"Na bank się uda" [RECENZJA]. Koncert filmowej nijakości, przekombinowany scenariusz i nuda. Nowa komedia z Maciejem Stuhrem nie zachwyca

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Natalia Szuldrzynska / materiały prasowe dystrybutora Next Film
fot. Natalia Szuldrzynska / materiały prasowe dystrybutora Next Film
"Na bank się uda" zapowiadało się na komediową petardę; ciekawy zwiastun, gwiazdorska obsada i pomysł, który przy odpowiednim rozwinięciu mógłby widzom dostarczyć ogromu rozrywki. Szkoda, że na zapowiedziach się skończyło. Sprawdzamy, co poszło nie tak!

"NA BANK SIĘ UDA" RECENZJA

A miało być tak pięknie... właśnie te słowa słynnej piosenki cisnęły mi się na usta zaraz po seansie "Na bank się uda". Film, powracającego do długiego metrażu, Szymona Jakubowskiego w swoim zamyśle był ciekawy i intrygujący, ale w sumie nic dziwnego, bo punktem wyjścia jest autentyczna historia, gdzie kilku 70-latków napadło na bank. Jednak, gdy Jakubowski do tej podstawy musiał dopisać własne pomysły, to wszystko legło w gruzach. Jedno jest pewne - autorowi "Jak żyć?" na bank udało się napisać przekombinowany scenariusz.

Na ekranie oglądamy fabularny miszmasz, gdzie wątki zupełnie ze sobą nie współgrają, a bohaterowie znikają, aby później triumfalnie powrócić, chociaż tak naprawdę ich postacie są całkowicie zbędne dla fabuły. Dorzućcie do tego szczyptę komedii romantycznej, wariację na temat filmu kumpelskiego, nieudolne cytowanie "Psów" Pasikowskiego, próbę opowiedzenia o bitcoinowych dealach oraz wątek czyścicieli kamienic, który trwa bodaj mniej niż pięć minut - nic tutaj się nie klei. Nawet nie próbujcie doszukiwać się logiki w tej fabule, bo trudno to zrobić w produkcji, w której twórca zarazem niby chce zaskoczyć widza, ale z drugiej traktuje go niepoważnie, prowadząc na sznurku, samodzielnie odsłaniając kolejne fabularne karty.

Nie wiem, jak scenariusz wyglądał na papierze, ale to co widzimy na ekranie to przecież wzorcowy poradnik pt. "jak nie pisać scenariuszy". Całości nie ratują dialogi, które są sztuczne i ani przez moment nie brzmią po ludzku. Często ma się wrażenie, że bohaterowie mówią wyłącznie po to, aby mówić. Trudno doszukać się także żartów, a rolę wywoływaczy śmiechu zapewne miały pełnić - na szczęście nieliczne - wiązanki bluzgów.

Filmu nie ratuje też obsada. Co z tego, że Marian Dziędziel przepięknie szarżuje, skoro nie ma czego grać? To w zasadzie dotyczy wszystkich aktorów, których dodatkowo reżyser chyba zapomniał poprowadzić. Z jednej strony otrzymujemy poważnego Józefa Pawłowskiego, budującego swojego bohatera na serio, a z drugiej oglądamy przerysowanego Macieja Stuhra, który gra karykaturalną wersję swojej postaci z "Drogówki" Wojciecha Smarzowskiego. Zero konsekwencji.

"Na bank się uda" to koncert filmowej nijakości. Zero akcji, zero dynamiki, zero emocji i 105 minut nudy. Najbardziej przykre w tym wszystkim jest to, że przy dobrym pomyśle mogłaby wyjść z tego porządna komedia, a tak dostaliśmy obraz, na który koncepcja wyczerpała się już w pierwszych minutach. Bylejakość. O takich filmach się po prostu nie pamięta.

Ocena: 3/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 16 sierpnia 2019 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn