"X-Men: Mroczna Phoenix" [RECENZJA]. Ciemniejsza strona pani Grey. Porażka roku czy czyste kino rozrywkowe?

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
"X-Men: Mroczna Phoenix" łatwo mieć nie będzie. Film już został zmiażdżony w większości recenzji, a największa hekatomba zapewne jeszcze nadejdzie. Ja jednak, o dziwo, będę dużo łagodniejszy w swoich osądach, bo na "Mrocznej Phoenix" doskonale się bawiłem. Ostatnia odsłona "X-Menów" to moje nowe guilty pleasure.

"X-MEN: MROCZNA PHOENIX" - RECENZJA

Trochę się zastanawiam, czemu większość krytyków miała wysokie oczekiwania odnośnie do "X-Men: Mroczna Phoenix". Oczywiście rozumiem, że "Logan: Wolverine" zachwycał, ale tamten obraz był raczej pozytywnym wypadkiem przy pracy, bo seria "X-Men" w moich oczach zawsze stała kiczem i chaosem, czego najlepszym potwierdzeniem było wcześniejsze nieudolne "X-Men: Apocalypse", które wręcz zapowietrzało się próbami bycia poważnym kinem.

"Mroczna Phoenix" na pierwszy rzut oka oczywiście również rości sobie do tego pretensje. Podejrzewam, że Simon Kinberg, będący tym razem zarówno reżyserem, jak i autorem scenariusza, pisząc skrypt chciał, aby wszystko było poważne, przepełnione patosem i znaczące. Wiecie, taka skomplikowanie psychologiczna historia o radzeniu sobie ze sobą, przeszłością oraz własnymi grzechami. Tyle, że to kompletnie nie wyszło. Finalnie otrzymaliśmy - być może przypadkiem - film, który jest niezwykle autoironiczny, zupełnie tak, jakby nabijał się sam z siebie i swoich poprzednich odsłon.

Nie wiem, czy ten efekt był zamierzony czy nie, ale ja to kupuję. Gdy widzę, jak znudzona udziałem w tym cyrku jedna z postaci w końcu może odejść, to automatycznie na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Podobnie jest, gdy słyszę po raz enty podniosłą przemowę profesora Xaviera (gdzie James McAvoy zapewne doskonale zdaje sobie sprawę, że wiele do pogrania to tutaj nie ma) lub widzę ochroniarzo-policjantów, dumnie reprezentujących naszywkę ze skrótem MCU na ramionach. Mam wrażenie, że w tej części twórcy osiągnęli apogeum kiczu, tak bardzo charakterystycznego dla serii, gdzie zbyt niebieskie i okropnie wyglądające twarze mutantów już nie irytują, tylko śmieszą.

"Mroczna Phoenix" wywala się na swoim scenariuszu. Całość jest zbyt prosta i trudno nie mieć wrażenia, że skrypt pisano na kolanie, aby jak najszybciej wejść na plan i zrealizować zdjęcia. Dlatego też Sophie Turner raczej za bardzo nie spociła się podczas prac nad filmem i nie miała szansy na pokazanie ciemniejszej strony pani Grey, a Jessica Chastain wcieliła się w jeden z najbardziej zbędnych czarnych charakterów w historii kina.

Z drugiej strony... dobrze mi się to wszystko oglądało. "X-Men: Apocalypse" było przekombinowane i fabularnie przeładowane, a tutaj całość po prostu pędzi, niczym hehe pociąg, do przodu i nie ma większych przestojów. Tak naprawdę od "Mrocznej Phoenix" nie oczekiwałem żadnych fabularnych wygibasów, a wręcz spodziewałem się tragedii. Zamiast tego otrzymałem czyste i nieskomplikowane kino rozrywkowe, gdzie cieszę oko ładnymi obrazkami, a ucho raduje się dźwiękami skomponowanymi przez Hansa Zimmera. Tylko tyle i aż tyle.

Ocena: 6/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 8 czerwca 2019 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn