedy niewątpliwie powstanie coś absolutnie wyjątkowego. A, że historia zna już przynajmniej kilka takich przypadków, możemy choć jeden taki tytuł bez zastanowienia wymienić: "Lot nad kukułczym gniazdem".

Jack Nicholson i jego kreacja postaci głównego bohatera jest w tym filmie tak dobra, że nawet nie ma o czym dyskutować. Jednak, co zdecydowanie bardziej dyskusji jest warte, w tym filmie poza Nicholsonem przetacza się jeszcze całkiem spore grono innych aktorów, którzy także zasługują na uwagę. Kunszt aktorski w tej sytuacji zalewa nas wartkim strumieniem, bo absolutnie każda występująca w filmie postać jest niezbędnym elementem tej filmowej układanki - wszyscy bez wyjątku przyczynili się do tego, że "Lot nad kukułczym gniazdem" to prawdziwe dzieło sztuki.

Szpital psychiatryczny, będący miejscem rozgrywanej akcji, jest wypełniony po brzegi wyrazistymi i wiarygodnie zagranymi przypadkami, wśród których każdy dokłada swój nieprzeceniony wkład do całości. Ponadto spotykamy się tu z propozycją niebanalnej fabuły (tu ukłon w stronę Kena Keseya, autora powieści o takim samym tytule), oraz mamy okazję coś mocno przeżyć - film buduje bowiem niezwykle silną emocjonalnie więź z bohaterami. Dlatego też jest to jeden z tych kinematograficznych przykładów, do których zawsze chętnie się wraca i odkrywa na nowo. To film, który absolutnie nie nudzi, nie męczy i nie zniechęca nawet po kolejnym obejrzeniu - on nieustannie pochłania i hipnotyzuje. I, niestety, niezmiennie boli, gdy dobiega końca.

Dariusz Kowalski

**WRÓĆ DO PROGRAMU TV

PRZECZYTAJ RECENZJĘ REDAKCJI**