„Stargate: Orygins”. 20 lat temu po raz pierwszy przeszliśmy przez Gwiezdne Wrota [ZDJĘCIA]

Redakcja Telemagazyn
Redakcja Telemagazyn
materiały prasowe
materiały prasowe
Niecałe dwa miesiące temu w czasie Comic-Conu w San Diego fanów serialu Gwiezdne Wrota zelektryzowała wiadomość, że trwają prace nad prequelem całej historii zatytułowanym „Stargate: Orygins”. Na to czekały miliony fanów tej serii na całym świecie tym bardziej że kiedy kilka lat temu rezygnowano z ostatniego serialu ze świata Stargate, dla wielu był to koniec pewnej ery w telewizji.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że dziś marka Gwiezdnych Wrót jest jedną z mocniejszych w popkulturze. Oczywiście byłoby grubą przesadą postawienie tego serialu obok Star Treka czy Gwiezdnych Wojen, niemniej Gwiezdne Wrota mają po dziś dzień ogromną rzeszę fanów i choć od ostatniego odcinka minęło kilka lat, wciąż przybywają nowi. Ten fenomen nietrudno wyjaśnić – serial emitowany był przez ponad dziesięć lat. Doczekał się dwóch spin-offów, dwóch filmów pełnometrażowych, serialu animowanego, gier komputerowych, książek czy też komiksów. Teraz, przynajmniej na chwilę, będzie okazja, by znów zasmakować klimatu Stargate dzięki pracom nad prequelem. Kto wie, czy to nie będzie początek nowej ery w historii tej marki. Ery, która przecież zaczęła się tak naprawdę na wielkim ekranie…

Pierwszym ojcem sukcesu Gwiezdnych Wrót był reżyser Roland Emmerich, który w 1994 roku był odpowiedzialny za sukces tego filmu na świecie. Dobra, sukces to może lekka przesada, ale nie da się ukryć, że w tamtym roku, przy tak silnej konkurencji (wtedy przecież na ekrany weszły takie produkcje, jak choćby Kruk, Urodzeni Mordercy, Ace Ventura, Leon Zawodowiec, Wywiad z Wampirem, Speed: Niebezpieczna Prędkość czy Król Lew), film mimo wszystko zdobył uznanie wśród widzów. Historia tajemniczych wrót, które łączą Ziemię z pozaziemską planetą, na tamten okres była całkiem nowatorskim pomysłem (zresztą dziś nowatorskich pomysłów w Hollywood jest przecież tyle, co kot napłakał), a i realizacja (te efekty specjalne!) stała na naprawdę dobrym poziomie. Dobór aktorów również należy uznać za udany. Kurt Russel w roli Jacka O'Neilla czy James Spader grający dr. Daniela Jacksona robili wtedy wrażenie, a i na ekranie świetnie się sprawdzili. Sam film może i nie odniósł ogromnego sukcesu, ale sam pomysł dawał możliwości na stworzenie, jeśli nie jednej, to wielu kontynuacji, jak i rozbudowania świata Gwiezdnych Wrót. Jednak już nie w wersji kinowej, a telewizyjnej.

Premiera serialu (oryginalny tytuł to Stargate SG-1) odbyła się 21 lipca 1997 roku i była niejako restartem filmowego pierwowzoru. Z oryginalnej obsady filmowej w serialu zobaczyliśmy tylko dwójkę aktorów: Alexisa Cruza (Ska'ara) oraz Ericka Avari'ego (Kasuf), którzy de facto i tak w głównej mierze występowali tam gościnnie. W nowej obsadzie znaleźli się: Richard Dean Anderson (Jack O'Neill), Michael Shanks (dr Daniel Jackson), Amanda Tapping (Samantha Carter), Christopher Judge (Teal'c) oraz Don S. Davis (generał George Hammond). Premierowy odcinek kontynuował to, co widzieliśmy w kinowej wersji. Przede wszystkim pokazano, że planeta Abydos, na której po raz pierwszy zetknięto się z rasą pasożytów Goa'uld, nie jest jedyną, na jaką można się dostać przez Gwiezdne Wrota. Daniel Jackson, który po poprzedniej wyprawie pozostał na Abydos, odkrył z czasem, że Gwiezdne Wrota tworzą sieć obejmującą znaczną część wszechświata. W międzyczasie Ziemia zostaje zaatakowana przez Jaffa, żołnierzy służących Goa'uldom. To zmusza ziemian do powrotu do programu Stargate, by poszukać we wszechświecie nowych technologii i potencjalnych sojuszników z wrogą rasą.

Pierwszy sezon tak naprawdę w całości jest zaledwie wstępem do tego, co zobaczyliśmy w dziewięciu kolejnych. Niemal każdy odcinek poświęcony jest innemu światowi odwiedzanemu przez SG-1 i przeżywanymi tam przygodami. Oczywiście niektóre odcinki działy się głównie na Ziemi w bazie wojskowej zlokalizowanej w górze Cheyenne. Tak było, ponieważ czasem z tych podróży przywożono ze sobą nieproszonych gości, albo nieproszone choroby. Niemniej pierwsze osiem sezonów poświęcone jest przede wszystkim walce z Goa'uldami. I też mimo tak wielu sezonów i odcinków formuła praktycznie cały czas się sprawdzała. Sprzyjała temu oczywiście mnogość światów, jakie odwiedzali bohaterowie serialu, i mitologia, z jakiej często korzystano (nie tylko egipska, ale też grecka, skandynawska czy brytyjska), dzięki czemu cały czas udawało się utrzymywać zainteresowanie widzów. Ponadto twórcy pozwalali sobie czasem na bardzo oryginalne i zabawne odcinki, co sprzyjało systematycznie rosnącej popularności tej serii. No i wreszcie działo się tak za sprawą głównych bohaterów, a zwłaszcza Jacka O'Neilla granego przez Richarda Deana Andersona, którego wcześniej wszyscy kojarzyli głównie z rolą w serialu McGyver (o dziwo są jeszcze ludzie, którzy uważają, że grał tylko w tym serialu!). Jego cyniczny sposób podejścia do wielu zdarzeń, częste ironiczne uwagi i żarty były esencją tworzącą klimat budujący ogromny fandom tego serialu. Oczywiście nie była to tylko jego zasługa. Całe SG-1 było wybuchową, a czasem zabawną mieszanką, na czele z Teal'c i jego słynnym „indeed”, powtarzanym przynajmniej raz na odcinek. Jak zresztą istotni byli poszczególni bohaterowie, a zwłaszcza O'Neill, pokazały ostatnie dwa sezony, gdzie jego postać zastąpiono Cameronem Mitchellem (grał go Ben Browder znany z serialu Farscape), a do SG-1 dokoptowano Valę Mal Doran (graną przez Claudię Black, również z serialu Farscape), którym uroku odmówić nie sposób, jednak po tylu latach z O'Neillem fanom ciężko było zaakceptować takie zmiany. Dwa ostatnie sezony, w których Richard Dean Adnerson pojawiał się dość często gościnnie, były niestety coraz gorzej odbierane przez widzów. Wpływ na to miała nie tylko wymiana części obsady, ale też dość karkołomna fabuła, gdzie po wygraniu walki z Goa'uldami, przyszedł czas na Ori i to już tak nie grało, stąd po dziesiątym sezonie i filmie kończącym cały wątek Ori zakończono przygodę z oryginalnym światem Gwiezdnych Wrót.

W międzyczasie powstał pierwszy spin-off tego serialu, Gwiezdne Wrota: Atlantyda. Schemat fabuły był właściwie identyczny, co w oryginalnej serii z tym że akcja działa się w innej galaktyce. Nie tylko schemat fabularny był identyczny, ale i dobór bohaterów, stąd często o Atlantydzie mówiło się, że to trochę biedniejsza wersja oryginału. Niemniej twórcom udało się wypromować niektórych aktorów, a zwłaszcza Jasona Momoę, którego wszyscy kojarzymy m.in. z Gry o Tron (Khal Drogo) czy powstającej właśnie Ligi Sprawiedliwości, gdzie zagra Aquamana. Serial przetrwał pięć sezonów, będąc ciekawym uzupełnieniem świata Gwiezdnych Wrót, miejscami nawet go wzbogacając. Po zakończeniu emisji SGA rozpoczęto prace nad trzecim serialem, który miał być zupełnie inny w porównaniu z poprzednimi seriami. Gwiezdne Wrota: Wszechświat opowiadał o grupie żołnierzy i naukowców, którzy trafili na statek rasy Pradawnych – Destiny, który został wysłany w rejs setki tysięcy lat temu. Bohaterowie muszą się na nim zmagać z wieloma problemami i odnaleźć sposób powrotu na Ziemię. Serial niestety nie przetrwał na ekranie zbyt długo, bo zaledwie dwa sezony. Został anulowany w momencie, kiedy zaczynał powoli przekonywać do siebie tak fanów Gwiezdnych Wrót, jak i nowych widzów. Niestety jego pechem było również to, że trafił na kanał Sci-Fi, który był w trakcie zmian i – co tu dużo mówić – kasował wszystkie produkcje, które nadwyrężały jego budżet, skupiając się na serialach zdecydowanie mniej kosztownych.

Od tego momentu świat Gwiezdnych Wrót praktycznie umarł. Serial, wraz z którym wiele osób zaczynało w ogóle przygodę z telewizyjnymi produkcjami, stał się tym, czym w pewnym sensie Star Trek – serialem, o którego powrocie marzy wiele osób. Temat powrotu do formuły, wznowienia czy stworzenia kompletnie nowej historii wracał zresztą wielokrotnie. Był on poruszany tak przez byłych twórców serialu, jak i jego fanów. Każde napomknięcie jednak nie dawało nawet cienia nadziei na to, że jeszcze kiedykolwiek powrócimy do tego świata aż do, teraz kiedy w czasie lipcowego Comic-Conu w San Diego pokazano teaser zupełnie nowej produkcji, której akcja dzieje się kilkadziesiąt lat przed wydarzeniami z oryginalnej serii. Serial powstaje z okazji 20-lecia serialu Gwiezdne Wrota. Stargate: Origins ma opowiedzieć o młodości Catherine Langford z okresu, kiedy znaleziono w Egipcie Gwiezdne Wrota. W prequelu mamy więc zobaczyć, jak wyrusza w przygodę przez międzywymiarowy pierścień i ratuje Ziemię przed zagrożeniem. Tuż po tej informacji znalazły się głosy wśród fanów, że w ten sposób trochę przeinaczona zostanie geneza Gwiezdnych Wrót, które w okresie, kiedy ma się dziać akcja prequela, zostały uruchomione tylko raz. Mimo tych wątpliwości wielu fanów zwyczajnie się ucieszyło, że coś ruszyło w kwestii tej marki, po cichu licząc na to, że będzie to początek całkowicie nowej, albo nowych historii. Dlatego też warto trzymać za ten projekt kciuki, tym bardziej że świat Gwiezdnych Wrót ma nieograniczone możliwości i jeszcze wiele do pokazania i grzechem byłoby nie wykorzystać tego potencjału. A w międzyczasie warto sobie odświeżyć wszystkie serie, bo to nadal kawał dobrego serialu przygodowego science-fiction, mimo że od jego premiery minęło już 20 lat.

Paweł Szałankiewicz

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn