"Skazany na śmierć: Sequel". Aż żal na to patrzeć [RECENZJA]

Adriana Słowik
Adriana Słowik
Z powrotami seriali, które były popularne kilka, albo kilkanaście lat wstecz, jest jak z odgrzewaniem kotletów – niby ten sam produkt, ale smak już nie bardzo. Z nowym "Skazanym na śmierć: Sequel" jest podobnie. Nawet gra na sentymentach widzów sprawdza się tylko momentami. Oto nasza recenzja pierwszych dwóch odcinków 5. sezonu "Skazanego na śmierć".

Stacja Fox przypuściła ofensywę na odgrzewanie starych seriali. Była już kontynuacja "24 Godzin", było "Z Archiwum X". W przypadku tego pierwszego wyszło to jeszcze nawet znośnie. Jednak przygody Muldera i Scully były całkowitą porażką. Niemniej Fox się nie poddawał i zabrał się na "Skazanego na śmierć" – serial, który obrósł swoistą legendą. Bo też wszyscy, tak widzowie jak i krytycy, byli 12 lat temu zgodni co do jednego – pierwszy sezon serialu był rewelacyjny i wprowadzał tak potrzebną świeżość do świata seriali, niczym "Zagubieni". Pomijając grę aktorską, która w wykonaniu Wentwortha Millera oraz Dominica Purcella jest drętwa po dziś, to zachwycała realizacja i bardzo mocno przemyślana fabuła. Niestety, uznano wtedy, że skoro pierwszy był wtedy tak popularny, to i kolejne również. Drugi był jeszcze znośny, zwłaszcza że zmienili format z ucieczki z więzienia w ucieczkę przed pościgiem. Trzeci to odgrzewana historia z pierwszego sezonu, ale w gorszym wykonaniu. Na czwarty należy już spuścić zasłonę milczenia. Jak więc wypadł piąty - "Skazany na śmierć: Sequel"?

Mówiąc wprost – średnio. Pierwszy odcinek to tradycyjne wprowadzenie do wydarzeń, w których role się odwracają – tym razem ten genialniejszy brat siedzi, a ten mniej bystry musi go uwolnić. Dosłownie w pierwszych dwóch minutach wyjaśniono w dość enigmatyczny sposób, dlaczego Michael Scofield żyje. Potem jego brat dowiaduje się, w jakim więzieniu go osadzono i natychmiast rusza mu na ratunek. Problem jednak w tym, że akcja dzieje się w ogarniętym konfliktem Jemenie, stąd też łatwo zwyczajnie nie będzie.

To co dostajemy, to przede wszystkim starych bohaterów: braci, Sarę, T-Baga, C-Note'a czy Sucre, który pojawia się jak na razie w dość epizodycznej roli. Udało się więc zebrać część starej ekipy, która była twarzą sukcesu serialu sprzed 10 lat. I to właściwie tyle z plusów, jakie można było zauważyć, bo minusów jest o wiele więcej.

Przede wszystkim na siłę wymyślona historia, jak to Michael Scofield w ogóle przeżył. Że już 7 lat wcześniej zostawił pierwsze wskazówki, jak potoczą się jego losy i gdzie go szukać. W końcu kolejna tajemnicza organizacja, która nie wiedzieć czemu chce dopiero teraz zabić wszystkich, którzy są z nim w jakikolwiek sposób powiązani. Realizacja stoi na średnim poziomie. Choć dynamika kręcenia tego rodzaju seriali dawno poszła do przodu, w tym przypadku twórcy chyba chcieli w jakiś pokrętny sposób oddać ducha pierwowzoru. To jednak wychodzi nie najlepiej. Są też i głupoty, jak w scenie wypadku samochodowego, kiedy Lincoln spadając ze skarpy wystrzelił nagle przez przednią siłę, jakby pojazd zderzył się z jakimś drzewem. Pierwszy odcinek zresztą służy bardziej jako zarysowanie historii, stąd zwyczajnie obszedłby się bez „widowiskowych” akcji.

Drugi wypada trochę lepiej, ale głównie dlatego, że nie skupiono się na pokrętnej fabule, a raczej na akcji. Ta czasem wypada nawet nieźle, a czasem aż żal na to patrzeć. Sceny więzienne to jedyne, które w jakimś stopniu się bronią, ale brakuje im jednak tego swoistego realizmu, jaki odczuwaliśmy w przypadku serialu kręconego 12 lat temu. Sama zresztą główna oś fabuły, czyli więzienie i ratunek była realizowana już tak często, że zwyczajnie już się nudzi.

Warto jeszcze wspomnieć o grze aktorskiej. Drętwe aktorstwo Millera i Purcela w ostatnim czasie mogliśmy oglądać w serialu "Legends of Tomorrow", gdzie akurat to się wpasowywało w konwencję tej produkcji. Teraz dostajemy to, co ponad 10 lat temu. Podobnie jest w przypadku większości postaci, jakie się przewijają przez serial. Broni się T-Bag, czyli Robert Knepper, który nadal potrafi nadać ten szaleńczy rys swojemu bohaterowi, a przy tym nadal wzbudzać sympatię.

Nowy "Prison Break: Sequel" to, używając znów kulinarnego porównania, odgrzewany w mikrofalówce kotlet, który ciężko przegryźć, a jeszcze trudniej jest strawić zwłaszcza widzowi, który nie miał wcześniej styczności z pierwowzorem. Ci, który kochali "Skazanego na śmierć" odczują pewne zadowolenie, ale do czasu kiedy zorientują się, że to właściwie tylko granie na ich sentymentach, bo niczego oryginalnego w tej produkcji już nie uświadczymy.

Nasza ocena: 4/10

Paweł Szałankiewicz

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn