"Szybcy i wściekli 8". Mokry sen Amerykanów, czyli Make America Great Again! [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe dystrybutora United International Pictures Sp z o.o.
fot. materiały prasowe dystrybutora United International Pictures Sp z o.o.
„Szybcy i wściekli 8” wyglądają trochę jak mokry sen Amerykanów; podczas gdy Donald Trump naprawdę pręży muskuły przed Rosjanami w Syrii oraz Koreą Północną, w filmie F. Gary’ego Graya patrzymy z politowaniem na bezbronnych Rosjan, którzy tracą „atomową walizkę”, a do tego ekipa pod wodzą Luke’a Hobbsa (Dwayne Johnson) walczy z rosyjskojęzycznymi separatystami. A co? Nie wolno? Make America Great Again!

Zacząłem od polityki, gdyż tym razem nasi sympatyczni i rozgadani bohaterowie w zasadzie muszą zapobiec III wojnie światowej i w tym stwierdzeniu nie ma ani grama przesady. Do tego ich skład nieco się uszczuplił: Brian i Mia są na macierzyńskim, a Dominic Toretto (Vin Diesel) musiał przyjąć propozycję nie do odrzucenia od tajemniczej Cipher (Charlize Theron), więc wystąpił przeciwko swojej rodzinie. W myśl zasady wróg mojego wroga jest moim przyjacielem do składu nieoczekiwanie dołączył Deckard Shaw (Jason Statham), który może i zabił Hana (Sung Kang) w jednej z poprzedniej części, ale w sumie jak się go bliżej pozna, to nawet sympatyczny ziomek z niego, taki z którym urządzisz sobie sparing wieczorem, a i trochę pośmieszkujesz.

„Szybcy i wściekli 8” zaczynają się ciut zbyt spokojnie, co jest na szczęście jedynie ciszą przed burzą. Twórcy serii przyzwyczaili nas do efektownych openingów, lecz tym razem wstęp jest stonowany, oczywiście o ile takim można nazwać wyścig płonącym samochodem po ulicach Hawany. Ale uwierzcie, że w porównaniu z resztą fabuły to wyłącznie drobnostka. Później pedał gazu jest już wciśnięty głęboko w podłogę i nikt nie myśli, aby wyhamować. Myśleliście, że widzieliście w „Szybkich i wściekłych” wszystko? Nie wiecie, jak bardzo się myliliście, a wyobraźnia scenarzysty Chrisa Morgana, związanego z cyklem od części „Tokio Drift”, sprawia wrażenie niewyczerpalnej.

O ile w poprzedniej części bohaterowie walczyli z czołgiem, tak teraz sami otrzymują piekielnie szybki czołg, ale w zamian za to przyjdzie im się ścigać z… łodzią podwodną. A to nie wszystko, gdyż akcja „Szybkich i wściekłych 8” dzieje się zarówno na lądzie, w wodzie, jak i w powietrzu. Strach się bać, co jeszcze drzemie w głowie autora skryptu… Jednego możemy być pewni, tam gdzie da radę wjechać pomarańczowe Lamborghini, tam zapewne zobaczymy naszych milusińskich, czyli rodzinę, która okazjonalnie znajduje się na liście dziesięciu najbardziej poszukiwanych osób na świecie… znaczy jedenastu, bądźmy precyzyjni.

To zadziwiające, jak ogromną metamorfozę od 2001 roku przeszedł cykl „Szybcy i wściekli”. Od prostego, wręcz prostackiego filmu opowiadającego o nielegalnych wyścigach, z miłością, przyjaźnią, tuningiem i skąpo ubranymi niewiastami w tle, stał się bezpretensjonalnym kinem rozrywkowym, bawiącym się schematami, gdzie gwiazdy same wpraszają się na plan, a przy każdej kolejnej premierze wyniku box office’u są jeszcze lepsze. Coś niebywałego. A wszystko to w filmie, który w gruncie rzeczy opowiada o sile rodziny. Trudno we współczesnym kinie znaleźć bardziej misyjną serię niż „Szybcy i wściekli”, bo to przepełnione akcją oraz rozrywką kino o sile przyjaźni i – jakkolwiek banalnie to zabrzmi – o tym, że rodzina jest najważniejsza. Familia Doma jest wzorcowa, wszyscy mogą na siebie liczyć, a każda z ich przygód kończy się wspólnym posiłkiem, naturalnie poprzedzonym modlitwą. I tym konserwatywnym podejściem, miejscami wyglądającym może trochę nazbyt karykaturalnie, seria zdobyła taką popularność.

Kolejnym czynnikiem stojącym za sukcesem „Szybkich i wściekłych 8” jest też podejście autorów do filmu. Ej, to już 8. film serii i nikt nie zamierza udawać, że to kino na serio. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że tworzą sensacyjną komedię, doskonale czują konwencję, przerzucają się autocytatami, nieustannie mrugają okiem w kierunku widzów i drwią ze swojego wizerunku, jak chociażby Dwayne Johnson w swoim wywodzie na temat Taylor Swift. Podobnie działa Jason Statham, który tym razem dostał pełnowymiarową rolę, gdzie ma okazję wyśmiać swój wizerunek niezniszczalnego, czego dowodem niech będzie jedna z końcowych scen, której Wam nie zdradzę, bo zabiłbym całą niespodziankę. Ale warto czekać na tę sekwencję, uwierzcie.

„Szybkich i wściekłych 8” aż chce się oglądać nie tylko ze względu na akcję, ale też na przepychanki słowne, w których brylują duety Dwayne Johnson & Jason Statham (w pewnym momencie panowie wybuchają śmiechem i wydaje mi się, że nie był to zaplanowany efekt) czy Ludacris kontra Tyrese Gibson. Do tego Kurt Russell i świeżak aka Little Nobody Scott Eastwood i wyborny epizod z Helen Mirren w roli głównej, doskonale pokazujący w jakim kierunku będą podążać „Szybcy i wściekli” w kolejnych odsłonach. Fanów „Szybkich i wściekłych” na pewno ucieszą też pewne małe powroty bohaterów znanych z poprzednich filmów, ale sami podczas seansu dowiecie się, o kogo chodzi. Jako ciekawostkę warto dodać, że w filmie pojawił się polski akcent; w rolę rosyjskiego ministra obrony wcielił się, pracujący w Stanach, polski aktor Olek Krupa.

Paradoksalnie najsłabszym elementami FF8 są… Vin Diesel oraz Charlize Theron. O ile Diesel już w poprzednich filmach miał za zadanie wygłaszać pełne patosu mowy, to tutaj już ma się tego trochę dość. Partnerująca mu Theron niestety postanowiła zachować się podobnie i jej postać jest zwyczajnie zbyt poważna oraz nudna, szczególnie gdy zostanie zestawiona z pozostałymi gagatkami z ekipy Doma.

„Szybcy i wściekli” nie istnieją jeszcze bez jednej rzeczy, a mianowicie ścieżki dźwiękowej wypełnionej hitami. O ile przy „szóstce” bujaliśmy głową do energetycznego kawałka 2 Chainz & Wiz Khalifa – „We own it”, a w „siódemce” zapewne niejedna łza została uroniona przy utworze Wiz Khalifa feat. Charlie Puth – „See You Again”, tak tutaj możemy potańczyć do letniaczka z wykonaniu Pitbulla, J Balvina i pięknej Camili Cabello, oraz odpłynąć przy przeboju „Good Life” zafundowanym nam przez G-Eazy i śliczną Kehlani. Na soundtracki „Szybkich i wściekłych” czeka się równie mocno co na kolejne filmy, serio.

Bez skrępowania przyznaję, że seria „Szybcy i wściekli” to moje guilty pleasure, a na każdą kolejną część czekam z niecierpliwością. Chociaż po zwiastunach miałem ogromne obawy, nie zawiodłem się na „Szybkich i wściekłych 8”, a nawet miło zaskoczyłem, bo twórcy wciąż mają na całość pomysł i jestem pod wrażeniem ich dystansu do samych siebie. W tym szaleństwie jest metoda, więc jeżeli szukacie produkcji, przy której chcecie po prostu dobrze spędzić czas, to śmiało idźcie do kina. Nikt nie zamierza ukrywać, że to jest sensacyjna komedia i w ramach tego gatunku film sprawdza się niemal w stu procentach. Ode mnie mocna siódemka, bo wiadomo, że dziesiątka zarezerwowana jest dla Nathalie Emmanuel. Naaajak.

Ocena: 7/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

SPRAWDŹ PROGRAM TV

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn