"The Walking Dead" sezon 7. Nikt nie umrze? Michael Cudlitz: To fani uznali, że ktoś zostanie uśmiercony [WYWIAD]

Kamila Glińska
Kamila Glińska
Premeira 7. sezonu "The Walking Dead" tuż-tuż! Z tej okazji mamy dla Was wywiad z serialowym Abrahamem, w którego wciela się Michael Cudlitz oraz z producentką serialu, Gale Anne Hurd. Co zdradzili na temat najnowszych epizdów? Kim są nowe postacie, które wkroczą w świat Ricka i jego ekipy?

Ostatni odcinek 6. sezonu "The Walking Dead" zostawił widzów w wielkiej niepewności. Wydaje się, że niemal na pewno któryś z głównych bohaterów zostanie zabity przez nową postać - Negana (Jeffrey Dean Morgan) i jego owinięty drutem kolczastym kij baseballowy, Lucille. Czy to możliwe, aby twórcy serialu pogrywali z widzami i jednak w pierwszym odcinku 7. sezonu nikt nie umrze? Czego możemy się więc spodziewać po nowych odcinkach? Sprawdźcie, co w wywiadzie powiedzieli Michael Cudlitz (serialowy Abraham) oraz producentka serialu, Gale Anne Hurd!

CZYTAJ TAKŻE:

"THE WALKING DEAD" SEZON 7. KOGO ZABIŁ NEGAN? [TEORIE, PRZEWIDYWANIA]

Czy to drobiazgowe roztrząsanie wydarzeń finałowego odcinka szóstego sezonu było dla was zaskoczeniem?

Michael: Nieszczególnie, chyba wyrażam zdanie wszystkich, mówiąc, że spodziewaliśmy się, że finałowa scena wzbudzi niemałe zainteresowanie. Zawsze kiedy tracimy albo możemy stracić którąś z postaci, to jest to spore wydarzenie. Fani … Śmieję się bo w finałowym odcinku mamy do czynienia z niebywałym napięciem i wciąż mnożą się spekulacje odnośnie tego, co się tam wydarzyło, 99,9% z tego jest dziełem fanów. To fani uznali w którejś chwili, że zetkniemy się z Neganem i ktoś zostanie uśmiercony. Nigdy im tego nie mówiliśmy! Oni sami stwierdzili, że tak właśnie się stanie. A potem na scenę wkroczył Negan, okazało się, że nikt nie zginął, a oni się na nas wściekli! W przyjętej przez nas konwencji do końca trzymamy widzów w niepewności, z kolei fanom bardzo zależy na ich ulubionych postaciach i na serialu. W związku z tym, byli po tym wszystkim bardzo niepocieszeni. Jednocześnie nie dziwi mnie ich oddanie. Spotykamy się z nimi na co dzień, gdzie byśmy się nie zjawili. To, że niebawem może nastąpić pożegnanie z którąś z postaci oraz to, że fakt ten wzbudza zainteresowanie fanów nie jest dla nas szczególnie zaskakujące, ale cieszymy się, że udało nam się zwrócić uwagę widzów.

Gale: Gdyby tak im nie zależało… Najgorszą rzeczą byłoby, gdyby po tym wszystkim widzowie tylko wzruszyliby ramionami. Gdyby w ogóle ich to nie obeszło i przeszli by nad tym do porządku dziennego. A tak to, co się wydarzyło, świadczy o więzi, jaką fani odczuwają z postaciami.

Czy to, że wzbudziło to tyle emocji jest w jakiś sposób dla was pocieszające, bo przecież serial opowiada o tym, jak cenne jest życie i że należy je za wszelką cenę chronić?

Gale: Jest to bez wątpienia wątek przewodni serialu, ważne jest jednak w tej chwili to, że nasze postaci nigdy jeszcze nie spotkały na swojej drodze kogoś takiego jak Negan. Osoba, która pojawia się nagle i wywraca cały porządek do góry nogami. Jeffrey Dean Morgan, który wciela się w Negana, zdołał obdarzyć tę postać osobowością znaną nam z komiksów, i myślę, że będzie to doskonale widać na ekranie. Negan to postać jedyna w swoim rodzaju, aż kipi w niej od charyzmy, to on w tym świecie rozdaje karty i teraz żyją w nim wszystkie nasze postaci, a wraz z nimi my jako widzowie.

Niewątpliwie trudno mu odmówić wyrazistości, jednak z przenoszeniem na ekran takich postaci wiąże się pewna trudność, bo ludzie zwykle mają swoje własne wyobrażenie jak one powinny wyglądać. Jakie zatem trudności musieliście pokonać, aby oddać postać Negana tak jak należy?

Gale: Jest prawdopodobnie najważniejszą postacią, jaką wprowadziliśmy do serialu od dłuższego czasu.

Michael: Od czasu Abrahama…

Gale: Tak, da się dostrzec podobieństwo między nimi! Michael był wśród publiczności kiedy na Comic Con przedstawialiśmy postać Abrahama. W pewnej chwili wdał się z nami w sprzeczkę zadając pytanie z sali. Ludzie zaczęli go uciszać, ale potem zdali sobie sprawę, że to właśnie on będzie grał Abrahama, i wtedy widownia oszalała. W tym roku przedstawiliśmy Jeffreya Dean Morgana, który podczas spotkania na Comic Con wkroczył na scenę dzierżąc swoją Lucille. Można sobie wyobrazić, jaka podniosła się wrzawa. Na Comic Con ludzie dadzą ci od razu poznać co myślą, nie ma wstrzymywania emocji czy reakcji. Jeffrey powiedział, że po raz pierwszy wciela się w postać, z którą nie ma zupełnie nic wspólnego i musi w pełni polegać na swoim warsztacie aktorskim. Dotychczas zawsze udawało mu się odnaleźć jakąś cząstkę siebie w odgrywanych przez siebie postaciach…

Nawet kiedy grał komedianta w filmie "Watchmen. Strażnicy"?

Gale: Na to wychodzi! Negan roztacza wokół siebie wiele ciepła i charyzmy. Wiesz, że ludzie przez niego stracą życie, a mimo to chcesz go oglądać na ekranie. Dlatego wybór, jakiego dokonaliśmy powierzając mu tę rolę, był tak ważny.

Negan to rzeczywiście niezwykle sugestywna postać. Jak dzieliło się plan z Jefferyem Dean Morganem? Wiało od niego grozą?

Michael: Dla mnie zawsze będzie Dennym . Bardzo lubiłem tę postać. Trochę robię sobie żarty, ale coś jest na rzeczy. Jeffrey wnosi do odtwarzanej przez siebie postaci coś na kształt ciepła. Kiedy jesteśmy na planie może cię swoim zwyczajem podpuszczać albo wcielać się w Negana, ale dostrzegasz w nim coś jeszcze. Może nie widać tego jakoś szczególnie wyraźnie, ale łapiesz się na tym, że dopatrujesz się tego i nie daje ci to spokoju. Dotyczy to każdego prawdziwego złoczyńcy, jakiego udało się stworzyć w filmie czy telewizji – jeśli nie zależy ci na tej postaci, to w ostateczności nie jest to przekonujące. Musisz zastanawiać się co też w nim siedzi, a nie tylko oglądać jak robi wszystkie złe rzeczy. W tym przypadku zależy ci na tej postaci, to wszystko zasługa Jeffreya, ale też da się to wyczuć w postaci stworzonej przez Roberta Kirkmana. Negan to rzezimieszek jakiego jeszcze nie było i sądzę, że udało nam się to pokazać na ekranie. W każdym razie ogląda się to znakomicie.

Chętnie stawaliście sobie gdzieś z boku żeby przyglądać się jego pracy na planie?

Michael: Cóż, spędziliśmy dwa dni na klęczkach patrząc na jego popisy! To było świetne i nakręcony materiał jest znakomity. Doskonale też wyszło przeniesienie na ekran języka, jakim Negan posługuje się w komiksach.

No właśnie, Abraham i Negan mogliby uciąć sobie taką pogawędkę, w której wzajemnie obrzucaliby się obelgami. Dobrze by się oglądało dziesięciominutowy potok bluzgów.

Michael: No jasne! Stworzyliśmy sobie świat, w którym równocześnie istnieje zarówno Negan, jak i Abraham. Zobaczymy co z tego wyniknie.

Michael, czy Negan i jego ferajna rzeczywiście tak bardzo różnią się od waszej grupy? Czy nie jest tak, że oni weszli na kolejny szczebel ewolucji, lepiej przystosowując się do przetrwania w tym świecie? Negan domaga się połowy tego co macie, tak samo wy postąpiliście wobec Hilltop – czy oni nie stoją po prostu wyżej w łańcuchu pokarmowym?

Michael: Wszystko zależy od tego, z której strony się na to spojrzy. Jeśli nasza grupa miałaby natknąć się na nas samych to jak znam życie sami byśmy siebie powybijali. To zależy od punktu widzenia, a widzowie patrzą na to od naszej strony, oczami Ricka. Nie znaczy to oczywiście, że Rick robi wyłącznie rzeczy godne pochwały. Ale jednak chodzi zasadniczo o punkt widzenia, a widzowie opowiadają się za Rickiem i za wszystkim tym, w co wierzy, a co siłą rzeczy udziela się także nam, jego załodze. Zresztą żadna z tych grup raczej nie zaczynała z postanowieniem, że zejdzie na złą drogę…

Gale: Może za wyjątkiem The Claimers…

Michael: Nie no, u nich panowały jednak mimo wszystko jakieś zasady.

Gale: Owszem, u nich się to sprawdzało, ale oni jednak na wczesnym etapie stwierdzili, że uczynią rzemiosło z oddawania się niecnym postępkom.

Michael: No dobrze, ale jednak wspólnie to ustalili. Kiedy należysz do jakiejś grupy, to będąc jednym z jej członków nie myślisz, że robicie coś niewłaściwego. Nie jest też tak, że nagle członkowie jakiejś grupy postanawiają sobie, że teraz będą robić złe rzeczy i jednocześnie mają tego pełną świadomość.

Gale: Otóż to. A w międzyczasie dociera do nich, że jedynym sposobem na przetrwanie jest wprowadzenie zasad i ich przestrzeganie.

Michael: No tak. Gale i ja rozstrzygniemy nasz spór siłując się na rękę i wrócimy w stosownym czasie z właściwą odpowiedzią.

Jakie uczucie towarzyszy rozpisywaniu kolejnego sezonu, a potem pracy na planie, jeśli postanowicie, że długoletniego członka obsady spotka marny koniec? Daje się odczuć smutek?

Gale: O tak. Bez dwóch zdań. Nikt z naszej obsady nie chce zostać uśmiercony, co dobrze świadczy o naszym serialu, który właśnie wkracza w swój siódmy sezon. Większość aktorów zwykle po jakimś czasie ma po dziurki w nosie grania w kółko tego samego. Sporo seriali w pewnym momencie dochodzi do etapu, gdzie po planie snują się same niezadowolone gwiazdy, a ekipa raz po raz wydaje z siebie jęk, kiedy dowiaduje się kto ma tego dnia zdjęcia. Coś takiego nigdy nie miało miejsca przy kręceniu The Walking Dead. Organizujemy też Dead Dinners, pożegnalne party dla postaci, których serialowy żywot dobiegł końca. Naturalnie oddajemy się wtedy zabawie, ale też nie brakuje niezwykłych chwil kiedy producenci czy członkowie obsady spontanicznie zabierają głos, aby z głębi serca wyrazić swoje uznanie dla osób wcielających się w postaci żegnające się z serialem. W takich chwilach wszyscy padamy sobie w objęcia. Zresztą ludzie czasem wpadają do nas na plan, jeśli mają w okolicy zdjęcia, albo też odwiedzają nas na Comic Con. W serialu może i kończy się ich rola, ale w rzeczywistym świecie trzymamy się mocno. Dlatego też mamy hashtag #TWDFamily. Kiedy raz wejdziesz do rodziny The Walking Dead nigdy o tobie nie zapomnimy.

Czy podczas takiej Dead Dinner osoba może zażyczyć sobie co zje jako ostatni posiłek?

Michael: Ona sama jest ostatnim posiłkiem.

To bardzo w duchu serialu! Ale wracając do meritum, będziemy częściej oglądali Negana, wiemy też, że pojawią się Ezekiel i Shiva, czy zechcecie zdradzić jakieś szczegóły?

Michael: Nie.

Gale: W Ezekiela wcieli się znakomity aktor Khary Payton, który stanowi niezwykle cenny nabytek dla naszej obsady.

Jak trudno na tym etapie jest wam usiąść do planowania kolejnego sezonu serialu? Mówicie, że nikt nie chce odchodzić, macie niebywałą oglądalność i rzesze fanów na całym świecie, a zatem, czy są jakieś zasady, którymi kierujecie się siadając do prac nad kolejnym sezonem?

Gale: Zasadą jest robienie tego co dotychczas, czyli czerpanie inspiracji z komiksów, aby tworzyć jak najlepsze historie opowiadające o naszych postaciach. Czerpiemy pełnymi garściami z komiksów, które są dla nas głównym odniesieniem, a to, że Robert Kirkman należy do zespołu twórców jest czymś bezcennym. Całym sercem wspiera nasze poczynania kiedy chcemy odejść od wydarzeń opowiedzianych w komiksach, a wręcz nas do tego zachęca. Ale tym, co bezsprzecznie łączy nas z komiksami to fakt, że nasze historie opierają się przede wszystkim na rozbudowie postaci, a niekoniecznie na rozwoju wątków fabularnych. Wydaje mi się, że tym można zasadniczo wytłumaczyć powodzenie serialu. Dzięki temu widzom tak bardzo na nim zależy i w takim stopniu zżyli się z postaciami.

Powiedzcie jeszcze coś więcej o odejściach od materiału źródłowego – czy nie wydawało wam się to ryzykownym posunięciem?

Gale: Kiedy zabieraliśmy się do robienia serialu Robert Kirkman oznajmił nam, że zdaje sobie sprawę, iż komiksy będą dla nas głównym odniesieniem, ale wie, że nie będziemy niewolniczo trzymać się tego, co się w nich dzieje. Tak było na przykład kiedy tworzyliśmy postacie Daryla i Merle Dixonów i wymyślaliśmy ich historie. Udzielił nam wówczas wsparcia bo dzięki temu mógł zmienić niektóre rzeczy, z którymi musiał dotąd, chcąc nie chcąc, żyć. Więc to była dla niego szansa żeby wrócić do tych postaci i sytuacji, które w komiksach już dawno należą do przeszłości, i spojrzeć na nie świeżym okiem.

To także podarunek dla fanów, którzy mogą zapoznać się z nowymi obszarami tego świata, podsyca też ich zainteresowanie bo nie wiedzą co może się wydarzyć, mimo, że czytali komiksy.

Gale: Właśnie. Znamy przecież przypadki, gdzie komiksy przeniesione zostały na ekran obrazek po obrazku, czego skądinąd domagali się ich fani. Następnie widząc to, mówili stanowcze „nie”! Myślę, że na tym etapie możemy pochwalić się nie tylko zrozumieniem, ale i aprobatą naszych fanów odnośnie tego, co ucieleśnia sobą ten serial. Zresztą mogliśmy to osiągnąć tylko dzięki błogosławieństwu i wsparciu Kirkmana.

Michael, kiedy kręcicie poszczególne sekwencje kolejnych odcinków nowego sezonu, czy tobie i innym członkom obsady zdarza się, że zastanawiacie się, na planie, czy widzom opadnie szczęka kiedy będą to oglądać?

Michael: No pewnie. Miałem w życiu sporo szczęścia i nigdy nie narzekałem na brak pracy, ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nigdy tak dobrze nie bawiłem się na planie, i to przez tak długi czas. Kiedy siedzę sobie i czytam co też Abraham będzie miał do powiedzenia, myślę sobie: „Grubo!”. Ed Jobs czasem dzwoni do mnie i pierwsze co mówi to: „Stary, czytałeś już to?’”. Dostajemy scenariusz i rzucamy wszystko… Zdarzyło mi się zatrzymać samochód na poboczu tylko po to, żeby wyciągnąć komórkę i z zapartym tchem wgłębić się w scenariusz. To, przez co już przeszliśmy, co będzie dalej, to wszystko jest równie emocjonujące dla nas jako obsady i całej ekipy odpowiedzialnej za produkcję. Po prostu możemy to wszystko przeżyć trochę wcześniej, ale wzbudza w nas to takie same emocje jakie odczuwają wszyscy inni i jesteśmy równie przejęci tym, co rozgrywa się na naszych oczach. No więc tak, zdarzają nam się komentarze w stylu „O w mordę! Będą zachwyceni!”.

Postać Abrahama w szóstym sezonie przechodzi poważne zmiany, jakie zatem są twoje oczekiwania wobec siódmego sezonu?

Michael: Jestem ciekaw co stanie się z nim dalej. W przeszłości najlepiej odnajdywał się gdy postawiony był przed nim jakiś jasny cel, a że wszystko co robimy po części oparte jest na powieści graficznej, wiemy skądinąd, że jego rozstanie z rodziną przebiegło w dramatycznych okolicznościach. Gotowy był odebrać sobie życie, nie miał już ochoty tego dalej ciągnąć, a teraz widzi, że są sprawy za które warto nie tylko umierać, ale dla których warto żyć. To postrzegamy jako punkt wyjścia dla tej postaci. Co przyniesie jutro? Co kryje kolejny dzień, co kryje się za kolejnym zakrętem? I czy będzie w ogóle kolejny zakręt? Niebywałe jest obserwować jego przemianę i odnajdywanie się w relacjach, które mają przed sobą przyszłość, a na celu coś więcej niż tylko oddawanie się ulotnym przyjemnościom.

Zdarzało wam się dostawać od fanów jakieś szalone podarunki albo prezenty?

Michael: Każdy członek obsady miałby coś ciekawego do opowiedzenia na ten temat…

Gale: … masz na myśli opowieści Normana?

Michael: Fani w przeważającej mierze odnoszą się do nas z nabożnym szacunkiem i starają się dowiedzieć co lubimy i na czym nam zależy, a potem nas tym obdarować. Ja palę cygara i piję whisky, także kiedy spotykam się z fanami dostaję tego mnóstwo. To niezwykle urocze i miłe. Fani nas uwielbiają i niezaprzeczalnie chcą się nam odwdzięczyć kiedy mają poczucie, że daliśmy im z siebie tak wiele. Wygrywamy na tym podwójnie.

Gale: Nie. Najlepszą nagrodą jest to, że podoba im się to, co robimy.

Michael: Nagrodą jest to, że oglądają co tydzień kolejny odcinek.

Gale: To więcej niż śmielibyśmy prosić. Nie mieści się nam w głowie, że serial ma tak wielu fanów.

"THE WALKING DEAD" ODCINEK 1. SEZON 7. W PONIEDZIAŁEK, 24.10.2016 O GODZ. 22:00 NA FOX!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn