"Syn". Były James Bond Pierwszym Synem Teksasu [RECENZJA]

Adriana Słowik
Adriana Słowik
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
"Syn" to nowość AMC, zrealizowana na podstawie powieści Philippa Meyera o tym samym tytule. Jak oceniamy serial z Piercem Brosnanem w roli głównej? Czy irlandzki aktor znany m.in. z roli Jamesa Bonda wypada wiarygodnie jako "Pierwszy Syn Teksasu”? Sprawdźcie!

Szukacie pełnego tajemnic, a ponadto świetnie zrealizowanego serialowego westernu? "Syn" będzie dla was idealny. Nowa produkcja AMC, która w Stanach zadebiutowała w ubiegłym miesiącu, a jej polska premiera odbędzie się 11 maja, robi dobre wrażenie. Serial będący adaptacją nominowanej do nagrody Pulitzera i znajdującej się na liście bestsellerów New York Timesa powieści Philippa Meyera o tym samym tytule ma widzom sporo do zaoferowania, ale podobnie jak historia głównego bohatera, ma zarówno swoje jasne, jak i ciemne strony. Co udało się twórcom "Syna", a co wymaga poprawy? Zacznijmy od początku.

"Syn" koncentruje się na losach Eli’a McCullougha nazywanego „Pierwszym Synem Teksasu”. Dlaczego? Nasz główny bohater urodził się bowiem w dniu, w którym Teksas po raz pierwszy stał się niepodległą republiką, dorastał więc razem ze swoim ojczystym stanem oraz uczestniczył w wydarzeniach, które odcisnęły piętno na całym jego życiu. W 1. odcinku "Syna" poznajemy losy młodego Eli'a, który jako dziecko został porwany przez członków plemienia Komanczów, a jego rodzina została bezlitosne przez owych Indian wymordowana. To zdarzenie, jak i samo dorastanie Eli'a w niewoli znajduje odzwierciedlenie w jego dorosłym życiu.

Pierwsze odcinki "Syna" to tak naprawdę w dużej mierze skakanie po osi czasu – raz obserwujemy młodego Eli'a (Jacob Lofland) w towarzystwie Indian (1849) po to, by za chwilę przenieść się do roku 1915, w którym to dorosły już McCullougha (Pierce Brosnan) dumnie, ale i bezlitośnie prowadzi interesy, a jego rodzina może poszczycić się ogromnym majątkiem opartym na ropie naftowej i hodowli bydła. Tutaj obserwujemy również losy jego syna McCullougha - Pete, który prowadzi rodzinne ranczo i stara się wyjść z cienia własnego ojca. Bohater ten jest rozdarty między dobrem rodziny a tym, co słuszne i sprawiedliwe. Warto wspomnieć, że w książce Philippa Meyera znajdziemy jeszcze żeńską narratorkę – J.A. McCullough, reprezentującą czwarte pokolenie jednego z najpotężniejszych rodów w Teksasie.

Dzieje rodziny McCulloughów to sprawnie zrealizowana opowieść - biorąc pod uwagę ogrom materiału źródłowego, to wcale nie musiało się udać. Meyer spędził przecież pięć lat na pracy nad serialową adaptacją „Syna”, oprócz pracy nad scenariuszem, występował w roli konsultanta technicznego produkcji - doradzał reżyserom, kostiumografom, rekwizytorom, scenografom i obsadzie w wielu dziedzinach, takich jak tradycyjne łucznictwo Komanczów, używanie broni palnej czy też stosowane w dziewiętnastym wieku na Dzikim Zachodzie taktyki walki. Pod tym względem serial wydaje się bardzo dopracowany - opowiedzenie fascynującej historii rozgrywającej się na przestrzeni 150 lat, to prawdziwa sztuka, która w pewnym stopniu się twórcom udała. "Syn" nie jest jednak doskonały, cierpi na kilka bolączek, o czym za chwilę.

W pierwszych dwóch odcinkach serial nieśpiesznie odkrywa przed nami swoje kolejne warstwy, a to trochę irytujące. Z jednej strony, trudno oczekiwać zawrotnej dynamiki od tak skomplikowanej, zawiłej historii, z drugiej widziałam tylko pierwsze dwa odcinki i być może w kolejnych narracja rozwija się już trochę szybciej. Na dobry początek nowy serial AMC oferuje widzom kilka mocnych scen, świetnie sfilmowane plenery i ciekawą scenografię. Cóż, na pewno jest to produkcja wymagająca od widza skupienia i chyba... cierpliwości, bo fajerwerków, przynajmniej pod względem fabularnym na razie nie ma.

Żałuję, że "Syn" zapowiada się na typowo męską historię i nikt (przynajmniej w pierwszych odcinkach) nie próbuje nawet podłamać tej konwencji. Ja rozumiem, Dziki Zachód, konflikt białych i Meksykanów, ropa, strzelby, ale żeby tak zmarginalizowanych kobiety? Jest przecież Sally (Jess Weixler), która jest żoną Pete’a McCullougha. Widać, że to silny charakter z dużym i zupełnie niewykorzystanym potencjałem. Jest również Jeanie - wnuczka i ulubienica Eli’a, a także Maria - córka głowy ostatniej w Południowym Teksasie szlacheckiej rodziny hiszpańskiej. Wszystkie one zasługują na odrobinę uwagi, którą mam nadzieję, wywalczą sobie w kolejnych odcinkach "Syna". Oczywiście centralną postacią jest tutaj Eli’a McCullougha. Dla mnie Brosnan kreuje tutaj cholernie charyzmatyczną postać, może nie jest ona jakoś idealnie skrojona, ale trzeba przyznać, że irlandzki aktor potrafi skraść uwagę widza i to w dość nonszalancki sposób. Wielu krytyków wytyka mu brak teksańskiego akcentu i inne tego typu bzdety, które jednak dla polskiego widza nie będą miały chyba tak dużego znaczenia. Umówmy się, odtwórca roli Jamesa Bonda nie jest przecież genialnym aktorem, ale trudno przejść obok niego obojętnie.

"Syn" ma duże szanse na sukces, jeśli tylko będzie w stanie spełnić swoje ambicje i oczekiwania widzów. Pokładam w nim duże nadzieje, bo w porównaniu do pozostałych seriali AMC, ta produkcje zrobiła na mnie spore wrażenie. Widać, że twórcy mierzą wysoko, widać, że starali się zrobić serial na bardzo dobrym poziomie, oby z każdym kolejny odcinkiem było jednak lepiej. Nie oczekuję tutaj niesłychanie wartkiej akacji, ale coś musi się dziać.

Nasza ocena: 7/10

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn