"Połów szczęścia w Jemenie", czyli nie ma rzeczy niemożliwych... [RECENZJA]

Pewien jemeński szejk uwielbia łowić ryby, a przede wszystkim – angielskie łososie. I marzy o tym, by móc to robić w swojej ojczyźnie. Ale jak wiadomo Jemen to morze piasku przykrywające morze ropy naftowej, a nie rzeki pełne łososi. Choć z drugiej strony, jeśli ma się w zanadrzu wielki worek petrodolarów, to wiele rzeczy pozornie niewykonalnych można wcielić w życie. Szczególnie, jeśli rząd brytyjski szukając medialnego sukcesu, decyduje się wesprzeć tę, bądźmy szczerzy, szalona inicjatywę szejka. I w ten sposób pracujący dla rządowego departamentu ds. rybołówstwa dr Alfred Jones (Ewan McGregor) wyjeżdża do pustynnego Jemenu, by pilnować implementacji łososi do tamtejszych wód. Tam spotyka piękną, energiczną i inteligentną Harriett (Emily Blunt), która nadzoruje całą tę inwestycję z ramienia szejka. I nie jest to spotkanie przyjemne, gdyż dr Jones nie wierzy w sukces własnych działań, czego zresztą nie ukrywa. Z czasem jednak stosunki między nimi stają się coraz cieplejsze i ewoluują w kierunku coraz bliższych kontaktów. Co zresztą nie jest łatwe, gdyż oboje są już związani z kimś: ona spotyka się od niedawna z przystojnym żołnierzem z misji pokojowej (Tom Mison), on z kolei dusi się w nieudanym małżeństwie z Mary (Rachel Stirling)…

Nie da się ukryć, że Lasse Hallström umie kręcić takie filmy – jest w nich odpowiednia dawka dramatyzmu (ale nie za duża), wiele uczuć pozytywnych, a całość kontrapunktowana jest od czasu do czasu cierpką ironią (brawo Kristin Scott Thomas!), co pozwala uniknąć kiczowatej słodkości. I choć „Połów szczęścia w Jemenie” nie ma tej klasy co „Czekolada”, miło się to ogląda.

Piotr Radecki

"Połów szczęścia w Jemenie"

WRÓĆ DO PROGRAMU TV
====