"Nienawistna ósemka". Teatralny Quentin Tarantino [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Forum Film Poland / materiały prasowe
fot. Forum Film Poland / materiały prasowe
W jednej z pierwszych scen kamera z niezwykłą uwagą spogląda na wizerunek ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa i już wiadomo, że siedzący po prawicy Boga będzie miał ręce pełne roboty. Jak na Quentina Tarantino przystało, w „Nienawistnej ósemce” nikt nie zmartwychwstanie, ale prawie trzy godziny to doskonały dystans, aby pozbawić kilku bydlaków żywota.

Wyoming, kilka lat po wojnie secesyjnej, lecz konflikt i podział na zwolenników Północy i Południa wciąż jest żywy. Do zajazdu o nazwie Pasmanteria Minnie przybywają łowcy głów John „Szubienica” Ruth (Kurt Russell) i Major Marquis Warren (Samuel L. Jackson), którzy chcą schronić się przed nadchodzącą zamiecią. Ten pierwszy nigdy nie pozbawia życia swoich więźniów, chcąc zobaczyć, jak zawisną, dlatego konwojuje do więzienia groźną Daisy Domergue (życiówka Jennifer Jason Leigh), natomiast Major Warren od razu, jakby dla świętego spokoju, woli wymierzyć własnoręcznie sprawiedliwość. Wraz z tą niewątpliwie uroczą trójką do pasmanterii przybywa, zabrany po drodze, nowy miejscowy szeryf (Walton Goggins).

Na miejscu okazuje się, że Minnie (Dana Gourrier) wyjechała, a w Pasmanterii już zdążyli zadomowić się inni goście: Meksykanin Bob (Demián Bichir), Oswaldo Mobray (Tim Roth), Joe Gage (Michael Madsen) oraz generał Sandy Smithers (Bruce Dern). Czy tajemniczy przybysze chcą odbić Daisy Domergue z rąk „Szubienicy”? Czy naprawdę są tymi, za których się podają? Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem? Jedno jest pewne, w tak napiętej atmosferze rewolwer w końcu wypali.

Akcja filmu rozwija się nieśpiesznie, początkowo będąc jakby dostosowana do postaci Johna Rutha, który nikomu nie ufa w stu procentach i zanim zdecyduje się na jakiekolwiek działanie, bardzo głęboko to przemyśli. Podobnej korelacji można doszukiwać się w warunkach atmosferycznych – zaczyna się od niewinnych opadów śniegu, ale gdy tylko przyjdzie zamieć, to naprawdę będzie się działo! Słowa zostaną zastąpione przez naboje i tylko kwestią czasu będą odpadające kończyny i eksplodujące głowy.

Na pierwszym planie błyszczą Kurt Russell, Samuel L. Jackson i przede wszystkim Jennifer Jason Leigh. Russell hipnotyzuje, tworząc postać równie bezwzględną i groźną jak kaskader Mike z „Grindhouse: Death Proof”, ale jednocześnie jest to zupełnie inny charakter, mądrzejszy i bardziej analityczny. Samuel L. Jackson za to wcielił się w bohatera, którego śmiało możnaby określić przodkiem jego postaci z „Pulp Fiction”.

O ile obaj panowie już przyzwyczaili widzów do swoich umiejętności, to prawdziwym odkryciem – a raczej wykopaliskiem – nowego filmu Tarantino jest Jennifer Jason Leigh. Aktorka gra na granicy parodii i powagi, zarówno rozśmieszając, jak i przerażając. Czapki z głów. Równie ciekawie prezentuje się drugi plan, ale to nie powinno dziwić, w końcu twórca „Wściekłych psów” zatrudnia przyjaciół i ludzi, którzy doskonale rozumieją jego oczekiwania. Na pochwałę zasłużył Channing Tatum; urodzony w 1980 roku aktor z gościa grającego w młodzieżowych filmach, wyrósł na pełnokrwistego artystę, który doskonale potrafi sobie poradzić zarówno z komedią („21 Jump Street”, „22 Jump Street”), jak i poważniejszymi kreacjami.

Wychodząc z kina powiedziałem, że ten scenariusz doskonale sprawdziłby się na teatralnych deskach. I miałem rację, zresztą historia tego skryptu jest fascynująca; gdy tekst w 2014 roku wyciekł do Internetu, to Quentin Tatantino był bliski porzucenia projektu, ale ostatecznie zorganizował publiczne czytanie scenariusza z aktorami, co spotkało się z olbrzymim zainteresowaniem ze strony publiczności. Wobec takiego obrotu spraw, film zwyczajnie musiał powstać. W jednym z ostatnich wywiadów reżyser przyznał, że przymierza się do dostosowania swojego tekstu do potrzeb inscenizacji teatralnej, a następnie wyreżyserowania spektaklu. „Nienawistna ósemka” w teatrze? Oby!

Quentin Tarantino znany jest jako mistrz dialogów. O ile słowa, które włożył w usta swoich bohaterów wciąż są barwne, to jednak trochę brak im tej mocy, co w poprzednich filmach twórcy. Nie nastawiajcie się, że usłyszycie tak wyśmienite sentencje, jak chociażby pogadanka o ćwierćfunciaku z serem z „Pulp Fiction”. Film trwa prawie trzy godziny i w swoim środkowym segmencie zaczyna być lekko nużący, aczkolwiek warto to cierpliwie przetrwać, bo to, co wydarza się później na ekranie, jest godną rekompensatą.

„Nienawistna ósemka” raczej nie zaskoczy fanów kina uprawianego przez Quentina Tarantino. Ten film jest kwintesencją jego stylu, kopalnią zapożyczeń z kina i popkultury oraz – a może przede wszystkim – masturbacją nad własną twórczością. Do tego wszystkiego Tarantino już chyba nas wszystkich przyzwyczaił, ale jak nie kochać tego gościa, który na kilku metrach kwadratowych jest w stanie zainscenizować krwawą masakrę? Jeżeli podobały Wam się jego poprzednie filmy, to i tym razem nie powinniście się nudzić.

Ocena: 7/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn