"Powidoki". Ładny film ze świetnym Bogusławem Lindą [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Anna Włoch, Akson Studio
fot. Anna Włoch, Akson Studio
„Powidoki”, ostatnie dzieło niedawno zmarłego Andrzeja Wajdy, są filmem ładnym, który dobrze się ogląda. To wizualny majstersztyk, lecz nie można się oprzeć wrażeniu, że za produkcją nie idzie wiele więcej. Oceniamy polskiego kandydata do Oscara 2017 dla nieanglojęzycznego filmu!

Władysław Strzemiński – to imię i nazwisko większości z Was zapewne z niczym się nie kojarzy i właściwie nic dziwnego. Obraz Andrzeja Wajdy o tym opowiada; Strzemiński, będący w latach 20. i 30. XX wieku czołowym twórcą polskiej awangardy, po wojnie głośno sprzeciwiał się władzy ludowej, na co stalinowscy dygnitarze pozwolić sobie nie mogli. Nie zabili własnoręcznie malarza, lecz doprowadzili do jego upadku. Odebrali mu wszystko, co miał, czyli możliwość uprawiania sztuki oraz nauczania. Gdy w błyskawicznym tempie jego obrazy znikały z galerii i szczelnie zamykano je w piwnicach, on sam staczał się na dno. W pewnym momencie chciał już tylko żyć, ale było za późno. Pozostać po nim mogła wyłącznie sztuka i nazwisko, ale te skutecznie zostały przez komunistów skazane na zapomnienie.

Film Wajdy mógł być szansą na przypomnienie twórczości Strzemińskiego, jak i samego artysty, lecz czyni to raczej połowicznie. O ile postać Władysława Strzemińskiego jest dobrze i ciekawie napisana, wręcz stworzona pod charyzmatycznego Bogusława Lindę, który swoją kreacją nawiązuje do własnych dokonań z czasów Kina Moralnego Niepokoju, tak już sztuka twórcy teorii unizmu pozostaje gdzieś z boku, trochę niewidoczna, sprowadzona do roli dodatku. Z „Powidoków” nie dowiecie się, dlaczego Strzemiński był geniuszem w swojej dziedzinie, lecz poznacie go jako człowieka idącego pod prąd systemu, niebojącego się głośno mówić, gdy inni milczą i ze strachu obgryzają paznokcie.

Rozumiem, że taka była koncepcja, ale szkoda, że twórczość niejako pominięto. Jednak warto docenić, iż scenariusz autorstwa Andrzeja Mularczyka – konsultowany przez Władysława Pasikowskiego – ukazał głównego bohatera jako postać dość niejednoznaczną. To nie jest laurka, ani tym bardziej pomnik, gdyż Strzemiński wyłaniający się z filmu Wajdy to być może doskonały nauczyciel i antykomunista w jednej osobie, ale też, a może przede wszystkim, zły ojciec, mało zainteresowany własną córką, która być może zbyt przypominała mu byłą żonę, którą tutaj sprowadzono jedynie do wspomnienia.

O ile postać zmarłego w 1952 roku artysty ma ludzki charakter, to już trudniej powiedzieć to o reszcie postaci, no może z wyjątkiem bohatera wykreowanego przez Mariusza Bonaszewskiego, który na ekranie – chociaż w nieporównywalnie mniejszej roli – stworzył przeciwieństwo bohatera Bogusława Lindy. Inni aktorzy, chociaż miło popatrzeć na takie talenty jak Zofia Wichłacz czy Tomasz Włosok, mieli dużo mniejsze pole do popisu, gdyż scenariusz przewidział dla nich bardzo jednowymiarowe postaci, niczym nie zaskakujące i co za tym idzie prawie nieinteresujące.

Innym problemem „Powidoków” jest zbytnia stateczność filmu. Większość akcji ma miejsce w pomieszczeniach, aktorzy nie mówią, lecz deklarują swoje kwestie, brak trochę w tym wszystkim życia. Otrzymujemy film na pozór wzorowo wycięty według podręcznikowych instrukcji, gdzie na pierwszy rzut oka trudno mu cokolwiek zarzucić, gdyż ładnie wygląda. Coś w stylu dobrze odrobionej pracy domowej, ale w kontekście takiej filmografii, jaką może poszczycić się Andrzej Wajda, to raczej nie jest komplement. Trudno emocjonować się tym filmem, ot ładnie opowiedziana historia, nie wykraczająca poza żadne ramy i zgodna z konwenansami.

Na wysokości zadania – co naturalnie nie dziwi – stanął Paweł Edelman. To właśnie jego zdjęcia powodują, że „Powidoki” tak dobrze wyglądają i mimo scenariuszowej stateczności chce się je obejrzeć raz jeszcze. W połączeniu ze świetną scenografią oraz doskonałymi kostiumami wygląda to naprawdę fascynująco, a widzowie na niecałe 100 minut mają szansę przenieść się do Łodzi lat 50. XX wieku.

„Powidoki” dobrze się ogląda, ale więcej w tym zasługi świetnego Bogusława Lindy i zdjęć Pawła Edelmana, niż opowiadanej historii. Andrzej Wajda pożegnał się z widzami filmem zrobionym w starym stylu i bardzo konserwatywnym jeżeli chodzi o sposób narracji, gdzie już od pierwszych minut przesłanie całości ma wybrzmiewać bardzo głośno. „Powidoki” będą walczyły o Oscara dla filmu nieanglojęzycznego, ale obawiam się, że z „tej mąki” statuetki nie będzie. Tym bardziej, że konkurencja jest silna i trudno będzie pokonać filmy takich twórców jak Paul Verhoeven, Xavier Dolan czy Cristi Puiu.

Ocena: 6/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 1 listopada 2016 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn