"Spokojny Amerykanin". Niewiele brakowało, aby ten film nigdy nie trafił na ekrany kin [RECENZJA]

Wietnam, rok 1952. Znużony życiem korespondent londyńskiego „Timesa” Thomas Fowler opisuje walkę o władzę nad krajem pomiędzy Francuzami a komunistami. Jego kochanka jest młoda wietnamską dziewczyną Phuong, na którą zwraca uwagę młody i przystojny Alden Pyle, pracownik amerykańskiej misji pokojowej, której poczynania wydają się mu podejrzane.

Ze względu na mocne akcenty antyamerykańskie film obnażający zakulisowe działania Amerykanów w Wietnamie wczesnych lat 50, zrealizowany tuż przed zamachem terrorystycznym z 11 września 2001 r. został na dłuższy czas odłożony na półkę. Nakręcony na podstawie powieści Grahama Greene’a z 1955 r. „Spokojny Amerykanin” Phillipa Noyce’a dobrze przystawał do ówczesnej polityki Stanów Zjednoczonych, z interwencją w Iraku na czele. Dylematy związane z lojalnością, czy jej brakiem wobec państwa prowadzącego tak dwuznaczna politykę pokazane zostały w osobach głównych bohaterów. Fabuła zasadza się właśnie na konfrontacji postawy moralnej Fowlera i patriotycznego idealizmu Pyle’a, w imię którego posuwa się on nawet do zbrodni. „Spokojny Amerykanin” ma też w sobie spora dawkę melodramatu. Narratorem opowieści jest bowiem Fowler, który w retrospekcjach nie szczędzi gorzkich i kąśliwych komentarzy pod adresem trójkąta miłosnego, w który został uwikłany. Fowler to wielka rola Michaela Caine’a, na którego barkach spoczął ciężar filmu i za którą był nawet nominowany do Oscara. W bardzo oszczędny, ale poruszający sposób pokazuje dramaty osobiste starzejącego się człowieka, dla którego miłość do Phuong to łabędzi śpiew jego życia.

Beata Cielecka

"Spokojny Amerykanin" w tv

Wróć do programu tv