"Kolekcja" [RECENZJA]. Kolekcja haute couture od Amazona ma w sobie to "coś"? Warto obejrzeć "The Collection: Imperium mody"?

Beata Cielecka
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
Serial "Kolekcja"/"The Collection: Imperium mody" bardziej sprawdza się jako opowieść o perypetiach rodziny dyktatorów mody, niż sensacyjny thriller jakiego zapowiedzią, mami się widza na początku. Niewątpliwym atutem serialu jest ciekawie oddany klimat powojennego Paryża i… zachwycające kiecki wzorowane na kolekcji Christiana Diora "New Look"!

"Kolekcja" - fascynujący serial do obejerzenia na kanale Epic Drama

Rok 1947. Do Paula Sabine’a prowadzącego paryski dom mody zwracają się przedstawiciele rządu, oczekującego by projektant przywrócił Paryżowi miano stolicy światowej mody. Kłopot w tym, że Paul tak naprawdę nie ma talentu a wszystkie projekty są dziełem jego barta Clauda czarnej owcy rodziny, zdolnego, ale zagubionego młodego mężczyzny o homoseksualnych skłonnościach, który co rusz wikła się w jakieś awantury. Paul, który potrafi jednak dostrzegać talent w innych ludziach proponuje by sfotografowaniem kolekcji zajął się fotoreporter Life Magazin, Billy Novak, któremu wpada w oko młoda krawcowa Nina, skrywająca pewien sekret.

Ten serial udaje coś, czym nie jest. Scena zakopywania ludzkich zwłok (która staje się potem leit motivem) zapodana widzom na początku pierwszego odcinka sugeruje sensacyjną fabułę, której właściwie nie ma. Oglądamy serial obyczajowy, jeśli z trupem to tylko w jego dalekim tle, całkiem zgrabny i ciekawy, ale daleki od pierwszego kryminalnego wrażenia. I jeśli ktoś nastawił się na thriller zaniecha oglądania serialu już po pierwszym odcinku. Jeśli kogoś zainteresują rodzinne tajemnice mniej lub bardziej zasugerowane to powinien wytrwać do końca, znajdując przyjemności w zaglądaniu zarówno do sypialni celebrytów tych czasów, jak i za kulisy wielkiej świata mody, tutaj wprawdzie dość jeszcze przaśnej, ale powoli powstającej z kolan.

Ten serial jednocześnie przyciąga i zniechęca widza. W moim przypadku przyciąganie jest wprawdzie większe, ale ma ono charakter hmmm estetyczny i nie wynika bynajmniej z wykreowanego przez twórców napięcia, co do losów bohaterów. A szkoda, bo tu można by coś więcej wydziergać, wszak wojna się skończyła, ale wojenne grzechy i zasługi nie zostały rozliczone. Francuskie przewiny: stosunek do Żydów, wszechobecne donosy czy kolaboracja z okupantem to być może tematy, które mogą pojawić się w późniejszych odcinkach.

Grzechem serialu jest jako się już rzekło niekonsekwencja gatunkowa i dialogi, pełne złotych myśli, które zamiast zaciekawiać nużą długością i łopatologią. Przydałoby się też więcej pary w montażu, bo długie ujęcia są usprawiedliwione tylko wtedy, gdy mają skłonić widza do refleksji albo pokazać piękne kadry, nie zaś wtedy, gdy są wyrazem niepewności operatora, co do tego czy już wyłączyć kamerę. Szkoda też, że wystarczająco nie pochylono się na początku nad postaciami po to, by zakotwiczyć je w emocjach widza, co sprawia, że ich los niespecjalnie nas zajmuje.

No to teraz dla równowagi to, dlaczego warto obejrzeć „The Collection”. Na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o atuty filmu są… walory estetyczne. Ciekawa koncepcja zdjęć sprawia, że paryska ulica wygląda jak z czarno-białego filmu, w którym podkolorowano niektóre obiekty, a zdjęcia mają typowy dla około wojennych fotografii głęboki kontrast, pięknie wydobywający światłocienie. Taki zabieg dobrze oddaje intencje twórców, którzy chcieli pokazać z jakiej szarości wydobyć trzeba było zachwycający, kolorowy świat haute couture. Ciekawy jest też wątek socjologiczny: od zawsze Paryż jawi się, jako stolica mody i trudno nam uwierzyć, że były czasy, gdy kolorowe, piękne suknie z szerokimi spódnicami były na jego ulicach wyrazem braku zrozumienia dla uczuć ludzi, ledwo wiążących koniec z końcem i cierpiącym powojenną biedę. Stało się wprawdzie tak, że kobiety po latach wojny, ubierania się w sfatygowane prochowce, podarte swetry i dziurawe buty zapragnęły odzyskać swe piękno i wdzięk, ale tu pokazano nam, że droga do tego nie była bynajmniej taka prosta. Dlatego zanim chęć odzyskania kobiecości stanie się powszechna, lśniące atłasy, błyszczący jedwab i miękki aksamit kreacji modelek zderzony zostaje w serialu z ujęciami szarej paryskiej ulicy, odrapanych budynków, zagraconych podwórek i ponurych wnętrz starych kamienic.

Dla mnie osobiście szczególną przyjemnością jest dość ważny motyw związany z genialnymi fotografiami Billy’ego, z których każdą można by oprawić w ramkę i powiesić w salonie. Wyglądająca jak szara myszka Nina, w której wprawne oko fotografa dostrzega to COŚ, ubrana w piękne suknie odzyskuje na nich swą kobiecość, zagubioną i zapomnianą pod wpływem dramatycznych przeżyć. Coco Chanel powiedziała kiedyś, że nie ma brzydkich kobiet, są tylko źle ubrane. I przypadek serialowej Niny zdaje się to potwierdzać.

Podsumowując, tak dla walorów estetycznych, tak dla aktorów wśród których zobaczymy m.in. córkę Meryl Streep Mammie Gammer, czy Frances de la Tour (olbrzymka z Harry’ego Pottera), nie dla niesprecyzowania gatunku i nie dla kulawego chwilami scenariusza.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn