"Moonlight". Życiowy parkiet bywa śliski [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe dystrybutora Solopan
fot. materiały prasowe dystrybutora Solopan
Jedna z pierwszych scen „Moonlight” przedstawia uciekającego „Małego”, starającego się ile sił w nogach biec i ukryć się przed ścigającą go grupą wyrostków. Chiron, bo tak na imię ma główny bohater filmu Barry’ego Jenkinsa, będzie uciekał całe swoje życie, a najgorsze że tak naprawdę dezerteruje sam przed sobą. W końcu jednak będzie musiał się zatrzymać.

„Moonlight” jest adaptacją dramatu Tarella McCraneya pt. „In Moonlight Black Boys Look Blue” i ta teatralna proweniencja jest mocno wyczuwalna w powietrzu podczas seansu, co działa na korzyść filmu. Całość jest podzielona na trzy rozdziały, ukazujące kolejne etapy dorastania głównego bohatera, gdy kolejno jest „Małym” (Alex R. Hibbert), 16-letnim Chironem (Ashton Sanders) oraz już dorosłym „Blackiem” (Trevante Rhodes).

Jak słusznie niektórzy zauważyli, mamy tutaj do czynienia z antyczną tragedią, gdzie główny bohater zmaga się ze swoim fatum. „Mały”, jeszcze zanim stanie się Chironem, a następnie „Blackiem”, już na starcie jest naznaczony piętnem, z którym nie będzie w stanie sobie poradzić. I wbrew pozorom nie seksualność bohatera jest głównym tematem filmu, a próba wyjścia z patologicznego środowiska, która jest misją niemal niemożliwą do wykonania. W końcu jeżeli wszedłeś między wrony, to musisz krakać jak i one.

„Mały” szybko przekonuje się, że aby przetrwać w dzielnicy biedy na obrzeżach Miami, nie może pozwolić sobie na żadne słabości. Życiowy parkiet bywa śliski, więc trzeba uważać jak się tańczy. Żadnych łez więcej, zamiast tego trzeba mocno zacisnąć pięści, szczelnie trzymać gardę i pierwszym wyprowadzać celny cios. W tej rzeczywistości nie ma miejsca na kompromisy, albo samemu leży się na deskach, albo nokautuje się innych.

„Moonlight” jest pełen niejednoznaczności, gdzie dobro przenika się ze złem. Wszystko zależy od spojrzenia na daną sytuację, wszak czarni chłopcy w blasku księżyca są błękitni. Matka Chirona (Naomie Harris) z jednej strony sprzedałaby jego nerki i wątrobę w zamian za działkę kryształu, a z drugiej kocha tego chłopaka i jest szalenie zazdrosna, gdy jego nową rodziną na dobrą sprawę staje się miejscowy diler o anielskim sercu, Juan (Mahershala Ali) i jego piękna dziewczyna, Teresa (Janelle Monáe). Trudno ferować wyroki, dzięki czemu obraz Jenkinsa jest tak autentyczny. W prawdziwym życiu jest podobnie. Nic nie jest czarne bądź białe i mnóstwo w tym przeróżnych odcieni szarości, a urodzony w 1979 roku reżyser potrafi to uwypuklić.

I chociaż łatwo oskarżyć „Moonlight” o banał lub o wtórność, to z tego scenariusza prawda wylewa się litrami. To poruszający skrypt, pokazujący nam życiowe zmagania chłopaka z krwi i kości. To też jest film o dorastaniu, a właściwie o dojrzewaniu do poznania samego siebie. „Black” już doskonale zna swoją tożsamość, ale skrzętnie to ukrywa, bo nie ma innego wyjścia. Za tym kryje się największy dramat chłopaka, bo stał się kimś, kim nigdy nie chciał być. Patrzy w lustro, ale nie widzi w nim siebie, tylko jakiegoś innego faceta. Czy gdzieś po drodze popełnił błąd? Czy zabrakło mu odwagi i wybrał mniej skomplikowane rozwiązanie?

„Moonlight” uwodzi sposobem realizacji, wspaniałym montażem i obrazem mieniącym się od kolorów. Czasem patrząc na ekran na myśl przychodziły mi „Wyśnione miłości” Xaviera Dolana, chociaż Barry Jenkins uderzył w jeszcze inną stylistykę. Jest to dzieło atrakcyjne dla oka, co jest również zasługą świetnych zdjęć autorstwa Jamesa Laxtona.

Nie dziwią aktorskie nominacje do Oscara dla drugiego planu; Mahershala Ali i Naomie Harris są świetni, chociaż dla mnie odkryciem filmu jest Janelle Monáe. Do tego każdy z odtwórców roli Chirona spisał się na medal, tworząc przejmującego bohatera. Więcej, ja tam nie widziałem trzech aktorów, tylko jedną postać na różnych etapach swojego życia. Doskonałe.

„Moonlight” to małe, ale zarazem uwodzicielskie kino. Chociaż Barry Jenkins nie przedstawia nam wesołej i łatwej historii, to ogląda się to doskonale. Kipiący prawdą scenariusz połączono z efektowną realizacją i świetnym aktorstwem, co dało nam bardzo dobry film. Czy „Moonlight” będzie czarnym koniem Oscarów 2017? Nie mam nic przeciwko.

Ocena: 8/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"MOONLIGHT" W KINACH OD 17 LUTEGO

Reżyseria: Barry Jenkins

Scenariusz: Barry Jenkins

Gatunek: dramat

Produkcja: USA

Czas: 110min

Recenzja pierwotnie opublikowana 17 lutego 2017 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn