"Światło i cień". Turecki czarny protest [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
Chociaż tureckie seriale cieszą się w Polsce olbrzymią popularnością, to ich odbiorcy zupełnie ignorują w kinach tureckie filmy, które prezentują wyższy poziom i są ciekawsze od swoich telewizyjnych pobratymców. Niezmiernie nad tym ubolewam, bo szkoda, że tak interesujące obrazy jak „Światło i cień” (org. Tereddut: Clair-Obscur) nie mają szans na dużą widownię.

Za reżyserię filmu „Światło i cień” odpowiada Yeşim Ustaoğlu. Urodzona w 1960 roku pani reżyser już swoimi poprzednimi filmami, w tym bardzo udaną „Puszką Pandory”, udowodniła, że jest zarówno świetną obserwatorką, jak i filmowcem, gdyż potrafi emocje i problemy współczesnych Turków w nieszablonowy sposób przenieść na ekran. Nie inaczej jest w tym przypadku; Ustaoğlu zestawia ze sobą dwie kobiety, pochodzące ze skrajnie różnych światów, które jednak mają ze sobą wiele wspólnego. Przekonają się o tym, gdy ich drogi przetną się w pewnym nadmorskim szpitalu.

Chehnaz (Funda Eryigit) jest piękną i zadbaną kobietą po trzydziestce, która spełnia się zawodowo jako psychiatra. W Stambule, wraz ze swoim partnerem, cenionym architektem, prowadzi dostojne życie, jakiego mogłoby pozazdrościć jej wiele kobiet. Jest szczęśliwa, czerpie radość z seksu, w pracy wspina się po kolejnych szczeblach kariery, czy można chcieć czegoś więcej od życia?

Przeciwieństwem Chehnaz jest młodsza Elmas (Ecem Uzun), która mimo nastoletniego wieku już dość mocno dostała od życia, a na jej twarzy widać wyłącznie smutek oraz zmęczenie. Elmas nigdy nie mogła decydować za siebie, nawet jej zamążpójście było wspólną decyzją rodziców oraz rodziny pana „młodego”, będącego w dodatku jej dalekim krewnym. Przez to została niemal całkowicie ubezwłasnowolniona, stając się pomocą domową, pomocą medyczną dla niewdzięcznej teściowej i nałożnicą dla męża jednocześnie. Seks nigdy nie był dla niej radością, a jedynie aktem posłusznego oddania się swojemu żywicielowi i właścicielowi.

Reżyserka swoje bohaterki przedstawia widzom początkowo uwypuklając ich różnice. Szczęście miesza się ze smutkiem, miłość z przemocą oraz orgazm z bólem i płaczem. To ciekawy zabieg, chociaż na dłuższą metę może wydać się nieco męczący oraz przede wszystkim zbyt oczywisty. Na szczęście pod koniec już nic nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się początkowo wydawać, a prawdziwe intencje autorki już wówczas są widoczne gołym okiem.

„Światło i cień” to kolejny z tureckich filmów, po m.in. „Ostatnim przystanku Kurtulus” (2012) czy głośnym „Mustangu” (2015), które są krzykiem tureckich kobiet, mających w końcu odwagę głośno powiedzieć NIE. Ustaoğlu słusznie zwraca uwagę, że podział na biedną i zacofaną oraz bogatą i nowoczesną Turcję jest mitem jeżeli chodzi o prawa kobiet, gdyż bez względu na status finansowy, wykształcenie czy religię kobiety i tak ścierają się z patriarchalnym światem, gdzie to mężczyzna jest panem i władcą.

Szczególnie ciekawie i niestety aktualnie wygląda to w kontekście dzisiejszej Turcji, która dowodzona twardą ręką Recepa Tayyipa Erdoğana zmierza w kierunku islamizacji i scalenia prawa państwowego z prawem religijnym. A wszystko pod cichą akceptacją władz Unii Europejskiej (do której przecież Turcja od lat tak silnie chciała należeć), która nie widziała łamania demokracji i pogwałcenia praw obywatelskich, gdy po domniemanym zamachu stanu w Turcji do więzień trafiły dziesiątki tysięcy osób, już nie wspominając o tych, których pozbawiono pracy lub których spotkały inne represje. Wówczas wizja Turcji, jaką kreślił Emin Alper w niedocenionej „Blokadzie”, spełniła się.

Widać, że Yeşim Ustaoğlu doskonale rozumie swoje bohaterki. I chociaż ukazuje ich niemoc, to stara się, aby pokazać je także silnymi, które mimo wszystko potrafią unieść wysoko głowę i z dumą oraz nadzieją spojrzeć w przyszłość. Szkoda tylko, że jednocześnie autorka zbyt jednowymiarowo kreśli mężczyzn, zupełnie tak, jakby wszyscy byli złem wcielonym od momentu urodzenia. Co prawda na ekranie pojawia się postać dobrego lekarza, ale w zasadzie i jemu można by zarzucić to, że jego zachowanie było determinowane pociągiem seksualnym do atrakcyjnej Chehnaz.

Wizualnie „Światło i cień” wygląda dość intrygująco, a obraz jest nasycony szarościami, które mieszają się z niebieskim oraz zielonym, co już przy oglądaniu może potęgować w widzach jakieś poczucie ciężkości. Na szczęście nie jest to nachalne, lecz dawkowane z umiarem, przez co film ogląda się naprawdę dobrze. Warto również zwrócić uwagę na muzykę, którą skomponował Antoni Komasa-Łazarskiewicz.

„Światło i cień” to jeden z tych filmów, o których trudno zapomnieć nawet kilka miesięcy po seansie. Świetnie, że jeden z ciekawszych filmów, które w 2016 roku były prezentowane na Warszawskim Festiwalu Filmowym, wchodzi do kin, chociaż niestety zobaczy go zapewne garstka osób. Ale lepszy rydz niż nic. Film jest dobrze wyreżyserowany, ale jego siła opiera się na głównych bohaterkach; Funda Eryigit i Ecem Uzun stworzyły przejmujące kreacje, zawłaszczając dla siebie prawie cały film. To jest turecki czarny protest, tak bardzo potrzebny w naszych czasach.

Ocena: 7/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"ŚWIATŁO I CIEŃ" w TV - sprawdź datę emisji!

Recenzja została pierwotnie opublikowana 10 marca 2017 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn