„Suburra”. Świat, który wciąga widza jak ruchome piaski [RECENZJA]

Redakcja Telemagazyn
Redakcja Telemagazyn
Emanuela Scarpa/Netflix
Emanuela Scarpa/Netflix
Serial rozpoczyna się kłębowiskiem kopulujących ze sobą ludzi, kończy się w… kłębowisku ludzkich żmij. „Suburra” pokazuje, że rację miał Machiavelli, który w swych poradach dla władcy przekonywał: wszyscy ludzie są źli i niechybnie się takimi okażą, ilekroć będą mieli ku temu sposobność.

NASZA OCENA: 8/10

Trzej młodzi bohaterowie filmu spotykają się, gdy zwala się im pod nogi nieprzytomny mężczyzna. Okazuje się nim monsignore Theodosiou, wysoko postawiona szycha watykańska. Ten mężczyzna z zamiłowaniem do ostrych orgii to człowiek, który – jako sprawując kontrolę nad finansami Watykanu – zdecydować ma właśnie, komu sprzedać kościelne dobra w Ostii, na które chrapkę ma kilka „trzymających władzę” osób, trzęsących rzymskim podziemiem narkotykowym. Nic dziwnego, że osobą monsignore interesuje się mafia, która przez Ostię chce przeniknąć do Rzymu.

Trudno nie porównywać „Suburry” z „Gomorrą” oraz… „Suburrą” – filmem fabularnym z 2015 roku. Jednak w serialu akcenty zostały nieco przesunięte z filmu kryminalnego na film kumpelski… z korzyścią zresztą dla fabuły. Skoncentrowanie się na losach trzech pochodzących z różnych środowisk młodych mężczyzn, którzy chcą w jedyny znany sobie sposób, wybić się powyżej pułapu jaki jest im pisany, wyszedł filmowi na dobre, bo knowania polityczno-kościelno-mafijne nie przesłoniły losów pojedynczych jednostek. Lele, Spadino i Aureliano to wielowymiarowe postacie, z którymi być może trudno się utożsamić, ale którym trudno nie sekundować. Pomimo swej buńczuczności, bezczelności i młodzieńczej głupoty, potrafią stworzyć pewnego rodzaju braterstwo i pomóc sobie w kłopotach. Łączy ich ze sobą nie tylko nadmierna ambicja i chęć odniesienia sukcesu, ale też cięgi jakie dostają w miarę rozwoju fabuły. Pod koniec serialu są już tylko cieniem bezmyślnych małolatów, którzy porywali się z motyką na słońce. To efekt lekcji jakiej udziela im życie, dające im – kolokwialnie mówiąc – po dupie. Relacja między przyjaciółmi zatacza bowiem krąg. Na początku są do siebie wrogo nastawieni, potem muszą współdziałać, by uzyskać korzyści i móc zerwać związki z rodzinami, które ich hamują. Nie zdradzimy oczywiście finał serialu, ale to co się między nie wygląda najlepiej.

Ich losy jakoś dziwnie kojarzą mi się z greckimi mitami, w których bohaterowie wystawiani byli przez los na okrutne próby. Na ich przyjaźni też kładzie się cieniem to, jak krzywdzą wzajemnie swoich bliskich, przez co – jako winowajcy – borykają się z piętnem winy. Tym bardziej jest im trudno, że mają do swych rodzin stosunek dosyć ambiwalentny, a stopień skomplikowania relacji z rodzinami: ojcami, czy starszym rodzeństwem też nie jest im wszystkim obcy. Spadino, Cygan (powinnam użyć nazwy Rom, ale i w filmie stosuje się to mało poprawne politycznie określenie) wychowany w kulcie macho, wciąż rywalizuje ze swym starszym bratem, prawdziwym zakapiorem. Aureliana, odtrąca ojciec, który wciąż wini go za stratę zmarłej podczas porodu ukochanej żony. Dla chłopaka ubóstwiającego nigdy nie poznaną matkę, każde uchybienie jej pamięci przez ojca jest powodem do buntu wobec niego. Więź ze starszą siostrą też jest pełna dziwnych emocji, z jednej strony Livia opiekuje się krnąbrnym bratem, ale ta ochrona kończy się, gdy koliduje z rodzinnym interesem. Dla Lele, mającego gangsterskie zapędy, ojciec-policjant, którego uważa za słabeusza jest kłodą u nogi, a takie koneksje wykluczają go z kręgu ludzi którym chciałby zaimponować.

Komplikacje dotykają też ich życia uczuciowego. W tym serialu miłość nie jest bezinteresowna, zawsze kocha się za coś. Lele szuka w związku ze starszą od siebie Sarą miłości matki, która porzuciła go w dzieciństwie. I choć podejrzewa, że ten związek z kobietą, której przydaje się diler, skończy się również jego odrzuceniem, wciąż do niej wraca. Aureliano jakby wbrew sobie zaczyna kochać Isabel, ale czy nie kocha jej, bo w tym związku w końcu może być od kogoś („czarnej dziwki” jak ją nazywa) lepszy? Najbardziej jednak interesowny jest związek Spadino, udającego zakochanego w Gabrieli, poślubionej na życzenie rodziny, do której czuje wstręt i której nie jest w stanie przyznać się do swej prawdziwej seksualności.

„Suburra” ma coś z filmu kumpelskiego, ale to tylko wątek przewodni, który scala ze sobą wątki z pogranicza kryminalnego. Klimat filmu pod tym względem dobrze oddaje hasło, które gdzieś mi się przewinęło: nie ma ludzi nieprzekupnych jest tylko… nieodpowiednia ilość zer. Mówiąc bardzo delikatnie Rzymianie w „Suburra” nie punktują, mówiąc mniej subtelnie – są gotowi sprzedać wszystkich, by odnieść korzyści. Oczywiście w różnych miejscach robi się to na różne sposoby. W parlamencie, Watykanie i Radzie Miasta przeprowadza się dyskretne rozmowy, nadmienia się to i owo, mami pokusami, wykorzystuje słabości, rzuca się od niechcenia uwagi. Ulegają nawet najwięksi idealiści, to tylko kwestia odpowiedniej waluty. Na Zło godzą się nawet pozornie krystalicznie uczciwe żony, dające mężom przyzwolenie na jego czynienie. Na ulicy jest inaczej, ale zmieniają się tylko środki nacisku z subtelnych na fizyczne, dlatego fabuła obfituje w porwania, szantaże, zabójstwa, przekupstwa, brutalność i kłamstwa. Testosteron to hormon, który występuje w roli katalizatora poczynań bohaterów, napędzając klanowe waśnie, rodzinne niesnaski, rywalizacje o wpływy, kasę, znaczenie i dopełnienie zemsty. Giną mężczyźni, kobiety, a nawet zwierzęta, a pociąganie za cyngiel bynajmniej nie jest domeną mężczyzn. Jeśli chodzi o kobiety w tym włoskim serialu to nie brak im.. jaj! W niczym nie ustępują mężczyznom, są tak samo brutalne, cyniczne i wojownicze i tylko chwilami uciekają się do typowych babskich gierek. I są bardziej nieprzewidywalne, w czym prym wiedzie mój ulubiony czarny charakter, czyli hrabina.

Trzeba uczciwie przyznać, że na początku serialu możemy się trochę gubić w tym kto z kim trzyma i kogo chce wyrolować, ale na szczęście dobrze przemyślana fabuła i bardzo „logiczny” montaż ze scenami zręcznie spiętymi ze sobą przyczyną(i)skutkiem utrzymuje widza w przekonaniu, że wszystko zostało dobrze przemyślane przez scenarzystów i reżyserów (w tym Michele Placido ze słynnej „Ośmornicy”). Serial zyskał też ciekawą narrację: prolog odcinka jest jego finałem, co oznacza, że teoretycznie wiemy jaki będzie koniec, ale nie wiemy co do niego doprowadziło, a wydarzenia poznajemy w miarę oglądania. A ponieważ ów finał zazwyczaj jest mocnym uderzeniem nie sposób nie zaciekawić się, o co w tym wszystkim chodzi?

„Suburrę” ogląda się… niełatwo, acz z niemałą przyjemnością. Faktem jest, że tematyka nie jest rozrywkowa, a Rzym bynajmniej nie przypomina tego z turystycznych folderów. To świat przesycony złem, bezwzględnością i przemocą widoczną na każdym kroku. Jednocześnie jak na tak ciężki kaliber mamy zdumiewająco wiele doznań estetycznych. „Suburra” jest pięknie sfotografowana. Rewelacyjnie wypadają zdjęcia: szerokie panoramy Rzymu są niesamowite – to dający poświatę ocean białych kamienic z czerwonymi dachówkami, nocne uliczki lśnią kocimi łbami w blasku latarni, wnętrza zachwycają umeblowaniem: wiekowymi antykami i ciężkimi draperiami. Panoramy nadmorskie to szarości skał, mocny błękit nieba i skrząca się w słońcu woda. Zaś wnętrza cygańskich domów i podwórek to przepych pełną gębą i kicz tak brzydki, że aż piękny: kapiące zewsząd złoto, miliony cekinów, ozdób i drobiazgów i czerwienie welurowych mebli. Ujęcia są dopracowane technicznie, a kadry zapadają mocno w pamięć. Muzyka to też strzał w dziesiątkę – niepokojące dźwięki to coś, co podkręca klimat i nie daje nam „ostudzić” uwagi. Dominują motywy na skrzypce i wiolonczelę, ale nie brak też elektronicznych brzmień.

I na końcu słowo o aktorach. Migną nam (a nawet zostaną na dłużej) twarze znane z fabularnej „Suburry”. Fajnie, bo widzimy, że popracowali nad rolą, a w serialu jest czas, by rozwinąć swoją postać i uczynić ją jeszcze bardziej wiarygodną. Mnie osobiście ujęło to, że Włosi przeczą stereotypom rozgadanego południowca i nie strzepią języka po próżnicy – jak mawiały nasze babki. Dialogi są w filmie dosyć oszczędne, gra się głównie ciałem, mimiką, gestami. I to przekonująco!

Świat nielegalnych biznesów, grubej kasy i klanowej vendetty „Suburry” wciąga widza jak ruchome piaski! Osobiście jestem niesamowicie ciekawa jak dalej potoczą się losy trójki bohaterów, bo choć dzieje watykańskiej ziemi w Ostii się dokonały to końcówka filmu, gdy siedzący spokojnie Samuraj otwiera oczy na dźwięk dzwonka telefonu niczym gotowy do ponownego „użycia” terminator jest obiecująca!

Beata Cielecka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn