"Smoleńsk". Nawet ważny temat nie "zrobi" dobrego filmu [RECENZJA]

Kamila Glińska
Kamila Glińska
fot. Picaresque / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
fot. Picaresque / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
"Smoleńsk", który miał na poziomie emocjonalnym połączyć Polaków, ma marne szanse, by wywołać na nowo dyskusję o katastrofie. I nie jest to nawet wina zgrzebnej martyrologii, jaką emanuje, ale tego że to po prostu kiepski film, który ostatnie co robi, to angażuje emocje.

NASZA OCENA: 4/10

Nina, doświadczona dziennikarka telewizyjna, prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Nowe fakty, które wychodzą na jaw karzą jej zrewidować swoje przekonania co do tego, że była to spowodowana czynnikami ludzkimi czy pogodą katastrofa.

Nie interesuję się polityką: nie słucham dzienników, nie czytam politycznych stron gazet, nie wnikam w internetowe newsy z tej dziedziny. Jako recenzent poszłam do kina nie dla polityki, ale dla – miałam nadzieję – filmowej uczty jaką powinien być obraz, który wyszedł spod ręki doświadczonego reżysera mającego społeczne zacięcie. Tymczasem miałam wątpliwą przyjemność uczestniczenia w seansie obyczaju martyrologicznego, a nie thrillera politycznego jakiego się spodziewałam. I jeśli Amerykanie wpadną na pomysł, by sfilmować „Smoleńsk” mam nadzieję, że pójdą w stronę narracji takich filmów jak „Spotlight” czy „Niewygodna prawda”, maksymalnie dokumentalnej i obiektywnej, co nie znaczy, że mało emocjonalnej. W „Smoleńsku” teoretycznie emocji jest sporo, ale niewiele nas one obchodzą, a wręcz odstręczają od uznania ich za własne. Nawet wtedy, gdy napięcie powinno wzrosnąć – wszak giną niewygodni, a taką staje się nasza bohaterka – nic w naszych nerwach nie drga. Czemu tak się dzieje? Ponieważ film Krauzego jest po prostu żenująco słaby, a trzy grzechy (choć cierpi na więcej): główną postać, scenariusz i montaż, skutecznie pozbawiły go możliwości zaangażowania emocji widzów. Ale po kolei.

Film został – pechowo dla niego – skonstruowany tak, że cały jego ciężar spoczywa na barkach grającej dziennikarkę aktorki, która sobie z rolą Niny poradziła… najgorzej jak mogła. Beata Fido to największa pomyłka obsadowa jaką udało się w kinie polskim ostatnio popełnić. Miała też tego pecha, że dziennikarka w polskim kinie kojarzona jest nierozerwalnie z kreacją Krystyny Jandy w „Człowieku z marmuru”, a Nina w wykonaniu Fido ma się do tej kreacji jak mrówka do słonia. Jej postać jest tak rozpaczliwie mało rozgarnięta, by nie rzecz tępa, że rasowi dziennikarze powinni się poczuć bardzo oburzeni. Nie ma bowiem ani emocjonalnego, ani logicznego wytłumaczenia jej postawy. Przez cały film Fido gra jednym wyrazem twarzy jakim jest przebijające się przez wieczny półuśmiech, pełne zafrasowania zdziwienie, gdy kolejni rozmówcy odmawiają jej wywiadu, a ci których pyta odchodzą, przerażeni jej brakiem profesjonalizmu. Kuriozalnym przykładem na to ostanie jest rozmowa z generałową, w czasie której pada ostentacyjne pytanie – „Czy pani mąż dużo pił?” Na Boga! Który dziennikarz, zaproszony do domu jako gość w czasie picia herbaty odważyłby się na zadanie takiego grubiańskiego pytania, a tym samym na zerwanie tak cennego kontaktu? Poboczne wątki życia dziennikarki takie jak nijaki związek z operatorem, będącym jednocześnie jej partnerem, takiż sam letni konflikt z oddaną smoleńskiej sprawie matką, czy wizyta u ojca w Stanach, z którym prowadzi nic nie wnoszące do sprawy rozmowy o plastikowych słomkach miały pewnie pogłębić jej dosyć papierową postać. Chybiony był to zamysł…

CZYTAJ TAKŻE:

ZOBACZ ZDJĘCIA Z UROCZYSTEJ PREMIERY FILMU "SMOLEŃSK"!

Nina zdaje się być w filmie postacią-kluczem, jest przykładem człowieka, który nie umiejąc zadawać pytań, nie potrafi wnioskować. Wydaje się, że tak samo reżyser potraktował widzów. Podobnie jak swej bohaterce trzeba im wszystko podać na tacy i podpisać co będą jedli i jakim widelcem. Wołająca o pomstę do nieba gra Fido to jedno, ale to co widnieje w scenariuszu i co kazano jej powiedzieć to drugie. Zresztą obecność czterech scenarzystów nigdy dobrze nie wróży żadnemu filmowi, może dlatego wypowiadane przez aktorów bez ładu i składu sentencje wydają się oderwane od rzeczywistości. Znamienne jest zresztą, że w tym filmie nie toczy się właściwie rozmów… Rzuca się półsłówka, w najlepszym wypadku zdania-zagadki po czym delikwent odchodzi, a to co rzekł z namaszczeniem, zawisa w próżni. Taki zabieg bywa ciekawy tylko pod warunkiem, że film jest utrzymany w tonie kryminalnej zagadki, a owe półsłówka prowokują do myślenia. W „Smoleńsku” są niestety ilustracją z elementarza Falskiego, gdzie podpowiedzi były wyrysowane obok pytania. Tutaj ową podpowiedzią, w którą stronę ma iść tok rozumowania widza jest iście łopatologiczny montaż. I by nie być gołosłownym przykład: po scenach interwencji polskiego prezydenta w Gruzji i słowach „oni mu tego nie darują”, idą archiwalne ujęcia Tuska i Putina dyskutujących zawzięcie podczas spaceru po sopockim molo, a po tym rozmowa pary prezydenckiej, zastanawiającej się co jest przedmiotem owej dyskusji. No bardziej nachalnie już nie było można podać na tacy teorii spiskowej dziejów zamykającej się w tezie, że Rosjanie zemścili się na Lechu Kaczyńskim za interwencję gruzińska i podłożyli bombę w samolocie, czemu nie sprzeciwił się polski, pełen zaprzedańców rząd, a wręcz w tym pomógł, tuszując sprawę. I to by było na tyle, jeśli chodzi o tajemnicę…

Jedyne prawdziwe i wzruszające sceny filmu to te dotyczące samej katastrofy, ofiar i ich rodzin. Świetna jest scena, gdy na miejscu katastrofy rozdzwaniają się sygnały telefonów komórkowych tworząc prawdziwą kakofonię dźwięków. Mocne są sceny w prosektorium rosyjskim, gdzie rodziny ofiar identyfikują bliskich, czy wtedy kiedy rozpoznają przedmioty i ubrania do nich należące. Ale to zaledwie ułamek czasu filmowego, zbyt krótki, by wygrać umiejętnie te emocje, mniej ważne niż domniemamy spisek. Twórcy filmu zarzekali się, że chcieli zrobić kino, które połączy zwaśnionych Smoleńskiem Polaków. Może gdyby poszli w stronę tej uniwersalnej dla każdego emocji, jaką jest żałoba po stracie bliskiego człowieka osiągnęliby swój cel. A tak udało im się na nowo rozognić trwający od lat spór. A ów w filmie wygrany jest w sposób – by tak rzecz – mocno agresywny. Po jednej stronie są cisi, walczący o Prawdę rozmodleni Polacy, po drugiej pyskaci bojówkarze, cyniczni pseudoeksperci telewizyjni i tajemniczy politycy. Epatuje się widza długimi ujęciami pogrążonych w milczeniu Polaków niosących swój krzyż, a ponieważ zazwyczaj są to ujęcia dokumentalne mają one uwiarygadniać naturalne emocje ludu. W tym momencie uziemiony w kinie widz żałuje, że nie ma pilota ze speedplay’em.

Podsumowując w „Smoleńsku” nie ma ani prawdy historii, ani prawdy Człowieka. Twórcy nie mieli pomysłu na film i jego narrację (ni stąd ni zowąd pojawiające się reminiscencje nie wynikające z akcji). A z tego z koeli bierze się jego chaotyczność i brak związków przyczynowo skutkowych pomiędzy scenami. Niektóre epizody pozostają niedokończone, zawisają na zawsze w próżni i zaciemniają narrację, a drugoplanowi bohaterowie pozostawieni zostają odłogiem. Ale chyba najbardziej kuriozalne jest uatrakcyjnienie finału filmu w postaci sceny z katyńskimi oficerami witającymi się serdecznie z zamordowanymi przez Rosjan „nowopoległymi”. Przewrotnie to zabrzmi, ale Stalinowi, który doceniał filmy propagandowe „Smoleńsk” z jego zgrzebną martyrologią mógłby przypaść do gustu.

Niewiele jest jasnych punktów w tym filmie, ale gwoli sprawiedliwości należy wspomnieć o niezłych epizodach Marka Bukowskiego w roli doświadczonego pilota i Piotra Bajora w roli szefa gabinetu prezydenta. Niezłą kreację stworzył Lech Łotycki jako Lech Kaczyńskiego, który abstrahując od tego co mówi (zwłaszcza pewnego monologu nie wiadomo do kogo skierowanego), wypada bardzo naturalnie. Nie można też nie wspomnieć o zapadającej w pamięć muzyce Michała Lorenza. I to ona prawdopodobnie zostanie z tego doświadczenia filmowego najdłużej w pamięci…

Beata Cielecka

"SMOLEŃSK" W KINACH OD 9 WRZEŚNIA!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn