"Melancholia". Larsa von Triera kosmiczna katastrofa [RECENZJA]

Redakcja Telemagazyn
Redakcja Telemagazyn
Jeśli koniec świata mają poprzedzać tak piękne astronomiczne zjawiska jak rzucające snopy światła: Księżyc i zmierzająca ku Ziemi tytułowa Melancholia, spokojnie wiszące na niebie i hipnotyzujące ludzi swym zniewalającym pięknem to ja się na niego piszę!

NASZA OCENA: 9/10

Lars von Trier zafundował nam tym razem dwa filmy w jednym. Pierwsza część filmu – poprzedzona prologiem z onirycznymi scenami, które sensu nabiorą dopiero w finale drugiej części – to duszny od emocji dramat psychologiczny, druga jest katastroficzną wizją apokalipsy naszej planety rodem z kina science fiction (z tym że efekty zrównoważono portretami psychologicznymi bohaterów).

W pierwszej części oglądamy przygotowania do ślubu (bardzo zabawna, choć w sumie tragikomiczna, scena prób pokonania ostrego zakrętu wynajętą limuzyną) i wesele Justine. Dziewczyna robi wszystko, co może, by wyglądać na szczęśliwą, ale najwyraźniej nie może znieść ludzi i wszystkiego, co się z nimi wiąże: wymyka się małżonkowi z łóżka, by za chwilę uprawiać rozpaczliwy seks z kompletnie obcym człowiekiem, żywi urazę do teścia, rzuca pracodawcy w twarz inwektywy, kłóci się z najbliższymi, jej rodzice kłócą się przy gościach i wszystko zmierza ku kompletnej klapie… W drugiej części Justine – pogrążona w końcowym stadium depresji, w którym nawet mycie się czy jedzenie to nadludzki wysiłek – przyjeżdża do posiadłości siostry, Claire. Stopniowo odzyskuje tam równowagę psychiczną, tracą ją z kolei wszyscy dookoła, gdyż do Ziemi zbliża się planeta, tytułowa Melancholia, która najprawdopodobniej zniszczy nasz glob!

Obie części, rozpatrywane jako osobne filmy, to bardzo dobre kino. Z jednej strony oglądamy wielowymiarowy portret toksycznej rodziny i przemożny wpływ, jaki wywarła ona na życie i wybory Justine. Z drugiej – oryginalna wizja końca świata widziana oczami naukowca, kochającej matki i kobiety w depresji. Jedynym ich łącznikiem są jednak tak naprawdę tylko postacie bohaterów – części utrzymane są w kompletnie odmiennej poetyce, a zależności między stanem bohaterów pierwszej i drugiej części są dość naciągane. Można także polemizować z przesłaniem reżysera (któremu depresja jest nieobca): ludzie w depresji, straceni w jakiś sposób dla świata, wyobcowani, potrafią pogodzić się z losem, a w momentach krytycznych zachować trzeźwy umysł. Zdesperowana Claire, pragnąca żyć i ratować dziecko, w porównaniu ze spokojną Justine (której żyć się nie chce, a zagładę przyjmuje z ulgą i radością, co więcej – w jej obliczu odnajduje radość życia) wypada jak zwykła histeryczka… Biorąc sobie to przesłanie do serca, trzeba by usiąść i czekać na spełnienie przepowiedni Majów czy jakiegoś szarlatana – wszelka działalność i optymizm są zbędne, każdy wszak i tak umrze.

Mimo tych kontrowersji, podsycanych jeszcze wypowiedziami reżysera w Cannes, zupełnie zresztą niepotrzebnymi, „Melancholia” jest na tyle dobra i oryginalna, że obroniłaby się sama – to kino godne uwagi. Potrafi zachwycić niezwykłymi, malarskimi wręcz ujęciami, wyrafinowaniem plastycznym, jest ponadto znakomicie zagrana. Wrażenie robi zwłaszcza kreacja Kirsten Dunst, która za rolę Justine dostała nagrodę dla najlepszej aktorki na MFF w Cannes.

Beata Cielecka

"Melancholia" w tv - sprawdź datę emisji.

WRÓĆ DO PROGRAMU TV!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn