"Wołyń". Emocjonalnie wycieńczające kino [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Krzysztof Wiktor / Film It / materiały prasowe dystrybutora Forum FIlm
fot. Krzysztof Wiktor / Film It / materiały prasowe dystrybutora Forum FIlm
„Wołyń” to prawdopodobnie najlepszy film Wojciecha Smarzowskiego w karierze. Używam sformułowania „prawdopodobnie”, gdyż chociaż od projekcji filmu minęło kilka godzin, to wciąż trudno się pozbierać po obrazie autora „Drogówki”. Powiedzieć, że to mocne kino, to tak, jakby nie powiedzieć nic. Chyba żadne słowa nie oddadzą ładunku emocjonalnego, jaki niesie dzieło, dlatego każdy powinien zobaczyć ten film.

Zaczyna się od... wesela. Pierwsze minuty „Wołynia” to obserwacja zaślubin młodej Polki z Ukraińcem. Jest zabawa, śmiech, dużo alkoholu, ale też sygnalizowane są już pierwsze konflikty. Ukraińcy czują się gorsi i stłamszeni przez Polaków, a właściwie polskich panów, jak ich ironicznie nazywają; chociaż wspólnie piją wódkę, to nie patrzą na siebie po przyjacielsku, lecz najchętniej skoczyliby sobie do oczu. Ale przecież gra muzyka, a kamera odchodzi od stołu, aby pokazać miejscową tradycję, ze ścinaniem siekierą warkocza młodej pannie. Ponad dwie godziny później ta scena niejako powróci, tylko już w zupełnie innym kontekście.

Wraz z końcem wesela kończy się sielanka, siostra panny młodej, Zosia (świetna i naturalna Michalina Łabacz) dowiaduje się od ojca (niezawodny Jacek Braciak), że nie dane jej będzie się związać się z młodym Ukraińcem Petrem (Wasyl Wasylik), lecz będzie musiała „pójść za” dużo starszego wdowca, Macieja Skibę (doskonały Arkadiusz Jakubik). Ślub musi odbyć się błyskawicznie, gdyż Skiba ma dwójkę dzieci i ogromną gospodarkę, a sam się nią nie jest w stanie zająć, więc kupuje młodą żoną. Po co młodą? Bo na co mu stara? – jak przyzna, trafiając później do wojska.

Wojciech Smarzowski scenariusz swojego filmu oparł na zbiorze opowiadań Stanisława Srokowskiego pt. „Nienawiść” oraz na relacjach Kresowiaków, którzy ze szczegółami opowiedzieli twórcy o wydarzeniach z 1943 roku. Ta dokładność jest doskonale uwypuklona na ekranie, począwszy od strojów, sposobu mówienia oraz smaczków językowych, aż po same zbrodnie, gdy kamera pokazuje rozrywanie ciał przez konie, otwieranie brzuchów ciężarnych kobiet, ścinanie głów czy palenie żywcem dzieci.

Warto jednak zaznaczyć, że autor nie używa przemocy jako taniego wabika na widzów, tylko dokumentuje prawdziwe wydarzenia. Często kamera oddala się przy najbardziej przerażających scenach, asem cięcie następuje tuż przed kulminacyjnym momentem, a wszystko to, aby nie karmić widzów przemocą, tylko pokazać prawdę. Tych scen nie można było pominąć, to się wydarzyło i należało to pokazać, co uczynił Smarzowski.

Twórca „Domu złego” celowo swoją opowieść rozpoczyna w 1939 roku, aby nieśpiesznie i dokładnie pokazać narodziny i dojrzewanie nienawiści. To się nie stało spontanicznie, ani bez przygotowania, ale złowrogie nastroje nasilały się przez całe lata. Wojciech Smarzowski nie ocenia, ani nie wskazuje winnych, tylko odtwarza prawdziwą historię, pokazując, że krew na rękach mieli wówczas zarówno Ukraińcy, Polacy, Niemcy oraz Rosjanie. To portret przerażających czasów, gdy sąsiad na podwórko sąsiada mógł przynieść w wiadrze jego odrąbaną głowę i nic z tym nie można było zrobić. Była zbrodnia, lecz nie było kary, a obok kiełkowało pragnienie zemsty.

Smarzowski już kilka lat temu kręcąc „Różę”, pokazał, że doskonale sprawdza się w kinie historycznym, chociaż jak sam przyznawał, było to dla niego emocjonalnie wycieńczające. Taki też jest dla widzów „Wołyń”, chociaż seans jest wyjątkowym przeżyciem. Po filmie odczuwa się coś oczyszczającego, ale też niepokojącego, gdyż ekranowe wydarzenia nie tylko naprawdę miały miejsce, ale wciąż mogą się wydarzyć, a właściwie stale się wydarzają, tylko tysiące kilometrów od Polski. Ta świadomość przeraża.

„Wołyń” to przykład perfekcyjnie zrealizowanego kina. Nie można mieć zastrzeżeń ani do strony technicznej, ani do scenariusza, ani tym bardziej aktorów. Michalina Łabacz oraz Arkadiusz Jakubik stworzyli wielkie kreacje; ta pierwsza zaliczyła najlepszy debiut w polskim kinie od lat, a Jakubik tylko potwierdził, że jest w aktorskiej czołówce i nie ma dla niego zadań niemożliwych. Ciekawie prezentują się też aktorzy na drugim planie; na długo zostaną zapamiętane wystąpienia chociażby Lecha Dyblika czy Filipa Pławiaka.

„Wołyń” to najważniejszy polski film ostatnich lat. Na taką produkcję czekaliśmy bardzo długo, ale było warto, gdyż to kino najwyższej próby. Właśnie w taki sposób powinno się opowiadać o historii, to dzieło powstałe między podziałami, pokazujące do czego jest w stanie doprowadzić ksenofobia. Wyciszenie – chyba tylko tego pragnąłem po seansie. I dobrze, że mimo tematu filmu Smarzowski wciąż delikatnie mruga okiem do widza, nawiązując do swoich poprzednich dzieł. Wszak pieniądze szczęścia nie dają, ale trzeba je mieć. Takich smaczków jest dużo więcej.

Ocena: 9/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 24 września 2016 roku, w ramach relacji z 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn