"Nice Guys. Równi goście". Po profesorsku [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
„Nice Guys. Równi goście” powinni być pokazywani wszystkim młodym (starym w sumie też) adeptom sztuki filmowej, jako wzorzec wybornej komedii sensacyjnej. Efekt nie mógł być inny, wszak reżyser dzieła Shane Black zjadł zęby na tym gatunku. To spod jego ręki wyszedł skrypt „Zabójczej broni”, czyli filmu, który rozstawił kumpelskie sensacyjniaki. To wystarczająca rekomendacja.

CZYTAJ TAKŻE:

"Nice Guys. Równi goście". Zobacz zwiastun nowej komedii z Ryanem Goslingiem [WIDEO]
"Nice Guys. Równi goście". Ryan Gosling i Russell Crowe promują swój nowy film w Cannes [WIDEO+ZDJĘCIA]

Jego najnowszy film idzie podobną ścieżką: pewna sprawa kryminalna, dotycząca jednej martwej dziewczyny i drugiej, która wkrótce też ma dołączyć do grona denatów, wymusza współpracę pomiędzy fajtłapowatym detektywem Hollandem Marchem (Ryan Gosling), a osiłkiem o twardych pięściach Jacksonem Healy (Russell Crowe). Ten duet, który poznał się w dość nieciekawych okolicznościach, wspiera córka Marcha, Holly (Angourie Rice). Nastolatka nie dość, że ma więcej odwagi niż dorośli, to jeszcze panowie śmiało mogą jej pozazdrościć zdolności logicznego myślenia oraz sprawnego łączenia faktów. I pomyśleć, że dziewczyna tak się stara tylko po to, aby jej ojciec w końcu przestał chlać i obwiniać się za przeszłość.

Shane Black wprowadza widzów w kolorowy świat Los Angeles lat 70. ubiegłego stulecia, gdzie polityka i biznes bardzo chętnie romansowały, a właściwie brały udział w orgiach, z przemysłem porno. Kamera, niczym małolat pierwszy raz mający w rękach świerszczyk, spogląda na rzeczywistość, w której równocześnie ładowało się koks w nos, a narządy płciowe w inne części ciała. Jest blichtr, jest blask, ale są też martwe i roznegliżowane porno gwiazdki oraz krew. Dużo krwi.

Scenariusz jest skonstruowany niemal perfekcyjnie. Black ma ogromne wyczucie opowiadanej przez siebie historii i potrafi zrównoważyć świetne komediowe wątki z poważniejszą tematyką. Z jednej strony życiowe dramaty głównych bohaterów, a z drugiej parada one-linerów (CO TEN OMAR SHARIF TO NAWET JA NIE) i humor sytuacyjny. To stara szkoła, w której twórca „Kiss Kiss Bang Bang” nie tylko czuje się jak ryba w wodzie, lecz potrafi także z przymrużeniem oka spojrzeć na konwencję gatunku, bawiąc się jego ramami oraz ograniczeniami.

Na siłę filmu składają się również idealnie dobrani Gosling i Crowe. Gladiator co prawda się roztył, ale chociaż milczący kierowca z filmów Nicolasa Windinga Refna ma tym razem wiele do powiedzenia i nie przemieszcza się po mieście w trybie slow motion. Ten duet doskonale dopełnia młodziutka Angourie Rice i bądźmy szczerzy, dziewczyna kradnie większość scen. Urodzona w 2001 roku aktorka stworzyła przeciwwagę dla milusińskich protagonistów. Takie trio aż chce się oglądać!

„Nice Guys. Równi goście” to komedia sensacyjna zrobiona po profesorsku. Niemal dwie godziny dobrego humoru ubranego w fatałaszki kiczowatych lat 70. XX wieku. Coś mi podpowiada, że będzie druga część, ale nie pytajcie jak do tego doszedłem. Zwyczajnie połączyłem fakty jak Healy i March.

Ocena: 8/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"NICE GUYS. RÓWNI GOŚCIE" W KINACH

Recenzja została pierwotnie opublikowana 23 maja 2016 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn