"PLAGI BRESLAU" - RECENZJA
Podczas premiery "Plag Breslau" Patryk Vega powiedział, że ten film to zupełnie nowy Vega. Mogę się z tym stwierdzeniem zgodzić jedynie połowicznie; owszem, fabularnie i gatunkowo nie ma tutaj takiego rozstrzału jak przy "Botoksie" czy "Kobietach mafii" i otrzymujemy jednowątkowy produkt thrilleropodobny, ale co z tego, skoro cała reszta to dotychczasowy Vega w pełnej krasie?

Świetnie, że Patryk Vega w końcu postanowił zrealizować film, który zmierza z punktu A do punktu B i skupia się od początku do końca na jednym wątku, ale szkoda tylko, że jednocześnie fabuła jest tak prościutka i przewidywalna, że wystarczy obejrzeć zwiastun, aby wiedzieć kto jest mordercą. I chyba tylko widzowie konkurujący ze Spuchniętą Anką w konkursach na inteligencję nie domyślą się, jakie motywy przyświecają oprawcy. Nachalna symbolika i brak miejsca na niedomówienia są grzechami głównymi "Plag Breslau". Przy okazji Vega po raz kolejny demonstruje swoje zdanie o służbie zdrowia, które już dobitnie wyłożył w "Botoksie".
W roli głównej na ekranie oglądamy Małgorzatę Kożuchowską. Aktorka postanowiła zerwać ze swoim familjno-tvnowskim wizerunkiem i trochę się "ubrudzić", więc chwała jej za to, ale to nie zmienia faktu, że bohaterka jaką wykreowała w "Plagach Breslau" ociera się o tandetę i parodię. Kożuchowska udająca kobietę w ostrej depresji, która zapewne co rano - obok energetyków i kawy - ładuje w siebie litra czystej, korzysta z usług najgorszego fryzjera we Wrocławiu i mówi pozornie mrocznym głosem, sprawia wrażenie pastiszu podkomisarza Desperskiego z pierwszego "Pitbulla" niż naprawdę twardej babki. To przede wszystkim szalenie płytka postać, która nie jest wiarygodna ani w ferworze walki, ani wtedy, gdy wjeżdża w kartony. Wiecie, Hanka, "M jak miłość", kartony, śmierć, taki heheszek.
Małgorzata Kożuchowska jak Clarice Starling z "Milczenia owiec"? [RELACJA Z PLANU]Zobacz więcej
Dużo lepiej prezentuje się Daria Widawska. Chociaż scenariusz też niebezpiecznie próbował skrępować jej aktorskie ręce, to jednak aktorka wykaraskała się i w swoją postać włożyła nie tylko serducho, ale przede wszystkim pomysł. To Widawska ożywia akcję i sprawia, że jako widz zacząłem interesować się tym, co dalej będzie działo się z bohaterami. Fajnie też się patrzyło na Marię Dejmek, będącą niejako polską Gale Weathers z "Krzyku" Wesa Cravena. Dla młodej aktorki był to filmowy debiut, więc czekam na więcej.
"Plagi Breslau" momentami źle wyglądają od strony technicznej. Już pomijam, że w kwestiach Małgorzaty Kożuchowskiej trudno zrozumieć nawet przekleństwa, ale spektakularne sceny akcji to bieda na biedzie. Chociażby scena z koniem na moście; mniejsza o jej absurdalność i to, że ludzie z niewiadomych powodów skaczą we wszystkie strony jak kuleczki podczas losowania LOTTO, ale połączenie tradycyjnej kamery z GoPro przytwierdzonym do konia kompletnie się nie sprawdziło. I dziwnym trafem w żadnym z uszkodzonych samochodów nie wybuchła poduszka powietrzna...
Zobacz więcej wideo na kanale Youtube Telemagazynu!
Nie dajcie się nabrać, "Plagi Breslau" to typowy film Patryka Vegi, tylko nudniejszy i okrojony z mniej lub bardziej głupich żartów, które były wizytówką poprzednich produkcji reżysera. Za to otrzymaliśmy hektolitry krwi, rozrywane kończyny, otwarte czaszki i nisko latające penisy, czyli dla każdego coś miłego. Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że sam Vega od początku traktował ten film jako poboczny projekt, więc machnął go szybko i niechlujnie, aby zamówienie od Showmax się zgadzało. Szkoda, bo świetnie byłoby otrzymać trzymający w napięciu thriller z Wrocławiem w tle. Może następnym razem.
Ocena: 4/10
Krzysztof Połaski
krzysztof.polaski@telemagazyn.pl
*Recenzja została pierwotnie opublikowana 14 grudnia 2018 roku.