"Santa Clarita Diet". Niepokojąco zabawne życie smakoszki ludzkiego mięsa [RECENZJA]

"Santa Clarita Diet" to (nie)typowa historia amerykańskiej rodziny, której życie zmienia się, gdy główna bohaterka - Sheila przechodzi niespodziewanie na nową dietę. Pisząc dieta, mam na myśli spożywanie ludzkiego mięsa, bo Sheila to tak naprawdę zombie! Nie jest to, co prawda do końca jej wybór, ale nowe upodobania pani domu będą tutaj motorem napędowym całej akcji, mającym ogromny wpływ na dalsze losy tej rodziny.

Typowość tej historii zawiera się przede wszystkim w pomyśle przedstawienia rodziny Hammondów. Joel (Timothy Olyphant) i Sheila (Drew Barrymore) są małżeństwem agentów nieruchomości, którzy wiodą średnio szczęśliwe życie wraz ze swoją córką Abby w Santa Clarita na przedmieściach Los Angeles - prawda, że banalnie? Całość skropiono jedynie ofitą porcją krwi i oto mamy nowy serial.

Oczywiście, można zadać sobie pytanie, czy potrzebujemy kolejnego serialu o amerykańskiej rodzince agentów nieruchomości, czy po prostu kolejnej krwawej historii o smakoszu ludzkiego mięsa. Historia dr Hannibala Lectera została już przecież opowiedziana na różne sposoby, a i komediowych propozycji, o nietypowych rodzinach w telewizyjnym świecie nie brakuje. Po co więc Netflixowi taka powtórka z rozrywki? Może to potrzeba wykreowania kolejnej antybohaterki na miarę naszych czasów, obok której nie będzie można przejść obojętnie.

Główną rolę w serialu gra Drew Barrymore. Warto dodać, że jest to jej debiut poza dużym ekranem i trzeba przyznać, że to dość zabawnie ogląda się amerykańską ulubienicę, słodką Lucy z "50 pierwszych randek" czy jednego z "Aniołków Charliego" w nowym wcieleniu. Nie powiedziałabym, że Drew buduje tutaj jakąś pełnokrwistą bohaterkę, którą zapamiętamy na lata, ale patrząc na jej ostatnie filmowe role, postać Sheili jest warta uwagi.

"Santa Clarita Diet" utrzymana jest w konwencji czarnej komedii, a to dało twórcom duże pole do popisu, które w pełni wykorzystali. Choćby przy kreowaniu reszty bohaterów - wścibskiego sąsiada, który jest zastępcą szeryfa, nastolatka pochłoniętego tematyką zombie czy w końcu męża głównej bohaterki - Joel'a. To facet popadający w życiową rutynę, zmęczony i zagubiony. Nad jego małżeństwem krąży już widmo kryzysu, ale sytuację (paradoksalnie) zdaje się ratować nowa dieta żony. Co ciekawe, mąż Sheili uświadamia sobie, że dla ukochanej jest w stanie zrobić wszystko - nawet zabić, choć jego czyny w dużej mierze są uzasadnione chęcią zapanowania nad tą absurdalną sytuacją, w jakiej znalazła się jego rodzina.

Historia zawarta w "Santa Clarita Diet" może przypominać popularną "Trawkę" tyle, że tutaj zamiast rodzinnego biznesu polegającego na sprzedaży marihuany, mamy do czynienia z kanibalizmem. Podobnie jak Nancy, tak i Sheilą targają początkowo pewne dylematy, ale znikają one tak szybko, jak tylko się pojawiły - w innym wypadku kobieta, by nie przeżyła. Ostatecznie Sheila zostaje seryjnym mordercą, który wciąga w swoją "dietę" całą rodzinę, a ich losy możemy śledzić na przestrzeni 10 odcinków.

Myślę, że "Santa Clarita Dieta" będzie wystawną ucztą dla wszystkich widzów obdarzonych specyficznym poczuciem humoru. Nie każdy odnajdzie się jednak w klimacie krwawej komedii z Drew Barrymore w roli smakoszki ludzkiego mięsa - w końcu granice moralności są tutaj dość mocno poprzestawiane, a sposób, w jaki rodzina przechodzi do porządku dziennego, po odkryciu nowych upodobań żywieniowych Sheili, może budzić w niektórych nawet obrzydzenie. Serial nie można nazwać pozycją wybitną, ale jest jednak niezłą przekąską, która w całkiem przyjemny sposób zaspokaja głód oczekiwania na nowe odcinki, naszych ulubionych seriali.

Adriana Słowik

[email protected]