"Pitbull. Ostatni pies" [RECENZJA]. Nowy „Pitbull” to rasowe psisko, które może rzucić się do gardła. Władysław Pasikowski lepszy od Patryka Vegi?

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Krzysztof Wiktor, Copyright ©Ent One Investments
fot. Krzysztof Wiktor, Copyright ©Ent One Investments
Gdy „Pitbull” Patryka Vegi trafił do kin w kwietniu 2005 roku, chyba nikt nie przypuszczał, jak ogromny wpływ ten tytuł będzie miał na polską kinematografię oraz telewizję. Stało się i „Pitbull”, szczególnie w wersji serialowej, został klasykiem, od którego w kolejnych latach Vega mniej lub bardziej odcinał kupony. Teraz, w finałowej części, na stołku reżyserskim zasiadł Władysław Pasikowski oraz powróciła większość głównej obsady oryginału. Jak wyszło? Oceniamy film „Pitbull. Ostatni pies”.

Aż chce się powiedzieć – prawdziwy „Pitbull” znowu jest w mieście! Zapomnijcie o kretyńskich żartach, heheszkach, scenach, które mają być na siłę kontrowersyjne czy zapewnieniach, że film to „sto procent prawdy w prawdzie i jeszcze więcej, a żadna ze scen nie została wymyślona”. Władysław Pasikowski idzie zupełnie inną drogą, poważnie podchodzi do fabuły i nie ukrywa, że całość to jego wizja polskiej gangsterki.

Autor „Psów” miesza ze sobą przeszłość ze współczesnością; z jednej strony na ekranie kreuje konflikt mafijny Pruszków – Wołomin, który trząsł Polską w latach 90. XX wieku, a z drugiej strony nie boi się uciekać do wciąż świeżych wydarzeń oraz afer, jak chociażby sprawa Amber Gold, która zostaje sprytnie przemycona do fabuły. I to się sprawdza. Fakt, że obserwujemy do bólu stereotypowych gangusów, których ciuchy to melanż kolorowych ortalionów oraz bazarowej elegancji, kompletnie nie przeszkadza, bo w ten sposób Pasikowski odwołuje się do powszechnego obrazu mafiozów, jakie przed laty utrwaliły nam takie produkcje jak „Alfabet mafii”. Tańczący „król życia” Pershing to jeden z takich przykładów.

Widzowie, którzy nie widzieli pierwszego „Pitbulla”, a byli wyłącznie odbiorcami „Nowych porządków” oraz „Niebezpiecznych kobiet”, mogą być nieco zdezorientowani, bo tutaj rzeczywiście mamy do czynienia ze scenariuszem. To klasyczna, wręcz konserwatywna na swój sposób, opowieść gangsterska, gdzie dobro walczy ze złem, a perspektywa szybkiego zarobku potrafi sprawić, iż człowiek wyzbywa się swojej moralności. Bo tak właściwie to historia o pogoni za pieniądzem; myślę, że ważna jest scena, w której bohaterka o ksywie Samanta, kreowana przez Joannę Osydę, jest gotowa poniżyć się dla pliku polskich złotych. Zniesie wiele, ale zarobi. Przykre i przerażające jednocześnie.

Patrząc na film „Pitbull. Ostatni pies”, momentalnie wyczuwalna jest ręka Władysława Pasikowskiego. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że w jego wizji Despero (Marcin Dorociński) to bohater romantyczny, trochę złamany i doświadczony przez życie do tego stopnia, że mógłby walnąć lufę z Franzem Maurerem z „Psów” czy nadkomisarzem Andrzejem Gajewskim z „Gliny”. Widać, że autor „Krolla” ceni sobie dobrą akcję, czego przykładem niech będzie bardzo dobrze sfilmowana scena na bazarze. Świetnie się to ogląda, ale też słucha – Pasikowski zawsze był mistrzem ciętych oraz ostrych dialogów i nie inaczej jest w tym przypadku, dlatego otrzymujemy pełnokrwiste kwestie, które nie boją się też ironicznego humoru, sprawiającego, że się śmiejemy, lecz jest to śmiech przez łzy.

Władysław Pasikowski z szacunkiem podszedł do materiału, jakim jest „Pitbull” i nie zignorował żadnej poprzedniej części cyklu. Chociaż na ekranie nie pojawia się ani Majami (Piotr Stramowski), ani Gebels (Andrzej Grabowski), to ich nieobecność zostaje wytłumaczona i właściwie duchem wciąż są w „Pitbullu”, zresztą dokładnie tak samo jak Cukier (Sebastian Fabijański) z „Niebezpiecznych kobiet”, którego wspomnienie pojawia się w jednym z dialogów. Widać, że Pasikowski nie robi z widzów kretynów i w logiczny sposób uzasadnia powrót do policji Metyla (Krzysztof Stroiński) oraz Nielata (Rafał Mohr), teraz zwanego Quantico.

Fani cyklu na pewno też ucieszą się, że chociaż przez moment na ekranie obecny jest Soczek (Piotr Chojnowski) z „Nowych porządków”, naczelnik Barszczyk (Michał Kula), a z pierwszego „Pitbulla” na moment powraca Jadwiga Jankowska-Cieślak czy Maciej Ferlak, dawniej wcielający się w ministra MSWiA, a teraz będący posłem na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej. A w tle niezastąpiona muzyka z pierwszej części!

Wielu wróżyło, że nowego „Pitbulla” pogrąży Dorota „Doda” Rabczewska, ale nic takiego nie ma miejsca. Co prawda można narzekać, że początek, gdy poznajemy Mirę oraz jej losy jest zbyt siermiężny, ale koniec końców to charakterna dziewczyna. Poza tym… zwiastuny zapowiadały, że będzie jej dużo więcej w filmie, ale tak naprawdę pierwsze skrzypce w „Ostatnim psie” grają Marcin Dorociński oraz Krzysztof Stroiński. To ich popis. Szczególnie powrót tego drugiego cieszy; wielki aktor, a Metyl w jego wykonaniu to majstersztyk. Całość uzupełniają panowie Adam Woronowicz (Junior), Rafał Mohr oraz Jacek Król jako Kowal – każdy z tych bohaterów jest jakiś, zapamiętuje się go i chce się oglądać w jeszcze większych dawkach.

Oczywiście „Pitbull. Ostatni pies” ma kilka słabości i nie uniknął potknięć. Miejscami scenariusz, szczególnie w końcowym akcie, staje się zbyt skrótowy i trochę życzeniowy. Można też narzekać na budżet filmu, bo miejscami widać, że cięto koszty jak tylko było to możliwe, szczególnie sekwencja rosyjska, otwierająca film, jest bardzo biedna. To tym bardziej zastanawiające, bo przecież sypnięto groszem na zainscenizowanie walki Artur Szpilka vs Dereck Chisora, a tymczasem na rzeczach ważniejszych postanowiono przyoszczędzić. Trochę szkoda.

„Pitbull. Ostatni pies” doskonale uwypukla różnicę pomiędzy kinem Władysława Pasikowskiego a Patryka Vegi. W jednej ze scen filmu jest mowa o gwałcie za pomocą butelki i jestem przekonany, że Vega za wszelką cenę starałby się, aby jak najwierniej pokazać to na ekranie, a tymczasem Pasikowski wspomina o tym jedynie za pomocą dialogów i sprawia, że ma to ogromnie mocną wymowę. W końcu często to, co niewidziane, jest właśnie najbardziej porażające.

„Pitbull. Ostatni pies” to powrót na właściwe tory i chociaż Doda twierdzi, że to ostatnia część cyklu, to mam nadzieję, że doczekamy się kolejnych. Powrót starych bohaterów okazał się strzałem w dziesiątkę, bo chociaż mamy 2018 rok, to jednak polska rzeczywistość aż tak bardzo nie zmieniła się od czasu premiery pierwszej części filmu. Władysław Pasikowski nie tylko uratował „Pitbulla”, ale sprawił, że to znowu rasowe psisko, które może rzucić się do gardła.

Ocena: 7/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"PITBULL. OSTATNI PIES" W KINACH OD 15 MARCA

Recenzja została pierwotnie opublikowana 14 marca 2018 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn