"World on fire". Tomasz Kot o serialu "Świat w ogniu: Początki" i karierze za granicą: Takich zabawek u nas nie mają! [WYWIAD]

Adriana Słowik
Adriana Słowik
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
"Zimna Wojna" była przepustką do międzynarodowej kariery dla Tomasza Kota. Już w listopadzie polskiego aktora będziemy mogli oglądać w nowym serialu BBC pt. "Świat w ogniu: Początki". Tomasz Kot zagra też główną rolę w powstającym filmie biograficznym o Nikoli Tesli. Aktor opowiedział nam również o nowej produkcji hiszpańskiego reżysera Kike Maíllo, w której wystąpi. Czy perspektywa międzynarodowej kariery bardziej go peszy, czy jednak motywuje i uskrzydla? Wywiad z Tomaszem Kotem znajdziesz poniżej!

Spotykamy się z okazji produkcji „World of Fire”. Proszę powiedzieć coś o tym serialu, bo wygląda na zrealizowany z dużym rozmachem.

Tak, z bardzo dużym rozmachem i ten rozmach nas dopadł - w pozytywnym sensie - na planie. W związku z tym zwłaszcza przy scenach wojennych, mieliśmy z Borysem refleksję, że takich "zabawek" u nas nie mają. To było imponujące. Strasznie też miłe i satysfakcjonujące było to, że chcieli, aby grało tu jak najwięcej osób z „Zimnej wojny”.

Ten serial dla polskich aktorów jest chyba trochę pokłosiem po „Zimnej wojnie?

Tak, wszyscy byli pod wielkim wrażeniem i często to podkreślali, że mają trójkę z "Zimnej wojny". Wylądowaliśmy tam jako bardzo mocna, zgrana polska ekipa. Od razu też powstał taki niewymówiony pakt, że dajemy z siebie wszystko, co najlepsze, dzielnie nas reprezentujemy. W tym serialu są aktorskie grup z różnych krajów, bo takie było założenie scenarzysty - że każdy kraj jest też w pewnym sensie bohaterem i w związku z tym ściągamy aktorów stamtąd. Później to było niezwykle przyjemne – siedzimy na premierze z Francuzami, Niemcami, Czechami i cieszymy się, że wspólnie taką rzecz zrobiliśmy. Byliśmy częścią czegoś międzynarodowego.

Oprócz naszych wspaniałych aktorów, są też wielkie nazwiska: jest Helen Hunt, jest Sean Bean. Nazwiska, które na mnie robią wrażenie. Zastanawiam się, czy na Panu - po tym ogromnym gigantycznym sukcesie - jeszcze też?

Za każdym razem. Do tego się nie można przyzwyczaić. Każdy z tych ludzi jest trochę inny. Wydaje mi się, że jak dociera się tak daleko, to już nie ma miejsca na przypadkowe idiotyzmy, gwiazdorzenie... A Sean Bean zajeb**ty!

"ŚWIAT W OGNIU: POCZĄTKI" 10 listopada o godzinie 21:30 na kanale Epic Drama!

No właśnie, chciałam zapytać, jak się z nim współpracowało?

Myślę , że więcej ma tu do powiedzenia Zosia Wichłacz, ja go poznałem dopiero przy okazji premiery londyńskiej. Kiedy nagrywaliśmy w październiku „World of Fire”, nie do końca było potwierdzone, że Sean Bean będzie grał. Wszyscy oczywiście trzymali kciuki, żeby zagrał. I jak miałem postsynchrony już tutaj, w Warszawie, podkładałem swój głos, rzeczy dopisane przez scenarzystów, poprosiłem w pewnym momencie o przewinięcie kawałka filmu, żeby zobaczyć kontekst i parę sekund do tyłu widzę wielkiego Seana Beana! No to nieźle! Mogę sobie z tobą Sean pograć. (śmiech) Byłem pod jego wielkim wrażeniem – to jest magnetyczny człowiek. Jak się odzywa tym swoim głosem… Nie poznałem go na początku, to było też śmieszne, wszedłem do pomieszczenia, witam się z Zosią , ona mówi to usiądź tutaj, bo mamy naradę. Siadam obok jakiejś kobiety, rozglądam się i widzę Sean Bean. I mówię do tej kobiety na ucho –nie poznałem Seana Beana, ale numer. A ona mówi – a ja jestem jego żoną. (śmiech) To było niesamowite spotkanie, facet ma klasę, poczucie humoru, jest super.

Czy coś pana w szczególności zaskoczyło na planie? Kiedy polscy aktorzy trafiają na plan zagranicznej produkcji, od razu pojawiają się pytania: jakie różnice, czy jest inaczej niż w Polsce?

Zaskoczyła mnie szybkość i sprawność. Ale to też polegało na tym, że cokolwiek się na planie nie wydarzy, cokolwiek się nie przewróci, cokolwiek nie wybuchnie, jest osobny serwis, który to posprząta w pięć minut. I jakaś taka niewiarygodna wśród aktorów gotowość na więcej. Momentami to było naprawdę zabójcze tempo. Byłem zaskoczony poziomem profesjonalizmu. Tu nie ma prawa nic pęknąć, robimy wszystko co jest uzgodnione, a wy musicie mieć siłę. (śmiech)

To jest chyba dobry moment dla polskich aktorów za granicą. Zaczynamy brylować. Pan jest tego najlepszym przykładem, Joanna Kulig, Borys Szyc, Zosia Wichłacz.

Jest i wydaje mi się, że jesteśmy bardzo atrakcyjnym kierunkiem. To się czuje.

Chciałam też wspomnieć o Nicoli Tesli. Proszę trochę opowiedzieć o tym projekcie, bo ta informacja wszystkich nas zelektryzowała!

Tak, mnie też to zelektryzowało. Choć ja od roku mam tak, że już prawie jestem gdzieś w obsadzie i w ostatniej chwili coś się dzieje. Nie do końca są mi znane reguły tej gry. A przy tak wielkich budżetach, tak wielkich produkcjach, tak wiele czynników jest istotnych. To już nie polega tylko na indywidualnym kontakcie reżyser – aktor, to są wielkie maszyny finansowe.
Z ostatnich ustaleń - po dwóch miesiącach przygotowań do tej roli - wszystko przesunięto na marzec. (śmiech) Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jak powiedziałem reżyserowi – mój debiut, „Skazany na bluesa”, też miał rok przerwy, po pierwszym dniu zdjęciowym odwołano film. A wyszło w sumie dobrze. A w międzyczasie dostałem rolę u hiszpańskiego reżysera Kike Maíllo i w listopadzie zaczynamy thriller psychologiczny. Jestem bardzo podekscytowany i czuję się, jak debiutant.

Co to za rola?

Spełnionego mężczyzny, który spotyka na lotnisku w Tokio pewną damę wyglądająca na psychicznie chorą, ale okazuje się, że to wszystko jest zamierzone. I już nic więcej nie mogę powiedzieć. (śmiech)

Zastanawiam się, czy lubi pan oglądać seriale? Może jest taki, w którym chciałby Pan zagrać?

Może nie tyle, żeby w tym zagrać, bardziej - czegoś takiego doświadczyć. Nie potrafię się załapać na jakieś super popularne seriale. (śmiech) Ale na przykład uważam że genialnym aktorskim serialem jest „Peaky Blinders”. „Counterpart” to też jest genialny serial. Jest super, grają świetni aktorzy, a idea świata równoległego powoduje, że każdy ma multum zadań przed sobą.

Perspektywa międzynarodowej kariery bardziej peszy, czy motywuje i uskrzydla?

Wszystko na raz. Peszy – bo nie znam reguł. Językowo –bo nie znam idiomów, nie znam kontekstu, więc jest obawa, że dzieje się być może o parę procent więcej, niż ja jestem w stanie wyłapać. Ale mobilizacja jest olbrzymia, niewiarygodna. Bo nie przyjechałem tutaj taksówką, tylko przeleciałem ocean, a nie będę miał swojej szansy co trzy dni. I to jest chyba rozwijające. Męczące też, czasami bardzo, ale jak widzisz, że życie oferuje ci takie zabawki, to bawmy się. Idźmy do przodu!

A gdzie było bliżej, do Bonda czy Marvela?

Do Bonda, tam było bardzo blisko. Marvel to ktoś coś powiedział, zrobiłem self-tape'a, było pozytywne zamieszanie, ale przy Bondzie była najpoważniejsza praca. Siedząc we własnej kuchni, korzystając z talentu mojej żony, która jest fotografem i operatorem, stanęliśmy na głowie, żeby zrobić to najlepiej, jak to było możliwe.

Co w takim razie poszło nie tak?

Pojęcia nie mam. To są olbrzymie machiny.

Tomasz Kot o serialu "Świat w ogniu: Początki" i karierze za granicą - zobacz wideo!

[facebook]https://www.facebook.com/nie.spie.bo.seriale/?tabs=;strona[/facebook]

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn