"To tylko koniec świata". Śmierć należy po prostu przeżyć [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe dystrybutora Hagi
fot. materiały prasowe dystrybutora Hagi
Mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Coś o tym wie Louis (Gaspard Ulliel), główny bohater nowego filmu Xaviera Dolana pt. „To tylko koniec świata”, który swoją familię opuścił wiele lat temu. Chciał poczuć się wolny i żyć po swojemu, stając się dla własnej rodziny mitem, dlatego jego powrót wywoła tak duże zamieszanie i zmieszanie. W końcu nie wraca się bez powodu.

Xavier Dolan po raz kolejny swoje filmowe natchnienie znalazł na teatralnych deskach. „To tylko koniec świata” jest adaptacją sztuki Jeana-Luca Lagarce'a pt. „Juste la fin du monde”. W przeciwieństwie do świetnego „Toma” (opartego na tekście autorstwa Michela Marca Boucharda) teatralność filmu jest widoczna gołym okiem, ale paradoksalnie to staje się jego jedną z największych zalet.

Kanadyjski twórca zamyka swoich bohaterów w niedużym domu, gdzie fizyczna ciasnota, połączona z napiętą atmosferą wśród domowników, jest doskonale wyczuwalna z ekranu. To niewygodne uczucie dodatkowo wzmocnił autor zdjęć André Turpin, którego kamera niebezpiecznie zbliża się do bohaterów, bezpardonowo wchodząc w ich strefę komfortu. Z bliska obserwujemy twarze, pierwsze skrzypce grają spojrzenia oraz mimika, bo to, co niewypowiedziane, w nowym dziele autora „Zabiłem moją matkę” jest najbardziej uderzające, przejmujące oraz najmocniejsze.

Co nie oznacza, że to film rozgrywający się bez słów. Wręcz przeciwnie, słowa padają tutaj jak z karabinu maszynowego, lecz najczęściej są to kłótnie, wzajemne oskarżenia oraz słowne przepychanki. Ten, kto ma ostatnie słowo, wygrywa. W tym prym wiedzie rodzeństwo Louisa, jego, stale niespokojny i agresywny, starszy brat Antoine (wyborny Vincent Cassel) oraz młodsza siostra, której główny bohater praktycznie nie zna, Suzanne (Léa Seydoux). Ten pierwszy nie może wybaczyć bratu wyjazdu i tego, że musiał sam zająć się matką oraz siostrą, natomiast Suzanne żyje wyobrażeniem swojego nieznanego brata, które sama wykreowała na podstawie pocztówek, jakie ten przez te wszystkie lata przysyłał do domu oraz artykułów prasowych, gromadzonych przez ekscentryczną matkę (Nathalie Baye).

W tle jeszcze jest obca, czyli żona brata, wycofana i zamknięta w sobie Catherine (świetna Marion Cotillard). Brak jej odwagi i siły przebicia, dlatego stale jest w cieniu apodyktycznego męża. To właśnie ona najbardziej chce poznać Louisa; gdy początkowo domownicy są wobec swojego dawno niewidzianego krewnego nieufni, ostrożni, może trochę speszeni, to ta jąkająca się kobieta przyjmuje go z największym zaufaniem, starając się zrozumieć szwagra i jednocześnie dać mu się poznać.

Louis, w którego mógł by się wcielić sam Xavier Dolan (zresztą Ulliel jest wyraźnie na niego stylizowany), jest pozornie najbardziej opanowaną postacią, którą możemy obserwować na ekranie. Być może dlatego, że pogodził się z własnym losem i teraz pragnie jedynie pożegnania z najbliższymi oraz usłyszenia, że nie mają do niego żalu, aby mógł odejść w spokoju. Ani razu nie wyjawia, czemu po latach pojawił się w domu rodzinnym, zbywa to pytanie, bo wie, że gdy się przyzna, to bliscy nigdy mu tego nie darują. Nie wybaczą mu straconego czasu, odcięcia się od rodziny, czego on sam teraz nie może sobie darować.

Najciekawszym punktem „To tylko koniec świata” jest relacja Louisa ze starszym bratem. Antoine jest przepełniony żalem, ale chyba jako jedyny domyśla się, jaki jest prawdziwy cel wizyty brata. W końcowej fazie filmu, gdy dochodzi do swoistego starcia tych bohaterów, obraz aż kipi od emocji. Atmosfera jest tak napięta, że może eksplodować w każdej chwili. Jeżeli wcześniej było zbyt spokojnie, to finałowe sekwencje wszystko wynagradzają i choćby wyłącznie dla popisu aktorskiego Cassela w ostatnich minutach warto obejrzeć ten film.

Dolan nie byłby sobą, gdyby przy opowiadaniu poważnej historii, nie bawiłby się popkulturą. Tutaj po prostu nie może zabraknąć popowych przebojów, a scena, gdy Nathalie Baye i Léa Seydoux tańczą do „Dragostea din tei” zapada na długo w pamięci. Wyselekcjonowana przez reżysera muzyka, w połączeniu ze zwodząco kolorowymi kadrami, które są pułapką, tworzy bardzo mocny i wymowny efekt, gdzie zderza się ze sobą uroczy kicz rodem z filmów Pedro Almodovara, z prawdą o relacjach międzyludzkich, z podstawową komórką społeczną, czyli rodziną, na czele.

„To tylko koniec świata”, chociaż jest hałaśliwe, to bardzo spokojny, wręcz wyciszony obraz ostatniego pożegnania, gdzie nie wszystko musi zostać wypowiedziane, aby zostało w pełni zrozumiane. Niektóre rzeczy rozumie się lepiej bez słów. Trudno zniszczyć swój własny mit, pokazać się takim, jakim jest się naprawdę, dlatego czasem może nie warto z tym walczyć? Xavier Dolan pokazuje, że śmierć to tylko kolejny z etapów, który – co najbardziej paradoksalne – po prostu należy przeżyć. I nie da się tego wyreżyserować, ani zrobić na własnych zasadach, czego tak naprawdę najbardziej pragnie Louis.

Ocena: 8/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"TO TYLKO KONIEC ŚWIATA" W TV!

Tytuł oryginalny: Juste la fin du monde

Gatunek: Dramat

Reżyseria: Xavier Dolan

Występują: Marion Cotillard, Léa Seydoux, Vincent Cassel

Produkcja: Francja, Kanada

Recenzja powstała w ramach relacji z 32. Warszawskiego Festiwalu Filmowego i została pierwotnie opublikowana 18 grudnia 2016 roku

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn