"Solid Gold" [RECENZJA]. Powstał film o aferze Amber Gold? Oceniamy jeden z najbardziej kontrowersyjnych polskich filmów tego roku!

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Olaf Tryzna / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
fot. Olaf Tryzna / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
"Solid Gold" Jacka Bromskiego było najgłośniejszym filmem tegorocznego festiwalu filmowego w Gdyni. Niestety nie z powodu wysokiego poziomu artystycznego, lecz skandalu; najpierw, na wniosek TVP będącej koproducentem obrazu, wycofano go z konkursu głównego, aby na koniec imprezy reżyser zerwał umowę z Telewizją Polską i w ostatniej chwili wprowadził produkcję ponownie do konkursu. O co cały ten raban?

"SOLID GOLD" - RECENZJA

Wówczas jako pierwszy głos zabrał Jacek Bromski, twierdząc, że TVP chciała go zmusić do przemontowania filmu, aby później wykorzystać dzieło propagandowo przed wyborami parlamentarnymi. Na odpowiedź telewizji pod wodzą Jacka Kurskiego nie trzeba było długo czekać - Telewizja Polska stwierdziła, że reżyser sam ocenzurował swój film, wycinając z niego sceny nawiązujące do afery Amber Gold. Bromski później przyznał, że rzeczywiście wyciął jedną scenę, którą - jak utrzymywał - nakręcili "dla żartu", a była to sekwencja ciągnięcia samolotu po płycie lotniska, w której wziął udział świętej pamięci Paweł Adamowicz. Gdy zamordowano prezydenta Gdańska, autor "Solid Gold" postanowił usunąć tę - podobno - pięciosekundową scenę. Zapewne nigdy nie dowiemy się, ile rzeczywiście wyleciało z "Solid Gold" i dlaczego.

Pamiętam pierwsze zapowiedzi "Solid Gold", gdzie Jacek Bromski przyznawał, że chce stworzyć film inspirowany aferą Amber Gold. Temat doskonały, który dodatkowo mógłby się świetnie sprzedać. Problem w tym, że "Solid Gold" w zasadzie... prawie w ogóle nie nawiązuje do głośnej afery! Srogo zawiodą się ci, którzy wybiorą się do kina, aby obejrzeć liczne przekręty bankowe. Zamiast tego "Solid Gold" oferuje prawie dwie i pół godziny kiepskiego kryminału; na ekranie oglądamy odzwierciedlenie scenariopisarskiego chaosu i przypadkowego montażu, gdzie mieszają się ze sobą liczne wątki, postacie, a także ich niezgodne ze zdrowym rozsądkiem zachowania. Właściwie można zaryzykować stwierdzenie, że żaden z bohaterów "Solid Gold" nie myśli, bo to, co na ekranie wyprawia chociażby Kaja Miller (Marta Nieradkiewicz) często automatycznie powoduje odruch złapania się za głowę w geście żenady.

Fabuła nowego filmu Jacka Bromskiego to wypadkowa jego wszystkich ulubionych wątków: są wpływowi agenci komunistycznej bezpieki, strzelaniny, zmęczeni życiem gliniarze i rozebrane kobiety. Zestaw, który do tej pory całkiem dobrze się sprawdzał, czego dowodem była udana "Anatomia zła", tym razem okazał się zbiorem przypadkowych elementów, których Bromski nie potrafił połączyć w jedną całość. Albo potrafił, tylko montaż wszystko zabił. Już pal licho, że reżyser na początku obrazu koniecznie musi rozebrać Martę Nieradkiewicz, dając widzom jeden z najbardziej ogranych motywów, który nie ma większego uzasadnienia fabularnego, ale nagłego przeskakiwania z wątku na wątek, wprowadzania bohaterów i zapominania o nich (chociażby postać Mateusza Kościukiewicza) i wyłożenia całej intrygi słownie przez Janusza Gajosa w finale już wybaczyć nie można.

Całość jest za długa. Autor "Uwikłania" przedobrzył. Gdy oglądałem "Solid Gold" podczas gdyńskiego festiwalu miałem nieodparte wrażenie, że mam przed oczami pocięty serial telewizyjny. I nie myliłem się; gdy współpraca z TVP była jeszcze aktualna, to rzeczywiście planowano serialową wersję "Solid Gold", więc nakręconego materiału musi być masa. Bromski nie potrafił zrobić odpowiedniej selekcji, dlatego finalnie otrzymaliśmy sklejkę różnych scen i wątków. A że czasem jedno nie wynika z drugiego? Panie, któż by się tym przyjmował.

"Solid Gold" to jeden z najgorszych filmów w reżyserskim CV Jacka Bromskiego. Film, który miał szansę być hitem i opowiedzieć o jednej z najbardziej bulwersujących spraw III RP, okazał się wydmuszką oraz miernej jakości kryminałem zbudowanym z najbardziej stereotypowych elementów. I tylko aktorów szkoda, bo widać, że Janusz Gajos bawił się swoją kreacją i próbował wyciągnąć ze scenariusz co się da, a Marcin Czarnik jeszcze nie otrzymał w "dużym" filmie roli na miarę swojego talentu.

Ocena: 3/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 30 listopada 2019 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Danuta Stenka jest za stara do roli?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn