Płynące wieżowce - recenzja internautki Mai

Redakcja Telemagazyn
Redakcja Telemagazyn
"Płynące wieżowce" (fot. materiały prasowe)
"Płynące wieżowce" (fot. materiały prasowe)
DOKĄD PŁYNIEMY? "Bądźmy szczerzy. Związki homoseksualne funkcjonują w naszym społeczeństwie, są faktem (…). Nie uciekniemy od tego zjawiska, zamykając oczy i milcząc" - powiedział kiedy Krzysztof Cugowski.

Z tego przekonania wyszedł chyba młody reżyser Tomasz Wasilewski, którego drugi film - "Płynące wieżowce" doskonale wpisuje się w aktualną debatę nad granicami wolności/miłości. Autor już przed premierą został obwołany niemal odnowicielem polskiego kina. Dostał bowiem za swój najnowszy film wyróżnienie na prestiżowym "Tribeca Film Festiwal" w Nowym Jorku i słowa pochwały od "The Hollywood Reporter". "Płynące…" płyną po całym świecie.

Główny bohater, trenujący wyczynowo pływanie - Kuba (Mateusz Banasiuk), mieszka wraz z matką (Katarzyna Herman) i swoją dziewczyną Sylwią (Marta Nieradkiewicz). Ich życie jawi się widzowi jako stabilne i poukładane, są szczęśliwi. Na jednej z imprez chłopak poznaje jednak Michała (Bartosz Gelner) i wszystko diametralnie zmienia swój kształt i smak. Nieprzeciętnie zafascynowani sobą młodzieńcy muszą ukrywać swoje uczucia, co wpływa znacząco na ich otoczenie. Kuba nie może poradzić sobie ze sportowymi wyzwaniami, zaś Michał musi zderzyć się z akceptacją ojca. Sylwia przysięga walczyć o swoje i nie poddać się bez walki. Zawiązuje pakt z matką Kuby. Finał historii zaskakuje, i choć jej rozwiązanie jakoby przychodzi samo - nie jest ono na pewno rozwiązaniem oczywistym i przewidywalnym.

'Płynące wieżowce’ to dla mnie film o skrywanych marzeniach, o przeciwnościach, których pokonanie wymaga poświęceń, o miłości, która buduje, ale także stanowi źródło głębokich rozczarowań. To pytania, na które nie ma odpowiedzi, obraz ich nie udziela. To uniwersalna historia o dojrzewaniu, o poszukiwaniu bliskości, o życiu - uniwersalna, choć utkana na kanwie trudnego, spornego tematu. Wasilewski zabiera głos na temat mniejszości gejowskiej w Polsce, który nie balansuje na granicy groteski, nie zahacza śmieszność. Jak sam powiedział podczas przedpremierowego spotkania, orientacja głównych bohaterów nie ma na celu pobudzania kontrowersji, wywoływania skandalu, czy igrania z tabu. Wątek homoseksualny dodaje filmowi znaczeń, roznieca refleksje nie tylko o meandrach uczuć, lecz także o szukaniu własnej tożsamości. To kino autorskie, autentyczne - mówiące o tym, co tu i teraz. Siedząc bowiem w kinie nie miałam wrażenia przedkładania specyfiki pary ponad samą formę. W tej homoseksualności nie ma pretekstu, szukania zaczepki. Uniwersalność sprowadza się głównie do emocji, do przeżyć - tych ludzkich, niezależnych od płci.

"Płynące wieżowce" są skondensowane do przekazu, który tworzą niebywale: płynna narracja, wyraźnie zarysowane portrety psychologiczne, sceny pozbawione sztucznego patosu, wyszukanych dialogów. I choć wiem, że zarzuca się mu cechy 'płytkiego, napuszonego gejowskiego harlequina’, to w moim odczuciu indywidualna perspektywa każdego odbiorcy pozwala na różne - niekiedy skrajnie różne - możliwości odczytania dzieła. Nie zgodzę się z tym, że Wasilewski bazuje na sloganach, które - wykrzyczane głośno - tworzą iluzję wzniosłości tematu.

Jestem zaś pod silnym wrażeniem kunsztu, konsekwencji w opowiadaniu historii, która - powiedzmy sobie szczerze - nie jest wybitnie innowacyjna - doskonałe kadry, ujęcia, sposoby kreowania przekazu, zbliżenia - to one tworzą niejako ten film - film zawodowo nakręcony, technicznie dopracowany. Według mnie wychodzi on przed szereg polskiego kina, bo podejmuje temat kontrowersyjny, niełatwy, niekiedy burzliwy, ale jego zadaniem nie jest szokowanie widza. Wyrazy podziwu należą się także odwadze reżysera. "Płynące..." są też dla mnie pytaniem o granice… naszej tolerancji. Niezwykle podobało mi się, że sam obraz nie opowiada się za żadnym stanowiskiem - przedstawia jedynie katalog możliwych postaw. To widz może - indywidualnie - opowiedzieć się za jednym z nich lub nie opowiadać się w ogóle, a film odczytać zupełnie inaczej - to właśnie stanowi, według mnie, jego siłę i najwyższą wartość. Tym są płynące wieżowce - budynkami widzianymi zapłakanymi oczami osoby, która nie chce przyznać się do płaczu. Nadając taki tytuł, tak go zresztą tłumacząc w samym filmie, Wasilewski nie może podawać przecież wszystkiego wprost, a może pozwolić sobie na ciszę, unoszenie się wraz z prądem dźwięków i obrazów, emocji. Może pozwolić sobie na… rozmazanie. Zobaczcie i oceńcie sami, a ja zapewniam, że warto. Najzupełniej szczerze zachęcam do obejrzenia, choć wiem, że nie jest to film dla każdego. Może dlatego warto?

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn