"Pandorum". Opłakane skutki długotrwałej hibernacji [RECENZJA]

Monika Somla
Monika Somla
"Pandorum"media-press.tv
"Pandorum"media-press.tv
Wyobraź sobie, że budzisz się w egipskich ciemnościach, z ciała wystają ci rurki, a skórę oblepia ochronna substancja. Nikt nie reaguje na twój krzyk. W dodatku nie pamiętasz, kim jesteś i co masz

NASZA OCENA: 6/10

Tak zaczyna się walka o życie kaprala Bowera, który budzi swego dowódcę, tak samo zresztą zdezorientowanego jak on, w nadziei, że ten wie coś więcej. Bower i jego dowódca Payton są piątą wachtą na Elysium, statku lecącym w stronę planety Tanis, na której odkryto warunki do życia. Ewakuacja była niezbędna, bo Ziemi grozi zagłada. Jak się okazuje po zbadaniu pokładowego komputera, oficerowie obudzili się w ostatnim momencie. Reaktor, który podtrzymuje życie na statku, jest na wyczerpaniu. Przywrócić go do pracy może tylko jego zrestartowanie. Bower, jako lepiej znający się na mechanizmie statku, wyrusza w drogę, by go odnaleźć. Szybko przekonuje się, że na statku śpią nie tylko oni dwaj. Poza paroma ocalałymi ludźmi grasują po nim krwiożercze mutanty, które były kiedyś... zahibernowanymi kolonistami. Statek przewoził ich aż 60 tysięcy...

Nie będziemy zdradzać dalszego ciągu, choć właściwie tajemnic starczyłoby jeszcze na parę zdań. Aż do finiszu „Pandorum” chowa w zanadrzu jakieś zagadki i – co ważne – umiejętnie je dawkuje, pozostawiając również pole dla wyobraźni widza, bo i sami bohaterowie nie wiedzą do końca, w jakiej sytuacji się znajdują.

Najlepiej jednak wyszła reżyserowi wizja Elysium, gigantycznego statku, spełniającego w pewnym sensie funkcję arki Noego. Mamy tam i kilometry prowadzących donikąd korytarzy, i wąskie przejścia oplątane rurami, i zakamarki przypominające średniowieczne komnaty, i wreszcie olbrzymią przestrzeń laboratorium z kapsułami z różnymi formami życia. Reżyser wymarzył sobie to miejsce, by najlepiej pokazać ataki głodnych mutantów, i choć nie brakuje im siły wyrazu, ten wątek zdaje się być doczepiony do filmu li tylko z komercyjnych względów. A szkoda, bo bez niego obraz mógłby wylądować o poziom wyżej niż „Pitch Black” czy „Resident Evil”. Nie brakuje w nim bowiem tematów, które można by pociągnąć, a po których trochę się prześlizgnięto: kompleks Boga, wypaczenia spowodowane nadmiarem iluzorycznej władzy, kwestia kolonizacji nowych planet, śmierć Ziemi czy wreszcie samo zjawisko pandorum, czyli upośledzenia czynności spowodowanego długą hibernacją.

W „Pandorum” występuje tylko kilku aktorów, ale właściwie tylko jedna postać jest dosyć wyrazista. Ową najlepszą kreację stworzył Ben Foster jako Bower. Tam, gdzie trzeba, jest autentycznie przestraszony (klaustrofobiczna scena utknięcia w szybie), kiedy trzeba zdecydowany, ale w żadnym momencie nie brakuje mu siły wyrazu. Dennis Quaid w roli Paytona miał o wiele mniej do zagrania – bywa wprawdzie dwuznaczny i nieodgadniony, ale chyba nie wykorzystano do końca jego potencjału.

Beata Cielecka

"Pandorum w tv. Sprawdź datę emisji!

WRÓĆ DO PROGRAMU TV

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn